Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi tomalos osady Chlewo, Łódź. Przekręciłem już z BIKEstats 29758.89 kilometrów w tym 9317.12 po wertepach Jeżdżę z prędkością średnią 20.62 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Nie mam rowerów...

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tomalos.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2010

Dystans całkowity:447.10 km (w terenie 205.00 km; 45.85%)
Czas w ruchu:25:41
Średnia prędkość:17.41 km/h
Maksymalna prędkość:54.00 km/h
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:63.87 km i 3h 40m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
17.00 km 0.00 km teren
00:48 h 21.25 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Powódź - wytwór pomysłowego Polaka

Czwartek, 27 maja 2010 · dodano: 27.05.2010 | Komentarze 7

Jak słucham radio rano przy śniadaniu albo jadąc autem i słyszę niektóre inteligentne komentarze o powodzi to krew mi się zagotowuje w żyłach. Ktoś wpadł na pomysł, że poszkodowanym należy pomagać finansowo. W związku z kampanią wyborczą od razu wszyscy są nagle miłosierni i obiecują pomoc. Hojnie będą rozdawać publiczne pieniądze wszystkim poszkodowanym, kasa popłynie do zalanych gmin. Pewnie narażę się dużej grupie ale bardzo mi się to nie podoba.
Szanowny Pan Iksiński najpierw postanowił, że wybuduje sobie piękne gniazdko w jakimś pięknym miejscu. A gdzie jest ładnie i pięknie? No w dolinie rzecznej oczywiście, najlepiej tam gdzie nie ma jeszcze wielu sąsiadów. Z takim pomysłem idzie do gminy i gmina wydaje pozwolenie na budowę, pozwolenie, którego nie powinna wydać, bo wie, że jest to teren narażony na zalanie. Teraz Iksiński buduje i idzie ubezpieczyć dom. Ubezpieczyciel jest mądrzejszy nią urzędnicy w gminie i odmawia ubezpieczenia od powodzi ze względu na zbyt wysokie ryzyko. Mija kilka lat, budują się następni, po przecież jak im nie wydać zgody skoro Iksiński dostał. Przychodzi powódź i zalewa Iksińskiego i jego sąsiadów. Iksiński ma pretensje do całego świata, że go zalało, nie liczy się z prawami natury. I co robią nasze władze? Dają kasiorę, moją, twoją, naszą.


Dane wyjazdu:
17.00 km 0.00 km teren
01:00 h 17.00 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Do pracy

Wtorek, 25 maja 2010 · dodano: 27.05.2010 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
110.00 km 50.00 km teren
05:10 h 21.29 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

WayPointRace

Poniedziałek, 24 maja 2010 · dodano: 24.05.2010 | Komentarze 1

Impreza na orientację w okolicach Pruszkowa? W tak gęsto zabudowanym terenie? Nie cierpię jeździć na maratonach przez miasta, zawsze się tam gubię, zawsze! No dobra, pojadę, potrenuję nawigację w terenie zabudowanym, mam blisko przecież. Żona namówiona, jedziemy :)
Najpierw do Damiana, potem na start. Damian pomógł trafić do bazy :)
Sporo znajomych i jeszcze więcej nieznajomych, bardzo dużo gawiedzi się zjechało.
Rozdanie map... hmmm trochę bałagan towarzyszył temu procederowi. Najpierw kieruję się do grupki gdzie ktoś ma mapy, gdy już się tam dopchałem to się okazało, że się skończyły, przedzieram się w drugie miejsce, trochę to trwa ale w końcu mam mapę. Obmyślam wariant do połowy trasy, co będzie dalej to się pomyśli. Od początku zakładałem, że jadę sam. Trasa do połowy obmyślona można ruszać. Już prawie wszyscy pojechali, zostały niedobitki w tym ja i Damian. Damian proponuje wspólną jazdę. Muszę odmówić, jest dużo mocniejszy, trenuje chłopak, stara się, należy mu się jakiś przyzwoity wynik, jazda z takim obibokiem jak ja na dobre by mu nie wyszła :)

Na pierwszy ogień idzie PK2. W drodze na punkt wyprzedzam całe tłumy. Jeszcze przed wjazdem w las stwierdzam braki na mapie, nie ma cmentarza, nie ma skrzyżowania.. hmmm. Po wjeździe do lasu gubię się natychmiast. A wyglądało tak prosto. W lesie ścieżek cała masa, na mapie kilka, ale przecież powieniennem sobie już poradzić w takich sytuacjach. Spotykam Damiana, jednak postanawiam dalej szukać punktu tak jak mi się wydaje. No cóż, mi się wydawało, a jak się potem okazało Damian wiedział. Szukam dalej, teraz już bez żadnej taktyki, jeżdżę gdzie popadnie, czas mija irytacja narasta, wszędzie kręcą się ludziska, nikt punktu nie widział. Dosyć! Wracam na drogę, zatrzymuję się, chwilka skupienia, i trafiam na punkt bezbłędnie, trzeba było tak od razu! Na punkcie... mama z nadwagą i dzieckiem w koszyku, pan na składaku... Straciłem mnóstwo czasu, zirytowałem się i odechciał mi się jechać, jestem w małym szoku, spodziewałem się, że odwalę jakiś numer ale żeby aż tak?

Pozbierałem się trochę i jadę na następny punkt. Co prawda trafiam bez problemów ale dlaczego jechałem po jakiejś byle jakiej leśnej drodze rozwalonej przez konie? Ano dlatego, że nie zauważyłem na mapie pięknej szutróweczki prowadzącej na punkt! No nie, zaczynam mieć dosyć, na punkcie znowu rodzice z brzdącami, i towarzystwo na składakach... JA CHCĘ DO MAMY!

Następny punkt, tym razem trafiłem bez kłopotu... wreszcie

PK4. Znowu źle, nie chce mi się wierzyć. Błąkam się, nic mi się z mapą nie zgadza, szukam punktu nie tam gdzie potrzeba. Mija sporo czasu zanim się połapię o co chodzi i znajdę punkt.

Na PK7 stosunkowo długi przelot, trafiam bez problemów, po drodze mijam czołówkę jadącą od przeciwnej strony.

Nie wszystkie punkty pamiętam, z PK 10 wybieram beznadziejny wariant odjazdu. Jadę/idę na przełaj przez las na północ brodząc w wodzie, strasznie długo to trwa.

Popełniam jeszcze kilka błędów, a to bezmyślnie skręcam za wcześnie, a to przedzieram się przez krzaki na punkt a potem się okazuje, ze prowadzi na niego ścieżka ehhh. Na koniec nie mam pewności czy zdążę na PK12... odpuszczam :( Tum sposobem nie zdobyłem jednego punktu :( Zbieram PK11 i do bazy, w Pruszkowie tradycyjnie tracę orientację.

Po prostu tragiczne orientacja! Myślałem, że raczej będę miał problemy kondycyjne bo bardzo mało jeżdżę w tym roku a tutaj takie błędy w nawigacji :(

Na szczęście trasa rekompensuje ból, tereny co prawda umiarkowanie atrakcyjne ale pogoda słoneczna i błotko na trasie, więc przyjemniacze połączenie :)


Dane wyjazdu:
184.00 km 100.00 km teren
09:34 h 19.23 km/h
Max prędkość:49.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Harpagan 39 - rekreacyjnie

Sobota, 8 maja 2010 · dodano: 09.05.2010 | Komentarze 6

Wiele czynników złożyło się na to, że nie miałem szans powalczyć, więc pojechałem sobie bez wypruwania z siebie flaków. Chyba pierwszy raz na Harpaganie nie ujechałem się w trupa :)
Agata i Tomek przyjechali po nas (mnie i Kasię) do Łodzi. Podczas pakowania gratów do auta przyjechał kurier z hakiem do mojego roweru, dosłownie w ostatniej chwili. Od trzech dni hak był w Łodzi i jakoś nie potrafili (DPD) mi go dostarczyć, dzwoniłem 4 razy i za każdym razem zostałem okłamywany, że kurier zaraz do mnie zadzwoni, że zostawili awizo, którego nie zostawili, ehhh ile mnie to nerwów kosztowało, szkoda gadać. Na miejscu byliśmy około północy. Poszliśmy z Tomaszem przy rowerach jeszcze pogrzebać i okazało się, że nie wziąłem przerzutki i łańcucha. Myślałem, że spakowała je Kasia a Kasia myślała, że ja :) Omal nie wpadłem w depresję.
Tu przyszła z pomocą moja żona, powiedziała, że ona pojedzie na singlu a ja żebym wziął przerzutkę i łańcuch z jej roweru, dziękuję Ksiu :* Zabrałem się do walki z łańcuchami, przerzutką i mapnikiem. Niestety jak się okazało nie mogło to działać jak należy bo po zmianie przerzutki pancerz okazał się za krótki, łańcuch nie ułożył się na zębatkach i do tego i on był za krótki a ja spałem za krótko, bo godzinę. Na starcie okazało się, że przerzutka działa według własnej woli a do tego w ogóle nie mogę używać zębatek 9,8,7 i 6, więc najtwardsze przełożenie to 3 z przodu i 5 z tyłu. Ale Kasia miała przecież gorzej, jechał na singlu a w dodatku na pierwszym PK odkręciła jej się korba i wróciła do bazy na pieszo.

PK 10, 42 min od startu.
Pierwszy punkt i od razu komplikacje, pojechałem na skróty i nie dosyć, że przejechałem za daleko na NE to potem jeszcze zamotałem się na jakimś osiedlu, którego nie było na mapie i pod sam punkt też nie dojechałem czysto. Na punkcie już mnóstwo ludzi. Za punktem spotykam Tomka i Agatę.

PK 20, 43 min od PK10
Wybrałem zły wariant zjazdu z PK10, bardzo fajna trasa wzdłuż strumienia ale na pewno nie szybka :). Dojazd na PK20 już poszedł trochę lepiej, ale i tak były drobne niedociągnięcia. W drodze na punkt mijało mnie wielu wracających.

PK 2, 44 min od PK10
Zebrany nijako po drodze na PK 18, bez problemów, aczkolwiek we znaki daje się aktualność harpaganowych map, drogi powiatowe oznaczone bywają tak jak leśne brukowane dukty a cienkie czarne kreseczki okazują się szerokimi asfaltami. No ale to nie BikeOrient i zaskoczony był bym raczej jak mapa była by aktualna :)

PK18 78 min od PK2
Koszmarnie długie błądzenie w okolicach punktu, łażenie po lesie bez ścieżek, dwukrotnie przejeżdżając przez to samo podwórko, robienie kółek i takie tam historie, pocieszam się tym, że chyba większość miała tam jakieś problemy nawigacyjne :)

PK14, 52min od PK18
Na pewno niezbyt optymalnym wariantem ale bez problemów nawigacyjnych.

PK16, 40 min od PK14
Bez problemów nawigacyjnych. Jedzie mi się ciężko, ale przecież nie zrobiłem w tym roku jeszcze ani jednej "stówki" i w ogóle bardzo mało pojeździłem.

PK7, 57min od PK16
Niby prosty a jednak przejechałem i trochę się zamotałem.

PK19, 41 min od PK7
Długi przelot asfaltem, ale jeziorka urozmaicały jazdę, na deser podjazd na punkt.

PK9, 39min od PK 19
Zaliczony łatwo, bez emocji

PK13, 53min od PK9
W drodze na punkt spotykam zabłąkanego jegomościa, który szukał PK15, trochę mu się zjechało, jakieś 5km :) ale ja też parę razy w życiu takie numery odwalałem :) Zaskakujący mozolny podjazd pod punktu, który pokonuję razem ze spotkanym tutaj Piotrem, robię sobie drugi kilkuminutowy postój.

PK15, 38 min od PK13
Prosty ale i tak przejechałem jedno rozwidlenie po drodze, na szczęście kompas był czujny :)

PK17, 17min od PK15
Prościutka droga z PK15 :)

PK5, 52min od PK17
Zapamiętałem go dzięki temu, że próbowałem z niego zjechać pod linią energetyczną, jednak początkowo ładna droga szybko zmieniła się w gęste krzaczory, które skutecznie zniechęciły mnie do dalszego kombinowania :)

PK11, 28 min od PK5
Poszło gładko, jednak sił w nogach nie ma zbyt wiele i nie można pogonić, zresztą nawet za bardzo nie próbowałem.

PK8, 34min od PK11
Długi odcinek przez gliniaste pole na azymut (a miała być ścieżka :))

META, 23min od PK8
Z PK8 jadę razem z Anią, zboczyliśmy trochę na wschód. Boimy się, że będziemy błądzić po osiedlu zanim trafimy na metę, ale poszło w miarę nieźle.

Podsumowanie
1. Trasa prosta
2. Trasa bardzo ładna dzięki jeziorom i górkom
3. Ani jednego punktu o opisie "Skrzyżowanie przecinek" :)
4. Mapa jak zwykle :)
5. 30 miejsce - słabo, ale nie walczyłem.
6. Podziękowania dla Tomka i Agaty za wspólny wyjazd
7. Podziękowania dla Młynarza i Asiczki za życzenia i prezenty :)
8. Gratulacje dla wszystkich harpaganów!
9. Pozdrowienia dla Dareckiego i ekipy, których spotykałem chyba na wszystkich południowych punktach.



Dane wyjazdu:
7.00 km 0.00 km teren
00:22 h 19.09 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Jurajska majówka dzień 4

Poniedziałek, 3 maja 2010 · dodano: 03.05.2010 | Komentarze 2

Już tylko na pociąg do Myszkowa z miejsca noclegu. W pociągu spotykamy Andrzeja, znajomego Pawła, który wraca właśnie z zawodów AR "Adventure Trophy", wraz z drużyną zajął drugie miejsce w swojej kategorii, jest czego gratulować gdyż jak pisze portal napieraj.pl "Trasa wygląda na wyjątkowo trudną. Trudną w porównaniu z każdym rajdem rozegranym do tej pory w Polsce".


Dane wyjazdu:
49.58 km 25.00 km teren
03:48 h 13.05 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Jurajska majówka dzień 3

Niedziela, 2 maja 2010 · dodano: 03.05.2010 | Komentarze 2

Rano niestety znowu pada deszcz, nie chce nam się ruszać, długo siedzimy w namiotach i czekamy aż przestanie.



Kierujemy się na Skały Morskie i do Zamku Bąkowiec, jednak droga nie jest usiana różami (chociaż róże też chyba nie są marzeniem dla rowerzystów). Dopiero teraz widzę jakie szkody poczynił lód tej minionej zimy, słyszało się wiele w mediach ale nie spodziewałem się, że to aż tak. Przedzieranie się przez niektóre lasy zabierało mnóstwo czasu, na szczęście humory nam dopisywały.


Na zjeździe z zamku Ania miał groźnie wyglądającą kraksę, nazbierała solidnych szlifów w wielu miejscach, niektóre bardzo paskudna i głębokie. Szczęśliwie skończyło się tylko na uszkodzeniach skóry i tylnego koła. Po opatrzeniu ran i częściowej naprawie koła Ania postanowiła, że jedzie dalej i dojedzie przynajmniej na pociąg do Zawiercia. I dojechała, naprawdę dzielna z niej dziewczyna.


Część trasy eskortujemy ją na pociąg wszyscy, potem powierzamy to zadanie Pawłowi a ja z Kasią jedziemy dalej na trasę w kierunku Mirowa i Bobolic.


Po wizycie na zamkach jedziemy czarnym szlakiem pieszym przez las w kierunku Żarek. Niestety, ten las też połamany. Jedna z gałęzi wkręca mi się w przerzutkę, Kasia krzyczy STOP! ...Niestety, hak i tak złamany :(


Demontuję przerzutkę, skracam łańcuch i z 27 biegów zostanie mi 1. Teraz niestety i my będziemy się musieli ewakuować z trasy. Kierujemy się do Myszkowa. Po kontakcie z Pawłem ustalamy, że zostajemy jeszcze na noc gdzieś w terenie. My szukamy miejscówy a Paweł robi zakupy. Przynajmniej jeszcze na trochę oderwiemy się od codzienności.


Dane wyjazdu:
62.52 km 30.00 km teren
04:59 h 12.55 km/h
Max prędkość:54.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Jurajska majówka dzień 2

Sobota, 1 maja 2010 · dodano: 03.05.2010 | Komentarze 1

Rano jedni wstali wcześniej inni nieco później :)



Śniadanko też każdy przeżywał indywidualnie, niektórzy np. tak:


Niestety śniadanko zostało przerwane niespodziewanymi opadami, od razu zrobił się ruch i wszyscy byli gotowi na poszukiwanie jakiegoś przystanku czy innego daszku. Trafiał się stodoła.


Spędziliśmy w niej bardzo dużo czasu, a deszcz padał i padał. W końcu wyjechaliśmy i znowu zaczęło mocniej padać, tym prazem wybieramy przystanek, potem jeszcze jeden, potem przysklepowy parasol...


Paweł na jednym ze zjazdów zaliczył glebę i przy okazji złapał węża w przednim kole.
Oczekiwanie na zmianą dętki.


Pod zamkiem w Bydlinie okazuje się, że Paweł znowu ma kapcia, tym razem z tyłu.


Zakupy na kolację, w tle piewcy kultury lokalnej.


Nocujemy przy Rzędowej skałce parę km za Podzamczem