Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi tomalos osady Chlewo, Łódź. Przekręciłem już z BIKEstats 29758.89 kilometrów w tym 9317.12 po wertepach Jeżdżę z prędkością średnią 20.62 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Nie mam rowerów...

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tomalos.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Maxi 100km i więcej

Dystans całkowity:7542.98 km (w terenie 2143.50 km; 28.42%)
Czas w ruchu:372:48
Średnia prędkość:20.23 km/h
Maksymalna prędkość:65.01 km/h
Liczba aktywności:49
Średnio na aktywność:153.94 km i 7h 36m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
120.16 km 50.00 km teren
07:09 h 16.81 km/h
Max prędkość:65.01 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Mordownik

Sobota, 13 września 2014 · dodano: 15.09.2014 | Komentarze 1



Dane wyjazdu:
140.00 km 50.00 km teren
06:40 h 21.00 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Złoto dla Zuchwałych

Sobota, 4 czerwca 2011 · dodano: 04.06.2011 | Komentarze 10

A co, napiszę relacyjkę :)
Forma w tym roku raczej turystyczna ale na maratony postanowiłem pojeździć, przynajmniej na te na które się da.
Złoto dla zuchwałych - taka to ci nazwa, myślałem, że może poszukam jakichś sztabek albo przynajmniej grudek na punktach kontrolnych ale niestety, złoto było tylko w nazwie no i powiedzmy, że dla zwycięzców.

Na start dojechaliśmy o 9:00 - czyli w sam raz, bo o tej godzinie zamykali biuro :) Rejestracja szczęśliwie się jednak powiodła, pierwszy sukces, pomyślałem :)

Dobra passa nie trwała jednak długo, pierwsze zaskoczenie to mapa, pięćdziesiątka przeskalowana do... no właśnie, w jakiej to jest skali? :) Nawet organizator nie wiedział :) W trasie, po kontroli z licznikiem wyszło że coś około 1:80000, ale trochę to ustalanie trwało. O ile nieznaną skalę mapy to jeszcze można potraktować jako dodatkowy smaczek to jej czytelność pozostawiała wiele do życzenia. Najwięcej ugrał na tym Grzegorz, który ze względu na swój wzrok wziął wielgaśną lupę :)

No dobra, czas startować. No i jak zwykle wyjazd z bazy skończył się wtopą, po kilkuset metrach nie wiedziałem gdzie jestem - taka moja przypadłość - wszystko w normie :).
Z pomocą kompasu wychodzę z opresji, jednak na dzień dobry jestem w tyłach. Do punktu staram się podgonić, w okolice trafiam dość gładko. Z punktu zjechał właśnie Piotrek Buciak i jeszcze kilka osób. Pomyślałem, że i ja szybko znajdę punkt,. Ale to się nie udało, Szukam punktu razem z Pawłem i jeszcze kilkoma osobami. Schodzi nam dość długo zanim się połapaliśmy że właściwy wąwóz jest obok, ech.. podbijamy punkt i w drogę, wyprzedza mnie Paweł, korciło mnie żeby usiąść mu na koło ale wiedziałem, że jestem za słaby i nie mógł bym dać dobrej zmiany. Na koło siada mu inny zawodnik, jednak odpada za pierwszym skrzyżowaniem. Wyprzedzam go i jadę dalej mając Pawła w zasięgu wzroku. Jadę na głupka za Pawłem ale jak się okazuje nawet najlepsi popełniają błędy. Gdy stwierdził, że się pomylił i zjechał w jakąś boczną dróżkę ja nagle nie wiem gdzie jechać, ba, nie wiem gdzie jestem. W efekcie do punktu docieram od innej strony, jadąc przez najbliższą miejscowość (tak żeby się połapać gdzie jestem).

Nie wyszło jednak tak źle, na punkcie spotykamy się znowu. A tuż obok PK rosną sobie beztrosko krzaczki konopi :)

Na kolejny PK jadę początkowo za Pawłem ale szybko mi ucieka, trafiam na punkt idealnie, po chwili dojechał Paweł. Znowu puszczam go przodem i próbuję skrótu przecinkami, ale sporo na tym tracę i wracam na asfalt a na punkcie znowu melduję się przed nim. Potem się okazało, że pojechaliśmy trochę dłuższą drogą, która miała wprowadzić prosto na punkt, jednak tak było tylko na mapie, w rzeczywistości przejechaliśmy zdecydowanie za daleko, Następny PK - ruiny wieży, których nie ma :O ale punkt jest :)
Mijam Wisłę, mijam Bydgoszcz - oczywiście nie bez perturbacji w mieście, jak na mnie przystało :) Punkt schowany w krzakach obok parowu, ktoś znalazł, więc nie muszę łazić po krzakach. I tutaj rozstajemy się z lasami. Teraz czekają nas otwarte tereny i asfalt.

PK 7 - 15 m od ogrodzenia, hmm... wjechałem od takiej strony, że ogrodzeń było co nie miara :) Bez szukania się nie obyło, ale w końcu się udało.

PK9 - drzewo przy wejściu do jaskini... Co? tu jaskinia? A jednak była :)

Teraz długi asfaltowy przelot na PK5. Dopada mnie kryzys, od teraz jedzie mi się ciężko. Kończy mi się picie i nie chce mi się jeść, przez cały maraton zjadłem 3 batony, wciskając je w siebie na siłę. PK 5 i 13 znajduję sprawnie, jednak wlokę się straszliwie, nie mam mocy, trochę poratował mnie przydrożny sklep, w którym uzupełniam picie. Męcząc się jadę na PK2 Paweł, Michał i jeszcze ktoś już wracają z punktu, kiedy ja mam doń jeszcze spory kawałek. Niestety punktu szukam niemiłosiernie długo. Dwukrotnie obchodziłem drzewo na którym wisiał lampion, przeszedłem pod nim i nie zauważyłem! Grrrr.
Zostały 3 PK, Ich znalezienie nie sprawia mi kłopotu na szczęście, no może poza PK 3 kiedy łażę po krzakach za bardzo na zachód, parząc się pokrzywami. W dodatku wyjechałem z punktu dość niefortunnie i musiałem gramolić się wąwozem, który wyprowadził mnie nie tu gdzie trzeba. Tempo do mety mam już mizerne, nie mam siły przycisnąć :(

Na metę pierwsze przyjechały 3 grupki po 3 osoby a pierwsza była grupka Pawła i Michała. Szkoda, że się pod nikogo nie podczepiłem, było by sporo łatwiej na tych nieosłoniętych asfaltach. Przyjechałem chyba jako pierwszy bezgrupkowiec Jak się okazało nie przyjechałem jednak jako pierwszy bezgrupkowiec, szybciej na pewno był theli a może jeszcze ktoś. Ostatecznie zająłem miejsce 10. Biorąc pod uwagę moją formę i to, że jechałem samotnie to wynik... hmmm można zaakceptować.

Impreza udana, organizatorzy dobrze wykorzystali teren na rozstawianie punktów, było kilka wpadek, ale można to wrzucić to wora z napisem "smaczki".



Przy okazji znalazła się w aucie moja stara kanapka :D


Dane wyjazdu:
156.20 km 100.00 km teren
10:38 h 14.69 km/h
Max prędkość:34.00 km/h
Temperatura:-16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Nocna Masakra 2010

Niedziela, 19 grudnia 2010 · dodano: 19.12.2010 | Komentarze 13

To była prawdziwa masakra.
Piękna zimowa sceneria, duuużo śniegu i tęgi mróz. około 5:00 było -16°C, potem pewnie jeszcze spadła. Niestety popełniłem poważny błąd na ostatnim punkcie, prócz straty masy czasu kosztowało mnie to też odmrożenia II stopnia na 4 palcach u nóg, na szczęście niewielkie powierzchniowo.
Trasa była naprawdę super, Danielowi udało się ją tak przebudować w ostatniej chwili, że większość dało się przejechać (choć było bardzo wyczerpujące). Pomimo kretyńskiego błędu na ostatnim punkcie zająłem dobre 4-te miejsce.
146km na maratonie, reszta powrót z ul. Brzezińskiej do domu.
Fota a'la Nasza Klasa ale kto by miał do tego głowę :)

P.S. Może dodam tu jeszcze jakieś wycieczki :)

Dane wyjazdu:
338.05 km 120.00 km teren
16:04 h 21.04 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Grassor 2009 - pierwszy raz na pudle :)

Niedziela, 21 czerwca 2009 · dodano: 21.06.2009 | Komentarze 9

Grassor - 300km rowerem w 24h połączone z poszukiwaniem "śmiejowych" punktów kontrolnych, również kolejne zawody z cyklu Pucharu Polski w Maratonach Rowerowych na Orientację. Czekałem na ten maraton z niecierpliwością, może dla tego, że jeszcze nigdy nie startowałem na takim długim dystansie, może dla tego, że chciało mi się startować w imprezie, która częściowo będzie w nocy, może dla tego, że zapowiadała się przyjemna kameralna atmosfera, a może po prostu dla tego, że na każdy maraton z PPM czekam z niecierpliwością :D.

Małą atrakcję orgi przygotowali uczestnikom już na "dzień dobry" i baza rozgłaszana wcześniej wszem i wobec okazała się fałszywą bazą. Ha, sami se bazy szukajcie! :)


Na miejsce przyjechałem z Wikim, w bazie (tej właściwej) było jeszcze pustawo, gawiedź dopiero się zjeżdżała. Przyjechał Mnowaczy, potem Damian (z którym pokonałem prawie całą trasę) i reszta ferajny. Rano dotarli jeszcze Asica z Młynarzem, Kita i inni.

Przed startem miałem trochę grzebania z mocowaniem oświetlenia, m.in. przez to, że nie wziąłem mocowania od jednej z lampek :), zakładaniem pedałów przywiezionych przez Kitę (stare dogorywały, w dodatku nie chciały się wykręcić), i takim tam innym dłubaniem.

Najmłodszy z orgów ;)


W końcu rzucili mapy, potem wybiło południe i ruszyliśmy. Najpierw na PK8. Przyznam, że byłem dość mocno rozkojarzony (jak zwykle na początku) i chciałem podążać w dziwnych kierunkach, na szczęście Damian kontrolował sytuację. Punkt dość łatwy, a to dzięki drogowskazom do grodziska :)


Nawet spora grupka się spotkał na punkcie. Przerysowanie kolejnych PK na mapę i ruszamy dalej, straszy trochę deszczem, ale przestaje padać dosyć szybko. Jedziemy na PK17, najechaliśmy na punkt od tej gorszej strony przez co przedzieraliśmy się przez krzaki na nasypie.

PK2 - pierwsze błądzenia, takie delikatne, ale zafundowaliśmy sobie przeprawę przez chaszcze i pokrzywy, powrót z punktu już po normalnej drodze


Na PK12 objazd wydaje się długi, trzeba było skrócić trasę uciekając z mapy :) Dojazd na punkt odmierzamy linijeczką po przecinkach.


Na Lisią Górę (PK13) też trafiamy bez problemów, podobnie jest z PK4, idzie całkiem nieźle. Przy PK4 przepadły mi gdzieś okulary, odłożyłem je gdzieś w trawę jak szukaliśmy punktu i już tam ostały... papa okularki.


PK19 to wiadukt... z tym, że po przeczytaniu opisu jakoś zapomniałem, że to miał być wiadukt i szukaliśmy punktu po drzewach... dopiero widok wiaduktu mnie otrzeźwił :) W drodze na punkt trochę zlichłem, siedzę na kole Damianowi.


PK1 - od razu wyglądał groźnie, było trochę nieparlamentarnego słownictwa, duuuużo gapienia się w mapę i niemożności ustalenia własnego położenia, i trochę szczęścia kiedy to punkt spadł nam niczym z nieba :) Tak błądziliśmy w jego okolicach (mapa nie narusza praw autorskich):



PK15 - wielokrotne odliczanie metrów po przecinkach i precyzyjnie lądujemy na punkcie, trochę się podbudowałem po problemach z PK1, tylko, że picie się skończyło :|



W drodze na PK10 wstąpiłem sobie na disco... bynajmniej jednak nie po to, żeby pofalować tylko nabyć drogą kupna ciecz nadającą się do naszych bukłaków. Cóż, wybór napojów bezalkoholowych był skromny, a ceny... 2,5zł za 250ml czyli 10zł za litr wody. Była to najdroższa woda jaką piłem. Robimy sobie przerwę... to znaczy dajemy deszczowej chmurze trochę czasu, żeby sobie poszła. Jak przestaje padać ruszamy i punkt znajdujemy bez problemów. od tej chwili do samej mety mam w butach wodę, często marudzę Damianowi, że zimno mi w nogi :)




Droga na PK11 była długa ale jechało mi się całkiem dobrze, sam punkt sprawił nam trochę figla ale Damian w końcu go znalazł. Spotkaliśmy tam rowerzystę, który szukał go już od godziny i miał się poddać ale ostatecznie wrócił szukać punktu razem z nami. Spotykamy tez Pawła B., niestety zepsuło mu się kolano i odpuszcza rywalizację, pytamy o PK5, Paweł mówi coś o drodze, która jest dziwna.

PK5 - droga na punkt faktycznie dziwna, była tu jakieś 50lat temu i potem zarosła, w terenie zaznacza się wyraźnie, ale jechać po nie raczej się nie da. Na punkcie spory tłumek się spotkał, Wiki, Kita, Mnowaczy, ktoś tam jeszcze, nawet dwóch ciekawskich myśliwych.


PK18 to chyba najłatwiejszy punkt, my jednak nie omieszkaliśmy przy nim trochę pobłądzić z mojej przyczyny.

PK16 - nogi podają jeszcze całkiem nieźle (przynajmniej moje), jadę pierwszy, punkt niby prościutki, na jaz trafiam z palcem w d... kasowniczek ma być na drzewie 10 m na N od jazu, obeszliśmy wszystkie drzewa najpierw w promieniu 10m potem 50 a potem 100m na N i nic. Nawet się zastanawiam czy N rzeczywiście oznacza północ, czy może już jakiś zamroczony jestem ze zmęczenia. W końcu sprawa się wyjaśnia, telefon do budowniczego - "Błąd w opisie, drzewo na SW"... Pozdrowienia dla organizatorów :)

Damian zaczyna coś mówić o mroczkach między nogami (oczami?) i stwierdza, że nie stać go już na nic więcej niż dojazd do mety. Ja ruszam jeszcze na PK9. W drodze na punkt uchodzi ze mnie powietrze. Ledwo się wlokę po pustych o niedzielnym poranku drogach. Podczas szukania punktu po lesie prowadzę rower. Nie mam siły jechać. Picie skończyło się parę godzin temu, jedzenie też. lustruję zawartość plecaka, na szczęście znajduję tam trochę suszonych moreli i parę łyków napoju energetyzującego. Dość długo odpoczywam, trochę mi się polepszyło, można jechać. Do bazy około 25km. Górka dołek górka dołek... i tak cały czas, mam dość, gadam już do siebie nie szczędząc mięsa. Jakoś dojechałem do Białego Boru i wychodzi na to że zdążę jeszcze na PK9. Podbudowało mnie to psychicznie, siły wracają, punkt odnajdują bez kłopotów, a że czasu mam jeszcze sporo urządzam sobie kolejną dłuższą sjestę...

Można się zmęczyć na takim grassorze


Na mecie dowiaduję się, że jestem drugi, przegrałem o 2 minuty, cóż sjesta słono mnie kosztowała, za błędy trzeba płacić. Gratuluję zwycięzcy!


I traska na koniec


Dane wyjazdu:
104.69 km 39.00 km teren
05:13 h 20.07 km/h
Max prędkość:43.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Długi weekend majowy 2009 - Mazury

Sobota, 2 maja 2009 · dodano: 05.05.2009 | Komentarze 0

Dzień drugi, na razie tylko zdjęcia

Gotowanie na śniadanie :)


Gdy zobaczyliśmy tablicę z naszą miejscowości "Zgon" to było jasne, że zostawiamy tu auto :)

Planujemy dziś objechać dookoła jezioro Śniardwy, niestety moja poziomeczka szybko przestaje czerpać przyjemność z jazdy przez bolący bark :( Plan zostaje zredukowany.
Poniemiecki cmentarz


Bzzzz.... :)


Dla dziewczynki keczup, dla chłopczyka piwo.


Po około 65km moje biedactwo już bardzo cierpi, postanawiamy się rozdzielić. Kasia jedzie szukać miejsca na nocleg, ja grzeję po auto do Zgonu (20-25km). Grzeję ostro, nie ma się co oszczędzać przecież. W Zgonie jestem już niezły zgon. Podjechałem pod auto i już wiedziałem że odwaliliśmy numer lepszy niż ten z palnikiem i niekompatybilną butlą z gazem, lepszy niż ten z zaciskiem, ba, numer którego już nie przebijemy na tym wypadzie. Na wszelki wypadek dzwonię do Kasi:
- Cześć kochanie, nie wiesz może kto z nas ma kluczyki od samochodu?
- O kur..! Ja mam!
:D
Teraz wydaje mi się to śmieszne, ale wtedy bynajmniej nie było mi do śmiechu, ja ujechany w trupa (zgona raczej), Kasia z bolącym barkiem. Nie było innego wyjścia, Kasia wsiadła na rower a ja wyjechałem jej na przeciw. Spotkaliśmy się gdzieś w lesie. I tutaj bardzo miła niespodzianka, siedzimy sobie i odpoczywamy, aż tu jakiś harmider z krzaków dobiega, już widzę, że to dziki, siedzimy cichutko i zastanawiam się jak blisko podejdą. W odległości kilkunastu metrów pierwszy wychodzi na wybrukowaną kamieniami leśną drogę, zatrzymuje się, rozgląda, patrzy na nas. Poznał swojaków i uznał, że nie stanowimy zagrożenia, przechodzi spokojnie przez drogę a za nim jeszcze dwa dorosłe i około 10-15 warchlaczków :). Spokojnym tempem wracamy do Zgonu.

Postrach sosnowego lasu :)


Dane wyjazdu:
105.00 km 40.00 km teren
05:45 h 18.26 km/h
Max prędkość:48.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Długi weekend majowy 2009 - Mazury

Piątek, 1 maja 2009 · dodano: 05.05.2009 | Komentarze 5

Mieliśmy różne pomysły na majowy weekend, skończyło się na tym, że pojechaliśmy trochę na chybił trafił w kierunku Nidzicy. Plan był taki: pakujemy rowery, wsiadamy w autko i jedziemy, wyciągamy karimaty i śpiwory na glebę i śpimy gdzieś w lesie, rano podjeżdżamy w jakieś miejsce gdzie można bezpiecznie zostawić autko i na rowerki, po całym dniu jazdy pakujemy rowerki, jedziemy gdzieś dalej i znowu spanie w lesie....

Do Nidzicy zajechaliśmy wieczorem, odwiedziliśmy stonkę-biedronkę (zakup wody i kiełbasy), połaziliśmy po mieście. Całkiem sympatyczne nawet.
Zamek

Kościół

Rynek


Nocleg na skraju lasu i rzeki, miejsce bardzo przyjemniacze, Kasi trochę zimno doskwierało (zamarzła nam woda w butelce). Obudził nas przejeżdżający 10 cm od naszych stóp samochód terenowy :) Kierowca i pasażer popatrzyli tylko na nas, uśmiechnęli się i pojechali. Spaliśmy im na drodze i musieli wjechać w bagienko żeby nas nie rozjechać :) Gotować mieliśmy na palniku... ale nie wyszło, w tajemnicy powiem, że Kasia kupiła gaz niekompatybilny z palnikiem :) No i trza było ognisko napalić, moja kuchareczka przygotowała grzanki.


Wróciliśmy do Nidzicy, żeby zostawić bzyka na stacji paliw, montujemy rowery, wkładam sztycę... i zonk, nie ma zacisku!!! Kilkakrotne przeszukanie samochodu połączone ze zrywaniem tapicerki nie przyniosło efektu :(. Skąd pierwszego maja wytrzasnąć zacisk sztycy w Nidzicy? I to o odpowiedniej średnicy?! Na drugiej stacji benzynowej udaje mi się zakupić opaski zaciskowe. Trzyma to co najwyżej jako tako.


Ale cóż począć, musi już tak być. Biorę się zatem za drugi rower i... ehhh sami widzicie, zacisk zakleszczył się w Kasi rowerze w okolicach suportu.


Postanawiam przetestować jednak opaski a zacisk ląduje w plecaku.


Obieramy kurs na Dylewską Górę. Na początku nie obyło się baz błądzenia, potem już jednak łapiemy się w sytuacji, widoczki piękne, jest malowniczo.


Na pierwszym postoju zakładam zacisk, opaski sprawują się słabo.


Jedzie Kasia jedzie (trochę posapując przy tym :P)





Trafiamy na jakiś odpust, bez pierścionka się nie obyło :)


Grunwald, znaleziony trochę przez przypadek.


Niektóre drogi były bardzo pylaste, kurzyło się za nami zdrowo :)





Im bliżej Dylewskiej Góry tym widoczki bardziej górskie


No prawie jak w górach



Szczyt zdobyty.

Jeziorko Francuskie - bardzo urokliwe










Pod koniec dnia Kasia ma problemy z barkiem, zobaczymy co będzie jutro. Śpimy na skraju pola, lasu i młodnika, uwielbiam zasypiać patrząc w gwiaździste niebo...

Dane wyjazdu:
182.00 km 90.00 km teren
12:00 h 15.17 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

NOCNA MASAKRA

Sobota, 20 grudnia 2008 · dodano: 23.12.2008 | Komentarze 17

NOCNA MASAKRA
Mój debiut w tej imprezie i w ogóle w nocnych maratonach. 200km rowerem w najdłuższą noc w roku... brzmi groźnie. Było trochę obaw, ale jak się okazało bardzo fajna impreza :) Bardzo miłym zaskoczeniem był stopień trudności dotarcia do bazy (Szczecin Dąbie). Bezpośredni pociąg w optymalnych godzinach, no coś nieprawdopodobnego! Na Harpagan zwykle muszę męczyć się z licznymi przesiadkami i długim rowerowym odcinkiem dojazdowym. W pociągu wita mnie już Piotr, zaskakuje mnie natomiast nieobecność Wikiego. Podróż mija szybko, trochę się wydurniamy.





Po dotarciu na miejsce mamy jeszcze trochę czasu i próbujemy znaleźć knajpę i wciągnąć jakąś kluskę, co by noga podawał jak należy, ale w jednej uwięził nas cieć z ochrony, w innej było drogo i nie wiadomo czy obficie, a trzecia była tego dnia wyjątkowo czynna dopiero od 17:00. Zjedliśmy więc po bułce z kabanosem :)

W bazie spotykamy Wikiego (który jak się okazało przybył dzień wcześniej żeby zapoznać się z okolicą :)), Kitę XC, Bartka i inne twarze znajome z MTBO

Piciu piciu, około litra przywiozłem z powrotem.


(fota: Piotr)

Opisy PK
1. Skrzyżowanie dróg, drzewo na W
2. Jez. Lipiany, cypel, gruba sosna ok. 10m od brzegu
3. Skrzyżowanie dróg, drzewo na szczycie skarpy na SE
4. Przepompownia, drzewo na SE (później zmieniony)
5. Skarpa od dołu
6. Przepust, na dole na E od nasypu
7. Szczyt skarpy nad wąwozem, drzewo około 5m na N
8.Skraj lasu, drzewo około 2m na W od drogi
9. Róg lasu, drzewo na SE
10. Nasyp, drzewo na N
11. Czajcza Góra
12. Punkt triangulacyjny
13. Róg lasu około 10m na NE od betonowego płotu
14. Wiadukt, drzewo na północnym przyczółku
15. Skrzyżowanie dróg, drzewo ok. 5m na W

Oczywiście zwykle była to ta najgorzej widoczna strona drzewa :)


Start odbył się z małym poślizgiem, od początku do końca jechałem razem z Piotrem. Krótka wymiana zdań co do trasy i kolejności zaliczania pierwszych punktów i dawaj, jedziemy na PK14. Razem z nami rusza Wiki i Kita, jednak przez miasto wolą jechać okrężną drogą i się rozdzielamy :) Jedziemy dość spokojnie i nieśpiesznie, wydaje mi się, że można by szybciej, ale czemu by nie zaoszczędzić sił na potem :). Wyprzedzają nas Kita z Wikim, ostro depcząc w pedały, jedziemy przez jakiś czas za nimi, ale szybko znowu nam się urywają. Droga na PK14 to łatwizna, nie przeszkodziło nam to jednak się zagubić na wielopoziomowym skrzyżowaniu :) skończyło się na przełażeniu przez barierki rozdzielające pasy ruchu. Sam punkt też łatwy ale ciekawie położony przy starym nieczynnym wiadukcie.

Teraz powrót na PK1. Trochę zmyliły nas błędnie poprowadzone (na mapie czy w terenie?) szlaki turystyczne, ale szybko orientujemy się w sytuacji i znajdujemy punkt.

Pierwszy PK zdobyty!!!

(fota: Piotr)



Dalej wydaje się łatwo, do głównej drogi i... yyy no zaraz, z tą drogą jednak nie było tak łatwo, trzeba było przejść przez siatkę...


(fota: Piotr)

a potem jeszcze przez barierki, dobrze, że nie było barier enrgochłonnych :) Jedziemy sobie krajową drogą nr 10 na PK nr 10 (o jak miło :)) i szczęśliwie w porę się połapaliśmy, że na mapie nie ma sporego nowego odcinka tej drogi, bo byśmy wylądowali w Toruniu ;) Zdobycie punktu poszło gładko. Z PK4 też nie było kłopotu, poza tym, że wspomniana przepompownia nie istniała :) (Kilka godzin po tym, jak zaliczyliśmy punkt, dostaliśmy SMS z jego nowym opisem :)) Zastanawia nas dlaczego nam idzie tak dobrze, jakoś podejrzanie łatwo, jakie to śmiejowe niespodzianki na nas jeszcze czyhają? Zdobywamy przecież kolejne punkty w nieco poniżej godziny, co by wskazywało na to, że przejedziemy całą trasę.

O tym, że całej trasy jednak nie przejedziemy dowiadujemy się już przy kolejnym PK, PK6 (no może trochę za nim). Widocznym na mapie nasypem nie da się jechać, próbujemy wzdłuż rowu, trochę szukania nie w tym miejscu, trochę łażenia po krzaczorach i jest. Fajny był ten przepust :)

W poszukiwaniu PK6

(fota: Piotr)


(fota: Piotr)


(fota: Piotr)

Droga z PK6 na PK9 to dla mnie chyba najgorszy odcinek. Jedziemy trochę po będącej w budowie drodze krajowej - błocko niemiłosierne, po prostu plac budowy. A lokalne drogi? To samo, totalnie rozwalone przez ciężki sprzęt budowlańców, do tego gubię licznik. Teraz już nie mogę odłączyć się od Piotra bo bez licznika znalezienie niektórych punktów było by możliwe tylko dzięki jakiemuś przypadkowi. Droga z PK9 na PK12 to znowu męczarnia. Tym razem wiatr stawia nam wyzwanie na długim asfaltowym odcinku. Robimy zmiany ale i tak chwilami prędkość spada do 14km/h. Droga na PK15 to zupełnie inny temat, wiatr boczny, do tego las, idzie sprawnie, jedynie przy samym punkcie na manowce wyprowadzają nas szlaki turystyczne (znowu) ale w porę odnajdujemy i siebie i punkt. Około 4:30 padły akumulatory w naszym podstawowym oświetleniu (moja lampka made in dom), na szczęście mieliśmy zapas baterii do czołówek i gdy jechaliśmy jeden obok drugiego było trochę światła.

Błotna masakra między PK6 a PK9

(fota: Piotr)


(fota: Piotr)


(fota: Piotr)

Teraz postanawiamy być cwani i ruszamy na PK3 otwartymi terenami z wiatrem... by później wrócić pod wiatr ale lasem na PK11. No miód malina po prostu :) Świetna decyzja. Mnogość dróżek w Puszczy Bukowej zmusza nas do częstego zatrzymywania się w celu pogłówkowania nad trasą. Radzimy sobie jednak całkiem nieźle. Nie można tego jednak powiedzieć o odnajdywaniu PK11, błąkamy się w jego okolicy bardzo długo, wielokrotnie oglądając te same drzewa. Tracą już cierpliwość, pojawiaj się kolejne osoby, wszyscy szukają i nic! Zaczyna świtać. W końcu ktoś krzyczy "Jest punkt!" podbijamy karty jako ostatni i nieśpiesznie ruszamy do mety. Jesteśmy 5 minut przed czasem.

Zmęczeni wiatrem odpoczywamy w Babinku (między PK9 8 PK12)

(fota: Piotr)

Drobna pomoc przy naprawie łańcucha, przy okazji wielki szacun dla koleżanki zrywającej (Karolina?), w tym momencie miała o dwa PK więcej niż my i zajęła 5 miejsce! Gratulacje!

(fota: Piotr)

Mapa ze ścieżką GPS i naniesionymi PK (zdobytymi i nie) - kliknij, na życzenie (pisać podania na maila) przesyłam kompletny plik nmea z logiem co 1 sekundę.

W rajdzie wystartowało 34 śmiałków (wariatów?), w tym dwie niewiasty. Zająłem 11 miejsce (razem z Piotrem).

.

Dane wyjazdu:
179.00 km 125.00 km teren
09:14 h 19.39 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Harpagan - powinni tego zabronić

Sobota, 18 października 2008 · dodano: 18.10.2008 | Komentarze 21

Harpagan - powinni tego zabronić bo to nałóg a potem...
Opuchniete krocze, na oko 38.6 C gorączki, całe cialo obolale, rozwalone siodlo i tylko 14 PK
Update: sa wstępne wyniki, 21 miejsce na 263 sklasyfikowanych, biorąc pod uwagę okoliczności start zaliczam do udanych.
Update 2. Poprawili wyniki (jednak nadal pozostają one wstępnymi), zleciałem na 23 pozycję

Dane wyjazdu:
189.29 km 55.00 km teren
08:08 h 23.27 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Dom - Błaszki - Brąszewice

Niedziela, 27 lipca 2008 · dodano: 28.07.2008 | Komentarze 0

Dom - Błaszki - Brąszewice - Burzenin - Widawa - Dubie - Widawa - Burzenin - Sieradz - Warta - dom. Z K. Opis i foty jak znajdę czas.

Dane wyjazdu:
103.88 km 32.00 km teren
04:45 h 21.87 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Rano do pracy. Zaspałem

Piątek, 25 lipca 2008 · dodano: 25.07.2008 | Komentarze 1

Rano do pracy. Zaspałem niemiłosiernie, ale po nocnej ulewie jechało się bardzo przyjemnie. Po pracy z K (dzięki za miłą wycieczkę) do Brąszewic i Kuźnicy Zagrzebskiej a potem do domu, jakoś tak dziwnie dużo z wiatrem było.





Vmax = 49.2