Info
Ten blog rowerowy prowadzi tomalos osady Chlewo, Łódź. Przekręciłem już z BIKEstats 29758.89 kilometrów w tym 9317.12 po wertepach Jeżdżę z prędkością średnią 20.62 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Moje rowery
Nie mam rowerów...Wykres roczny
Tutaj chcę mieć blisko
agenciara asica benasek blase czesiek darecki djk71 dmk77 granicho-bez-4 jpbike kosma100 mavic Młynarz pyszard siwiutki tatanka Vicente Wiola zielak żelekPolecam
BIKEstats Harpagan Sieradzkie Parki Krajobrazowe Puchar Polski w MTBO MTBO w regionie łódzkimArchiwum bloga
- 2014, Wrzesień1 - 1
- 2013, Październik1 - 0
- 2013, Sierpień10 - 3
- 2013, Lipiec4 - 4
- 2013, Kwiecień2 - 1
- 2012, Kwiecień3 - 2
- 2012, Marzec2 - 2
- 2011, Listopad3 - 6
- 2011, Październik1 - 0
- 2011, Czerwiec1 - 10
- 2010, Grudzień1 - 13
- 2010, Maj7 - 19
- 2010, Kwiecień8 - 16
- 2010, Marzec3 - 13
- 2010, Luty1 - 5
- 2010, Styczeń3 - 6
- 2009, Grudzień8 - 39
- 2009, Listopad5 - 4
- 2009, Październik3 - 10
- 2009, Wrzesień18 - 20
- 2009, Sierpień2 - 4
- 2009, Lipiec8 - 24
- 2009, Czerwiec4 - 12
- 2009, Maj6 - 16
- 2009, Kwiecień15 - 28
- 2009, Marzec22 - 38
- 2009, Luty12 - 9
- 2009, Styczeń19 - 37
- 2008, Grudzień10 - 55
- 2008, Listopad5 - 20
- 2008, Październik15 - 91
- 2008, Wrzesień7 - 33
- 2008, Sierpień9 - 16
- 2008, Lipiec26 - 55
- 2008, Czerwiec15 - 40
- 2008, Maj18 - 68
- 2008, Kwiecień11 - 115
- 2008, Marzec8 - 139
- 2008, Luty8 - 106
- 2008, Styczeń2 - 12
- 2007, Grudzień9 - 121
- 2007, Listopad6 - 72
- 2007, Październik9 - 14
- 2007, Wrzesień8 - 0
- 2007, Sierpień27 - 162
- 2007, Lipiec10 - 130
- 2007, Czerwiec20 - 136
- 2007, Maj14 - 113
- 2007, Kwiecień21 - 132
- 2007, Marzec19 - 123
- 2007, Luty19 - 132
- 2007, Styczeń18 - 55
- 2006, Grudzień7 - 3
- 2006, Listopad8 - 16
- 2006, Październik15 - 19
- 2006, Wrzesień7 - 0
- 2006, Sierpień14 - 0
- 2006, Lipiec7 - 0
- 2006, Czerwiec11 - 0
- 2006, Maj11 - 3
- 2006, Kwiecień4 - 0
- 2006, Marzec1 - 0
- 2006, Styczeń2 - 0
- 2005, Wrzesień3 - 0
- 2005, Sierpień5 - 0
- 2005, Lipiec7 - 2
Wpisy archiwalne w kategorii
Maxi 100km i więcej
Dystans całkowity: | 7542.98 km (w terenie 2143.50 km; 28.42%) |
Czas w ruchu: | 372:48 |
Średnia prędkość: | 20.23 km/h |
Maksymalna prędkość: | 65.01 km/h |
Liczba aktywności: | 49 |
Średnio na aktywność: | 153.94 km i 7h 36m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
171.50 km
0.00 km teren
07:46 h
22.08 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
Witaj Estonio! :)
Wtorek, 21 sierpnia 2007 · dodano: 21.08.2007 | Komentarze 8
Witaj Estonio! :)Śpimy na przystanku w Krustakrogos. W nocy przypałętał się jakiś typek... jak zaświeciłem latarkę to się spłoszył i zwiał :). Rano jest pochmurno, trochę pada, ale całkiem ciepło.
Śniadanko jemy pod nieczynnym barem przy drodze A2. Akurat się rozpadało więc jest okazja. Zjedliśmy ale pada nadal, poczekaliśmy nieco i pojechaliśmy, na szczęście po chwili deszcz ustaje.
Kierujemy się do granicy z Estonią, na Valgę. Jak już nieco zgłodnieliśmy to postanowiliśmy zatrzymać się ciacho na przystanku... ale przyszedł jakaś gość i zaczął z nami gadać, potem przeszły jeszcze trzy niewiasty (jedna starsza i dwie młode). Trochę nam głupio wyciągać ciastka bo nie mamy ochoty się dzielić :) (kończą się), więc czekamy za autobusem ale nie przyjeżdżał. Głodni jedziemy na następny przystanek :) Po jakiejś minucie jazdy mijamy autobus :). Przed Valgą baaardzo długi odcinek jedziemy przez las. Na granicy symboliczna kontrola i już jesteśmy w Estonii. W informacji turystycznej pełen profesjonalizm, pani jest bardzo miła, rozmawia w kilku językach i udziela informacji użytecznych (i rzetelnych) dla osób z którymi ma do czynienia. Wymieniam kasę we wskazanym przez panią w informacji miejscu, tak żeby nie płacić jakiejś tam prowizji - no i nie płacę. Pierwsze wrażenie o Estonii - bardzo pozytywne. Poza tym Valga to zadbane miasto.
Jedziemy na Tartu. Początkowo super ścieżką rowerową a potem super gładkim asfaltem. W międzyczasie się wypogodziło. Śpimy przed Tartu w opuszczonym gospodarstwie. Rozbijamy się w stodole bo było tam przyjemniej niż w zatęchniętym domu.
Kategoria W towarzystwie, Maxi 100km i więcej
Dane wyjazdu:
153.40 km
40.00 km teren
08:06 h
18.94 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
Rano okazuje się, że
Poniedziałek, 20 sierpnia 2007 · dodano: 20.08.2007 | Komentarze 14
Rano okazuje się, że nie taki diabeł straszny, było aż 6*C, więc cieplej niż wczoraj, my też się cieplej ubraliśmy więc nie zmarzliśmy. Andrzej jak zwykle wstał pierwszy, a że wolniej jechał po szutrze więc ruszył zanim ja byłem gotowy i potem miałem go dogonić. Byłem jakiś zaspany i pół przytomny jeszcze. Spakowałem się, strzeliłem jakieś foty i pojechałem. Zwiał mi trochę dalej niż myślałem ale po kilkunastu minutach już jechaliśmy razem. W pierwszej miejscowości uzupełniamy zapasy wody. Po kilkunastu km wjechaliśmy na asfalt i na małej wyniesionej zatoczce wrąbaliśmy śniadanko. Prędkość na asfalcie wzrosła z około 12km/h do około 25km/h. W Jekabpils przejechaliśmy nad największą rzeką Łotwy - Dźwiną (po ichniejszemu Daugava). Zwiedziliśmy cerkiew przy skrzyżowaniu, na którym długawo zastanawialiśmy się gdzie jechać. Cerkiew może nie była jakaś powalająca, ale była otwarta a w dodatku rosły przy niej pyszne jabłka :) Jekabpils to bardzo rozlazłe miasto.Kierujemy się na Madonę aby potem zboczyć w "góry".
Po jakimś czasie zjeżdżamy z asfaltu i szukamy najwyższego szczytu Łotwy .Żeby tam trafić musimy znowu wjechać na szutry :). Odnalezienie szczytu wcale nie jest taką łatwą sprawą jak by się mogło wydawać, w czasie tych poszukiwań lądujemy między innymi na środku prywatnego podwórka :D ale w końcu się udaje. Szczyt ma aż 312m n.p.m., strzałeczki tablicy informacyjnej wskazują na :
Mt. Gaizins Peak
Gues House
Coffee Shop
Equipment rental
Skiing
Snowtubing
... prawie jak w Alpach, zaczynamy się już powoli rozglądać za jakimś lodowcem do połazikowania i obawiamy się czy bez raków i czekanów damy radę... ufff, jakoś się udało ;)
Na szczycie stoi wieża z zamurowanym wejściem i tablice opisujące widok w każdą stronę... cóż widzimy tylko las i kawałek prześwitu dzięki wyciągowi narciarskiemu. Wysokość... nawet nie pół Ślęży, niemniej jednak.... najwyższy szczyt kolejnego kraju zdobyty!!! Teren naprawdę jest mocno pofałdowany, można poczuć się jak w niższych partiach Beskidów.
Na wąskiej krętej pagórkowatej drodze z bardzo luźnym i głębokim szutrem mina nas TIR... nie było by w tym może nic dziwnego gdyby nie fakt, że zapierdzielał jakieś 90km/h! Obsypał nas żwirem, w pierwszej chwili nic nie było widać a tumany kurzu utrzymywały się w powietrzu przez dobrych kilka minut. Po drodze objadamy się jabłkami ze starych sadów. W Vecipiebalga robimy sobie kawkę na zabudowanym przystanku. "Do kawy to mi najlepiej podchodzi... konserwa rybna" :D:D:D:D
Kategoria W towarzystwie, Maxi 100km i więcej
Dane wyjazdu:
180.60 km
6.00 km teren
08:16 h
21.85 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
Jonawa-Akniste...
W nocy zimno
Niedziela, 19 sierpnia 2007 · dodano: 19.08.2007 | Komentarze 4
Jonawa-Akniste...W nocy zimno (właściwie to piździ na całego), ale nie chce mi się wyłazić ze śpiwora żeby założyć jeszcze jakieś ciuchy. Rano jest jedno wielkie brrrr (przypomina mi się wyjątkowo zimna i mokra wyprawa Karpaty Wschodnie - Ukraina 2004, której hasłem przewodnim było właśnie „brrrrrrrrrr” :)). Rano wszystko pokryte jest rosą, powietrze gęstnieje od mgły a termometr pokazuje...
...4,5*C, nic dziwnego, że było nam zimno. Taaa... mamy letnie, ciepłe jak gazeta, śpiworki (w końcu to sierpień) a przecież będziemy jechać na północ.
Szybko zbieramy zabawki i wsiadamy na rowerki żeby się nieco rozgrzać. Kierujemy się na Ukmerge gdzie Andrzej robi małe zakupy w Lider Szajsie (jest punkt 7:00, właśnie otwierają) konkretnie kupuje dwa chleby :). Koło sklepu kręcą się jakieś pijaczki i robi się całkiem swojsko :) Swoją drogą jest to chyba jedyny sklep ze znanej nam sieci jaki spotkaliśmy na tej wyprawie, więcej żadnych Tesco, Geantów, Albertów, Plusów, Aldich, Carrefourów i tym podobnych wynalazków z mniej obcych nam części Europy nie spotkaliśmy.
Po wyjechaniu z miasta na pierwszym parkingu robimy śniadanko i suszymy zarosiałe śpiwory. Zaliczyłem tu niezłą „wtopkę” której opis zacznę od przybliżenia mojego systemu nawadniania. Wyglądał on tak: 1 bidon z wodą + 1 bidon z wodą i witaminkami + 1,5 butelka z wodą w sakwie. Butelkę zawsze wkładałem korkiem do dołu, ze względu na to, że tak łatwiej dała się wepchnąć.... tym razem zapomniałem jej zakręcić, chyba nie muszę pisać nic więcej :D.
Sakwa suszy się na znaku :)
Jak już sakwa mi przeschła to ruszyliśmy w stronę przejścia granicznego z Łotwą w Subate, jadąc przez Rokiskis (po polsku to Rakiszki).
Korbaka studni w ruch a rowerek buch :)
Jakieś 10km przed granicą natrafiamy na chyba najciekawszy obiekt dzisiaj. To wiatrak, który w promieniach chylącego się już ku zachodowi słońca wygląda naprawdę czadowo.
Po symbolicznej kontroli granicznej około 18:00 jesteśmy na Łotwie. Od razu widać znaczące zmiany, droga straciła na równości i pojawiły się dobrze nam znane koleiny ale i tak sporo mniejsze niż polskie (nie to żebym za mini specjalnie tęsknił :)), budynki jakieś takie hmmm... widać, że Ruscy przyłożyli tu swoją łapę z większą pieczołowitością.
Jedziemy do Akniste i skręcamy na Jekabplis a tu nagle... koniec asfaltu, czas na szuter!!! :). Od razu pojawiły mi się ogniki w oczach :) Mojej radości nie podzielał asfaltowiec Andrzej na swoich łysych kapciach 1,5 :) I tak sobie teraz jechaliśmy, ja uśmiechnięty – Andrzej naburmuszony – i szukaliśmy miejsca na nocleg. Padło na bale siana. Mając w oczach poranne wskazania termometru do spania ubieramy się ciepło, tym bardziej, ze niebo jest pogodne. Zamiast kołysanki - popiskiwania czajek i klangor żurawi.
Kategoria W towarzystwie, Maxi 100km i więcej
Dane wyjazdu:
160.22 km
3.00 km teren
06:43 h
23.85 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
Suwalki-Kowno-Jonawa.
W Suwałkach
Sobota, 18 sierpnia 2007 · dodano: 18.08.2007 | Komentarze 4
Suwalki-Kowno-Jonawa.W Suwałkach jesteśmy punktualnie (czyli około 9:30) i od razu ruszamy w stronę przejścia granicznego w Budzisku drogą Via Baltica (jeszcze nie raz będziemy po niej jechać). Górka, dołek, górka, dołek... i meldujemy się na granicy, wyprzedzamy kilka stojących w kolejce aut, pokazujemy paszporty i kierujemy się na Kaunas (po naszemu Kowno) przez Kalvarije...
Kalwarija - przydrożny krzyż
...i Mariampole.
Zabytkowy dworzec ceglasty w Mariampolu
Gdzieś między tymi miejscowościami robimy sobie popasik, zaparzyłem kawusię i osłodziłem mlekiem skondensowanym :). Gdzieś na trasie spotykamy bardzo liczną rowerową ekipę Włochów, częstują nas jabłkiem i migdałami, wyprzedzamy ich. Potem dochodziło do nas kilka małych grupek pościgowych ale wszystkie szybko puchły, pomimo że byli bez sakw. W Mariampolu zatrzymujemy się żeby popatrzeć na zabytkowy ceglasty dworzec, muszę przyznać, że ładny. Od Mariampole do Kowna jedziemy praktycznie pustą (zmiana nawierzchni) E 67. Po gładziutkiej pustej drodze jedzie się super, dodatkowo mamy z wiatrem, mkniemy od 30 do 40km/h. Andrzeja już tradycyjnie podczas pierwszego dnia wyprawy boli głowa.
Co oznacza ten znak z czarną plamą pośrodku nie udało nam się ustalić (widzieliśmy go kilka razy)
W Kownie meldujemy się około 16:00, nie zwiedzamy miasta, przejeżdżamy Niemen (po ichniejszemu Nemunas) i... błąkamy się nico, pytamy o drogę i okazuje się, że musimy trochę wrócić i jechać „Wilejką” czyli autostradą do Wilna i potem skręcić na Jonavę (też autostrada). Po odnalezieniu właściwej drogi robimy kolejny popas (Andrzej uszczupla moje zapasy paracetamolu). W Kownie średnia z hukiem na duł poleciała, ale po wjechaniu na autostradę jedzie się dobrze, co ja gadam, jedzie się super miodowo! Znowu prujemy nie schodząc poniżej 30km/h. Przed Jonavą zjeżdżamy trochę w las i szykujemy się do spania na odłogu z sosenkami. Na kolację robię makaron (podstawa mojego wieczornego żarcia) z kabanosem i białym barszczem o konsystencji sosu. Wsypałem za dużo barszczu i wyszło mi kwaśne to jedzonko, cóż teraz już będę wiedział ile sypać :).
Kategoria W towarzystwie, Maxi 100km i więcej
Dane wyjazdu:
224.62 km
25.00 km teren
10:21 h
21.70 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
WIELKIE DZIĘKI DLA KOSMY I WIOLI, które cierpliwie na mnie czekały kierując mnie telefonicznie przez pokręcone ulice śląska i przygoto
Piątek, 10 sierpnia 2007 · dodano: 10.08.2007 | Komentarze 11
Rano rowerkiem do pracy a po pracy (około 15:00) Wyruszyłem do Dąbrowy Górniczej na zlocik u Kosmy. Z początku szło mi wyśmienicie, śmigałem kolejno przez: Strońsko (tutaj pierwszy przelotny deszcz), Widawę, Szczerców, Strzelce Wielki, Brzeźnicę Nową Wyprzedzając co chwilę jakąś pielgrzymkę. Dalej przez Cykarzew i w Kokawie skręciłem na Mykanów chcąc wziąć Częstochowę bokiem i pojechałem przez Rudniki i Mstów. Tutaj zaczęło robić się ciemno i pierwsze problem (deszcz znacznie solidniejszy niż ten koło strońska i pierwsze błądzenie przez moją archiwalną mapę). Polami i lasami dojechałem jakoś przez Olsztyn do Choronia za którym moja sytuacja uległa drastycznemu pogorszeniu, usłyszałem nagle kilka głośnych "szur szur szur" a kilka sekund później bardzo głośne "bum". Nie wiem czy najpierw pękła opona przy obręczy a potem hamulec dokonał dzieła zniszczenia dętki, czy może hamulec w jakichś niewyjaśnionych okolicznościach przeciął oponę i dętkę, raczej to pierwsze bo klocki były dobrze ustawione.Zabrałem się za naprawę: zmieniłem dętkę a oponę owinąłem taśmą izolacyjną, rozpiąłem tylny hamulec i w drogę. Ale co to?! Powietrze nadal uchodzi! Cholera jasna, moja zapasowa dętka okazała się dziurawa! Co jakieś trzy km musiałem się zatrzymywać i pompować, potem w sprinterskim tempie jechałem póki powietrze całkiem nie zeszło. Niestety raz pojechałem 100m za daleko i dodatkowo rozciąłem dętkę. Ponownie rozebrałem koło, odszukałem dziury i z braku łatek zakleiłem je taśmą... po tej operacji dętka znowu trzymała powietrze... przez jakieś dwa km, potem sprint i pompowanie i tak w kółko. Dąbrowie G. powietrze schodziło jednak już bardzo szybko i olałem temat jadąc jakieś 7km na kapciu. ....aha, awaria dotyczyła koła tylnego. W taki oto sposób ostatnie 50km pokonałem w jakieś 5h :( a zamiast być u Kosmy o 1:00 zameldowałem się o 4:00 nad ranem. W tym miejscu składam WIELKIE DZIĘKI DLA KOSMY I WIOLI, które cierpliwie na mnie czekały kierując mnie telefonicznie przez pokręcone ulice śląska i przygotowały na mój przyjazd pyszne ciepłe jedzonko i równie pysznego zimnego żubrzyka :)
Aha, to mój rekordowy dystans :)
Kategoria W intymności, Maxi 100km i więcej
Dane wyjazdu:
100.67 km
20.00 km teren
04:16 h
23.59 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
Rano zebraliśmy zabaweczki
Niedziela, 1 lipca 2007 · dodano: 01.07.2007 | Komentarze 20
Rano zebraliśmy zabaweczki i udaliśmy się do Wolborza na start, gdzie czekał już zielak z młynarzem.Wszyscy mniej lub bardziej (raczej bardziej) zwariowani - pozytywnie i każdy po po swojemu:)
Przed startem dobra bułka nie jest zła bo jest dobra i duża :D
Zdjęć z rajdu nie mam bo jak się rozkręciłem to nie mogłem się już zatrzymać :P Wybrałem wariant w którym najpierw zbierało się punkty z południowej strony zbiornika a potem z północnej, większość pojechała odwrotnie. Wybór był zupełnie przypadkowy. Na starcie ustawiłem się na końcu stawki i przez pierwsze kilometry ciężko było się przebić ale na drugim PK (nr 6) zameldowałem już jako 4. Dobrze mi się jechało :) Dwa razy źle wjechałem i straciłem trochę minut, przed PK nr 1 (żywieniowy) dogonił mnie zielak... samochodem :) Pogawędziliśmy trochę, zapozowałem do zdjęć i dalej w trasę. Gdzieś koło PK 7 dogonił mnie jakiś biker, jechaliśmy potem trochę razem, trochę prowadził on a trochę ja, ostatni raz dogonił mnie przy PK nr 10 jak szukałem punktu nie przy tym mostki co trzeba. Miał być na drugim a ja szukałem na pierwszym a to dlatego, że wcześniej był też mostek... wystarczyło na mapie dojść do tego, że te dwa mostki są na łąkach a ten pierwszy, który mijałem był w lesie. Szybko wyprzedziłem towarzysza bikera i oglądałem się za nim potem ale musiało go coś zatrzymać bo na mecie był kilkanaście minut za mną.
Dane z rajdu (prawie dokładne, bo zapomniałem wyzerować licznika na starcie):
przejechane: 78km
prędkość średnia 26.4km/h
czas jazdy: 2:57
prędkość max: 48.8km/h
czas ogólny 3h 20min
zaliczone PK: 10 z 10
teren: 20km (?)
wynik: 5 miejsce :)
wrażenia: bezcenne i niemierzalne :)
Trasa była bardzo przyjemna i bardzo łatwa, prawie płasko, dużo asfaltu, organizacja dobra i są chęci na następną edycję :)
W oczekiwaniu na resztę ekipy pokręciłem się nieco po Wolborzu, wieczorkiem zrobiliśmy grilla - atmosfera była super.
Zielak nieco nabroił :)
Potem odpłacił za winy rozpalaniem grilla :)
Był Młynarz = były Piasty :)
Kategoria Maxi 100km i więcej, Zawody i rajdy
Dane wyjazdu:
159.05 km
38.00 km teren
07:20 h
21.69 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
Gdzie? Do Wolborza!!!
Po co?
Sobota, 30 czerwca 2007 · dodano: 30.06.2007 | Komentarze 5
Gdzie? Do Wolborza!!!Po co? Na BikeOrient!!!
Jak? Dwukołowym pojazdem jednośladowym napędzanym siłą mięśni, czyli po pedalsku ;)
Dlaczego? Spotkać się w gronie rowerzystów, poznać reprezentantki i reprezentantów Team BIKEstats, poćwiczyć MTBO przed jesiennym harpaganem no i dla dobrej zabawy.
Pakowanko i smarowanko jak zwykle zostawiłem na ostatnią chwilę stąd plany zwiedzania po drodze zostały przełożone na "kiedyś tam". Jak tylko ruszyłem z domu w kierunku Warty ujrzałem to:
Ale przecież nie zawrócę z powodu jakiejś tam chmurki i pojechałem dalej przez Rossoszycę do Szadku, dalej do Pabianic i przez Tuszyn do Wolborza. Starałem się jechać zadupiami i szutrami i nawet mi się to udało. Ciągle widziałem jakieś groźna chmury ale na szczęście tylko straszyły i padało skąpo, choć od Pabianic do Czarnocina (35km) było mokro i musiało porządnie lać tuż przed moim pojawieniem się tam. Po drodze dożywiałem się pysznymi wisienkami w okolicach Czarnocina i później malinami...
10 sekund później...
Po drodze stuknęło mi 6000 w tym roku
W Wolborzu umówiłem się z Moniką i pojechaliśmy zobaczyć na start jutrzejszego rajdu
Potem po Agnieszkę do Bogusławic i... na wycieczkę :)
Do Wolborza zachciało się nam skrótów... skończyło się to w sianie :) i doskonale pamiętam czyj to był pomysł ;P
Gdzieś tam jest kaseta :)
A tu widać nawet łańcuch :)
A gdzieś tu po prawo jest mój rowerek - ktoś tu czarną robotę odwalał :P...
...ooo i znowu :D
Jak już dotarliśmy do Wolborza (wracając na znaną trasę) to zgarnęliśmy tam Piotra i udaliśmy się do niego wymienić Kosmy szczerbatą zębatkę... ale tyle ma pary ta niewiasta, że nie udało mi się odkręcić kasety, którą kiedyś tam zakładała.
Potem nad Zb. Sulejowski sprawdzić czy woda jest :P. Woda była ale nie znaleźliśmy żadnego PK. Powrót w deszczu, ale dziewczyny dzielnie to zniosły :) Wieczorem grill i browarki :)
nowa część - pedały SPD pd m-520
Kategoria Maxi 100km i więcej, Nowa część
Dane wyjazdu:
109.43 km
26.00 km teren
06:45 h
16.21 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
Sudety - dzień 3. Zobacz
Sobota, 9 czerwca 2007 · dodano: 09.06.2007 | Komentarze 12
Sudety - dzień 3. Zobacz też: dzień 0 - dojazd, dzień 1, dzień 2, dzień 4 - powrótNiestety Canon pojechał w inne góry a ja musiałem pstrykać starym pożyczonym kompakcikiem :/
Lipova-Lazne, Jesenik, Karlova Studanka, Pradziad, Karlova Studanka, Vbrno pod Pradedem, Hermanowice, Zlate Hory, granica, Jarnołtówek, Biskupia Kopa, Jarnołtówek, Żabie Oczko.
Ze względu na moją nieporadność w odnajdywaniu się na czeskich szlakach postanawiam, że dziś nie pcham się w teren tylko jadę asfaltami.
Od noclegowni ruszam przez Lipową, Jesenik i Vidly do Karlovej Studanki. Dzień zaczyna się łagodnym podjazdem do miejscowości Bela, potem z łagodnego robi się 11% na przełęcz. z przełęczy szybki zjazd do miejscowości Vidly i do Karlovej znowu kilkukilometrowy podjazd, tym razem 12%. Po drodze (Bala pod Pradedem) zatrzymuję się przy sklepie na mały śniadaniowy popasik, po chwili podjeżdża grupka szosowców. A z Karlowej to już wiadomo, 6km ostro pod górę na Pradziada. Postanowiłem, że wjadę na górę bez zatrzymania i że jak przejadę kilkaset metrów to ocenię ile mam jeszcze sił po dotychczasowych podjazdach i określę sobie prędkość minimalną. Tak też zrobiłem i wyszło, że będzie to 9km/h. Okazało się, że z taką prędkością łykam kolejne grupki jak i pojedynczych rowerzystów, zarówno na trekkingach jak i na MTB. Czekam jedynie kiedy wyprzedzi mnie jakiś szosowiec. Chyba mało ich akurat wjeżdżało bo wyprzedził mnie tylko jeden, oddech drugiego przez długi odcinek czułem na plecach ale gdzieś po drodze mi przepadł. Podjazd nie okazał się jakiś straszny, ten przed Karlovą wydawał mi się cięższy. Na szczycie masa bikerów (na oko 100).
Zrobiłem dwie honorowe rundki dookoła wieży TV, przegryzłem nieco i.... 6km zjazdu z minimalną prędkością 50km/h :) SUUUUUUUUUUPER!!!!! :D Potem kolejne kilometry zjazdu do Vbrna pod Pradedem, było akurat po burzy, więc koła zrobiły mi niezły prysznic :)
Z Vbrna do Zlatych Hor przez Hermanowice w których poszukując obiadu zafundowałem sobie stromiasty podjazd przez wieś i nic nie znalazłem. No ale przynajmniej przejechałem sobie przez bardzo uroczą miejscowość. Po drodze bardzo fajne widoczki, do prawdy przesympatyczny krajobraz.
Po czeskich asfaltach jeździło mi się świetnie, nie ma dziur, ruch bardzo mały, w takich warunkach to można by szosówką śmigać z wielką frajdą.
W Zlatych Horach wybieram sobie knajpę tuż przy ratuszu i zamawiam obiadek z browarkiem :)
Napełniam jeszcze bukłak i ruszam w kierunku granicy kupując za ostatnie korony Staropramena na wieczorne posiedzenie :)
ZA granicą skręcam w prawo do Jarnołtówka gdzie kupuję lada i pierwszą od kilku lat Coca Colę :) Nie wiedziałem, że to cholerstwo takie drogie jest :) Zakupuję też mapę gór opawskich i ruszam w kierunku Biskupiej Kopy. Straszy burzą, więc zatrzymuję się w schronie w celu przeczekania, po chwili podjeżdża biker. Rozmawiamy przez chwilę, wypytuję go możliwość podjazdu na Biskupią. On stwierdza, że nie będzie już padać i pojechał - też na Biskupią, ale mocnym technicznym podjazdem na który nie chciałem się pchać z cieżkawym plecakiem bo pewnie by się skończyło na wnoszeniu roweru. Ja postanowiłem jeszcze poczekać, ale rzeczywiście burza się oddaliła i pojechałem. Ostatni odcinek podjazdu (po granicy) też okazuje się trudny technicznie i stromy, przynajmniej dla mnie i parę razy muszę zejść z rowerka. Wchodzę na wieżę widokową (2.50zł lub 16KC). Potem gadam z Czechem z kasy o mojej ramie i plusach i minusach różnych hamulców.
W dole Zlate Hory
Planowałem spać gdzieś tu w pobliżu ale zjazd do Jarnołtówka mi się spodobał i nie chciało mi się zatrzymywać (byłem tam w kilka min:D) :) poza tym było jeszcze całkiem wcześnie a ja nie miałem jeszcze dosyć gór :) Postanowiłem, że wjadę na przeciwną stronę doliny i tam się prześpię przy Żabim Oczku. Długo szukałem prowadzącego tam szlaku ale się udało (było trochę przedzierania się przez pokrzywy) i rozpocząłem zmagania ze stromym podjazdem. Po drodze poganiały mnie odgłosy nadciągającej burzy.
Góra w tle to Biskupia Kopa, byłem tam całkiem niedawno :)
Noclegownia
Kategoria W intymności, Maxi 100km i więcej
Dane wyjazdu:
175.42 km
28.00 km teren
06:50 h
25.67 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
Sudety - dzień 0 - dojazd.
Środa, 6 czerwca 2007 · dodano: 06.06.2007 | Komentarze 10
Sudety - dzień 0 - dojazd. Zobacz też: dzień 1, dzień 2, dzień 3, dzień 4 - powrótNiestety Canon pojechał w inne góry a ja musiałem pstrykać starym pożyczonym kompakcikiem :/
Rano jak przystało na człowieka w szponach cywilizacji pojechałem do pracy (rowerem oczywiście - jak przystało na rowerowego odchyleńca :)). Urwałem się z pracy wcześniej bo koło 13:00 i planowałem śmignąć do Jelcza-Laskowic do kuzyna na nocleg... ale jak się okazało moja wczorajsza próba naprawienia opony zakończyła się fiaskiem, więc podjechałem do chłopaków na sklep po nową oponkę. Nie było akurat na za bardzo z czego wybierać i kupiłem hutchinson rock.
W sklepie zmieniłem oponkę i dokułem dwa ogniwka łańcucha bo w domu skróciłem na oko a oko się pomyliło :) Wyjechałem więc dopiero około 14:20. Pojechałęm przez Charłupię W., Kliczków, Chajew, Brąszewice, Kuźnicę Zagrzebską, Kraszkowice do Grabowa n. Prosną. Od Grabowa już standardowo przez Ostrzeszów, Kobylą G., Syców, Bierutów do Posadowic. W Posadowicach krótka wizyta u babci i szybko przez Sątok i lasy do Jelcza Laskowic, żeby zdążyć przez nocą (po drodze zgubiłem gdzieś tylną lampkę) i przed burzą, która rozwijała się po mojej lewej już od Sycowa.
coś specjalnie dla Kosmy :)
Oj będzie się działo.
Zdążyłem i przed burzą i przed zmierzchem.
Mapka trasy
opisy pozostałych dni wieczorem (mam nadzieję, że się wyrobię)
Kategoria W intymności, Nowa część, Do Sieradza, Maxi 100km i więcej
Dane wyjazdu:
126.27 km
40.00 km teren
05:12 h
24.28 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
Jest to kontynuacja wycieczki
Niedziela, 27 maja 2007 · dodano: 27.05.2007 | Komentarze 2
Jest to kontynuacja wycieczki rozpoczętej wczorajNajpierw z Andrzejem pojechaliśmy do lokalnej Mekki MTB, gdzie nie wszędzie da się podjechać
A po południu wystartowałem do domu trasą bardzo podobną do wczorajszej , zahaczając o Ożarów
Z wiaterkim, więc jechało się wyśmienicie. A trasa bardzo mi się spodobała, jest super :)
Kategoria W intymności, Maxi 100km i więcej