Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi tomalos osady Chlewo, Łódź. Przekręciłem już z BIKEstats 29758.89 kilometrów w tym 9317.12 po wertepach Jeżdżę z prędkością średnią 20.62 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Nie mam rowerów...

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tomalos.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody i rajdy

Dystans całkowity:3646.94 km (w terenie 1818.00 km; 49.85%)
Czas w ruchu:191:38
Średnia prędkość:18.64 km/h
Maksymalna prędkość:65.01 km/h
Suma podjazdów:3000 m
Maks. tętno maksymalne:196 (98 %)
Maks. tętno średnie:148 (74 %)
Suma kalorii:13178 kcal
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:135.07 km i 7h 22m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
120.16 km 50.00 km teren
07:09 h 16.81 km/h
Max prędkość:65.01 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Mordownik

Sobota, 13 września 2014 · dodano: 15.09.2014 | Komentarze 1



Dane wyjazdu:
222.69 km 60.00 km teren
10:24 h 21.41 km/h
Max prędkość:52.71 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Harpagan 46

Sobota, 19 października 2013 · dodano: 23.10.2013 | Komentarze 0

8 miejsce.
Kategoria Zawody i rajdy


Dane wyjazdu:
90.00 km 30.00 km teren
05:30 h 16.36 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Bikeorient, Przedbórz 2013

Sobota, 27 lipca 2013 · dodano: 30.07.2013 | Komentarze 4

Nie dodałem w tym roku żadnego wpisu? No to czas to zmienić.
Bikeorient w Przedborzu był dla mnie trochę nietypowy bo postanowiłem, że pojadę razem z Kasią. Był też krótszy niż "pucharowe" imprezy na orientację, ot świetna okazja na ciekawe spędzenie soboty, spokojne nawigowanie, ruszenie tyłka i spędzenie czasu z szanowną.


Rozdanie map, jak zwykle przydługie planowanie trasy, rzucam okiem na plany bitwy rozrysowane przez Darków i wyglądają tak jak nasze. Zamieniamy kilka słów i jedziemy. Umiejscowienie startu i najbliższych punktów sprawia, że rozsądnie można pojechać zaczynając od jednego z dwóch punktów. Wybieramy PK7, gdyż mamy wrażenie, że pojedzie tam mniej ludzi i będzie nieco luźniej.

PK 7 - szczyt wzniesienia. Na razie łatwo, tylko szanowna jedzie jakoś szybciej niż mi się wydawało, że będzie jechała.

PK 9 - obniżenie terenu. Piaszczysty dojazd na punkt pokazuje, że trzeba się pilnować i ostrożnie planować przeloty terenowe.

PK 6 - szczyt Fajnej Ryby, co nieco do podjechania, jak na szczyt przystało.

PK 4 - dno wąwozu. Niezbyt precyzyjnie się namierzyliśmy i nie trafiamy w punkt. Szybko się rozdzielamy - Kasia w dół, ja w górę wąwozu i po chwili Kasia odnajduje punkt.

PK 5 - kępa drzew. Z PK4 ruszamy terenem, po drodze trafiamy na niezwykłe miejsce. Jedziemy zapomnianymi, zarastającymi drogami, mijamy zawalone domy kryte strzechą, studnie z których od lat już nikt nie zaczerpnął wody. Punkt przestrzeliliśmy bo nie sprawdziliśmy odległości, co kosztowało mnie trochę chaszczowania. Ale najciekawsza wpadka przydarzyła się podczas zjeżdżania z punktu. Po prostu puściłem się na PK10 zamiast zgodnie z planem na PK1! Kasia zorientowała się, że coś jest nie tak ale jechała za mną pełna zaufania i ze zdumieniem.

PK 1 - wiata turystyczna (punkt żywieniowy). Przed jakimś skrzyżowaniem trafiło do mnie, co odwaliłem. Nadrabiamy i jedziemy na PK1. Zajadamy łapczywie pyszne cząstki arbuzów, napełniamy poidełka.

PK 10 - Ruiny zboru ariańskiego. Prosty punkt w środku wsi ale ciekawostka w postaci ruin w zupełności usprawiedliwia jego lokalizację.

PK 14 - dół. Grzebiemy się w piachu razem z Darkami (spotykamy ich na trasie bardzo często). Sprytnie schowany w dole punkt dość szybko odnajduje Kasia.

PK 13 - mogiła wojenna. Ze względu na piach i wysoką temperaturę jedynym racjonalnym wyjściem jest bezpieczny, bardziej asfaltowy i dłuższy wariant a i tak było sporo piachu.

PK 11 - płn-zach. brzeg zagajnika. Punkt był położony w środku rozległych łąk, niektóre z nich były koszone a inne porzucone. Upał dawał nam tutaj wyjątkowo mocno popalić, w powietrzu unosiła się wilgoć, która w połączeniu z wysoką temperaturą potęgowała wrażenie duchoty i siły nas opuszczały. Męczący był zwłaszcza zjazd z punktu przez wysokie trawy.

PK 15 - przepust. Rzeczony przepust odnaleźliśmy szybko, dłużej natomiast zastanawialiśmy się nad dalszym wariantem.

PK 2 - fundamenty budynku. Fundamenty okazały się trudne do znalezienia, na szczęście precyzyjne odliczanie odległości dało pożądany efekt. Piach oczywiście był.

PK 12 - brzeg torfowiska. Tutaj natomiast z precyzją coś nam nie poszło, mocno przestrzeliliśmy.

PK 8 - koniec przecinki. Baliśmy się piachu i mieliśmy zdecydować czy pojedziemy skrótem jak go zobaczymy. Skrót okazał się zupełnie przyzwoity, więc tym razem wybraliśmy wariant bardziej terenowy. Punkt od tej strony wygląda na dość trudny, więc staraliśmy się nawigować wolniej ale precyzyjnie. Okazało się, że jednak nie było tak trudno a my zatrzymaliśmy się chyba przy każdym skrzyżowaniu ale przynajmniej trafiliśmy bezbłędnie. Nie bez znaczenia była dobra mapa.

PK 3 - szczyt wzniesienia. Przez chwilę były wątpliwości ale już wiemy, że jak nic nadzwyczajnego się nie wydarzy do zdążymy z kompletem do mety. I co? I zdarzył się pożar w młodniku. Ale okazał się niewielki, a straż była już wezwana. Przepuszczamy straż ogniową i zdobywamy punkt.

Meta.
Przyjechaliśmy z kompletem punktów w czasie 6:44:40 co dało Kasi zwycięstwo! Ja wylądowałem na miejscu 9. Miało być lekko i przyjemnie a byłem solidnie wymęczony, to Kasia miała się zmęczyć a na mecie wyglądała lepiej niż ja. Dopiero zimne napoje i lody stawiają mnie na nogi.

Dane wyjazdu:
140.00 km 50.00 km teren
06:40 h 21.00 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Złoto dla Zuchwałych

Sobota, 4 czerwca 2011 · dodano: 04.06.2011 | Komentarze 10

A co, napiszę relacyjkę :)
Forma w tym roku raczej turystyczna ale na maratony postanowiłem pojeździć, przynajmniej na te na które się da.
Złoto dla zuchwałych - taka to ci nazwa, myślałem, że może poszukam jakichś sztabek albo przynajmniej grudek na punktach kontrolnych ale niestety, złoto było tylko w nazwie no i powiedzmy, że dla zwycięzców.

Na start dojechaliśmy o 9:00 - czyli w sam raz, bo o tej godzinie zamykali biuro :) Rejestracja szczęśliwie się jednak powiodła, pierwszy sukces, pomyślałem :)

Dobra passa nie trwała jednak długo, pierwsze zaskoczenie to mapa, pięćdziesiątka przeskalowana do... no właśnie, w jakiej to jest skali? :) Nawet organizator nie wiedział :) W trasie, po kontroli z licznikiem wyszło że coś około 1:80000, ale trochę to ustalanie trwało. O ile nieznaną skalę mapy to jeszcze można potraktować jako dodatkowy smaczek to jej czytelność pozostawiała wiele do życzenia. Najwięcej ugrał na tym Grzegorz, który ze względu na swój wzrok wziął wielgaśną lupę :)

No dobra, czas startować. No i jak zwykle wyjazd z bazy skończył się wtopą, po kilkuset metrach nie wiedziałem gdzie jestem - taka moja przypadłość - wszystko w normie :).
Z pomocą kompasu wychodzę z opresji, jednak na dzień dobry jestem w tyłach. Do punktu staram się podgonić, w okolice trafiam dość gładko. Z punktu zjechał właśnie Piotrek Buciak i jeszcze kilka osób. Pomyślałem, że i ja szybko znajdę punkt,. Ale to się nie udało, Szukam punktu razem z Pawłem i jeszcze kilkoma osobami. Schodzi nam dość długo zanim się połapaliśmy że właściwy wąwóz jest obok, ech.. podbijamy punkt i w drogę, wyprzedza mnie Paweł, korciło mnie żeby usiąść mu na koło ale wiedziałem, że jestem za słaby i nie mógł bym dać dobrej zmiany. Na koło siada mu inny zawodnik, jednak odpada za pierwszym skrzyżowaniem. Wyprzedzam go i jadę dalej mając Pawła w zasięgu wzroku. Jadę na głupka za Pawłem ale jak się okazuje nawet najlepsi popełniają błędy. Gdy stwierdził, że się pomylił i zjechał w jakąś boczną dróżkę ja nagle nie wiem gdzie jechać, ba, nie wiem gdzie jestem. W efekcie do punktu docieram od innej strony, jadąc przez najbliższą miejscowość (tak żeby się połapać gdzie jestem).

Nie wyszło jednak tak źle, na punkcie spotykamy się znowu. A tuż obok PK rosną sobie beztrosko krzaczki konopi :)

Na kolejny PK jadę początkowo za Pawłem ale szybko mi ucieka, trafiam na punkt idealnie, po chwili dojechał Paweł. Znowu puszczam go przodem i próbuję skrótu przecinkami, ale sporo na tym tracę i wracam na asfalt a na punkcie znowu melduję się przed nim. Potem się okazało, że pojechaliśmy trochę dłuższą drogą, która miała wprowadzić prosto na punkt, jednak tak było tylko na mapie, w rzeczywistości przejechaliśmy zdecydowanie za daleko, Następny PK - ruiny wieży, których nie ma :O ale punkt jest :)
Mijam Wisłę, mijam Bydgoszcz - oczywiście nie bez perturbacji w mieście, jak na mnie przystało :) Punkt schowany w krzakach obok parowu, ktoś znalazł, więc nie muszę łazić po krzakach. I tutaj rozstajemy się z lasami. Teraz czekają nas otwarte tereny i asfalt.

PK 7 - 15 m od ogrodzenia, hmm... wjechałem od takiej strony, że ogrodzeń było co nie miara :) Bez szukania się nie obyło, ale w końcu się udało.

PK9 - drzewo przy wejściu do jaskini... Co? tu jaskinia? A jednak była :)

Teraz długi asfaltowy przelot na PK5. Dopada mnie kryzys, od teraz jedzie mi się ciężko. Kończy mi się picie i nie chce mi się jeść, przez cały maraton zjadłem 3 batony, wciskając je w siebie na siłę. PK 5 i 13 znajduję sprawnie, jednak wlokę się straszliwie, nie mam mocy, trochę poratował mnie przydrożny sklep, w którym uzupełniam picie. Męcząc się jadę na PK2 Paweł, Michał i jeszcze ktoś już wracają z punktu, kiedy ja mam doń jeszcze spory kawałek. Niestety punktu szukam niemiłosiernie długo. Dwukrotnie obchodziłem drzewo na którym wisiał lampion, przeszedłem pod nim i nie zauważyłem! Grrrr.
Zostały 3 PK, Ich znalezienie nie sprawia mi kłopotu na szczęście, no może poza PK 3 kiedy łażę po krzakach za bardzo na zachód, parząc się pokrzywami. W dodatku wyjechałem z punktu dość niefortunnie i musiałem gramolić się wąwozem, który wyprowadził mnie nie tu gdzie trzeba. Tempo do mety mam już mizerne, nie mam siły przycisnąć :(

Na metę pierwsze przyjechały 3 grupki po 3 osoby a pierwsza była grupka Pawła i Michała. Szkoda, że się pod nikogo nie podczepiłem, było by sporo łatwiej na tych nieosłoniętych asfaltach. Przyjechałem chyba jako pierwszy bezgrupkowiec Jak się okazało nie przyjechałem jednak jako pierwszy bezgrupkowiec, szybciej na pewno był theli a może jeszcze ktoś. Ostatecznie zająłem miejsce 10. Biorąc pod uwagę moją formę i to, że jechałem samotnie to wynik... hmmm można zaakceptować.

Impreza udana, organizatorzy dobrze wykorzystali teren na rozstawianie punktów, było kilka wpadek, ale można to wrzucić to wora z napisem "smaczki".



Przy okazji znalazła się w aucie moja stara kanapka :D


Dane wyjazdu:
156.20 km 100.00 km teren
10:38 h 14.69 km/h
Max prędkość:34.00 km/h
Temperatura:-16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Nocna Masakra 2010

Niedziela, 19 grudnia 2010 · dodano: 19.12.2010 | Komentarze 13

To była prawdziwa masakra.
Piękna zimowa sceneria, duuużo śniegu i tęgi mróz. około 5:00 było -16°C, potem pewnie jeszcze spadła. Niestety popełniłem poważny błąd na ostatnim punkcie, prócz straty masy czasu kosztowało mnie to też odmrożenia II stopnia na 4 palcach u nóg, na szczęście niewielkie powierzchniowo.
Trasa była naprawdę super, Danielowi udało się ją tak przebudować w ostatniej chwili, że większość dało się przejechać (choć było bardzo wyczerpujące). Pomimo kretyńskiego błędu na ostatnim punkcie zająłem dobre 4-te miejsce.
146km na maratonie, reszta powrót z ul. Brzezińskiej do domu.
Fota a'la Nasza Klasa ale kto by miał do tego głowę :)

P.S. Może dodam tu jeszcze jakieś wycieczki :)

Dane wyjazdu:
78.52 km 38.00 km teren
04:48 h 16.36 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Bike Orient Prolog

Sobota, 27 marca 2010 · dodano: 28.03.2010 | Komentarze 8

Od rana padał deszcz, zapowiadało się niezłe błoto, nawet miałem takie pomysły, żeby na maraton nie pojechać. Ledwo zdążyłem na start bo rower nie był gotowy a nie było mnie w domu od wczesnego rana. Montaż oświetlenia, mapnika, licznika, regulacje przerzutek, kombinacje ze sztycą (jak zwykle)... Ufff jakoś się wyrobiłem. Wsiadam i gnam na start... co już mnie trochę zmęczyło. Zamieniam parę słów z Kosmą i Darkiem, rejestruję się szybko, krótki komentarz od organizatorów, rozdanie map i można ruszać. Pojadę sobie na luzaka, przecież formę muszę zbudować od zera. Nie nastawiałem się zatem na wynik tyko jechałem jak się uda.

PK13... na skróty przez las czy dużo dalej ale asfaltem? Decyduję się asekuracyjne na asfalt, na początek nie będę się w błocie babrał i tracił czasu na błądzenie - pomyślałem. Do punktu docieram sprawnie, na punkcie kilka osób więc sprawnie odnajduję lampion.

PK11 Chwila zawahania czy ta licha ścieżynka rzeczywiście prowadzi do punktu, prowadziła.

PK14 Zjeżdżam z asfaltu w jak mi się wydaje właściwą ścieżynkę jednak wracam, pomyślałem, że przecież w takim bagnie Orgi by trasy nie wyznaczali... szukam z uporem innej drogi. Na próżno jednak, wszystkie są podobnie "utopione", to była jednak tamta.

PK6 Tracę tu sporo czasu Drogi leśne totalnie zalane, nie da się jechać, ba, nie da się przenieść roweru nie włażąc do wody/błota. Dodatkowo wylądowałem na innej drodze niż myślałem, długo szukałem punktu w totalnym błocku zanim się połapałem, że to nie może być tu. Kompas by ułatwił sprawę.. tylko, że go nie wziąłem :) Zresztą tak samo jak i linijki a licznik skutecznie był przesłonięty mapnikiem. Gdy trafiam na właściwą drogę... okazuje się, że to piękny szuter a ja się tam babrałem w błocie do kostek. Punktu jednak nadal nie mogę znaleźć bo... coś mi się popierniczyło z opisem, szukałem uporczywie skrzyżowania dróg, podczas gdy punkt był opisany jako paśnik... grrr. W końcu jednak się udało.

PK16 Bez trudu odnajduję skrzyżowanie przy torach.

PK 8 Znowu sporo wody, ale bez przesady tym razem. Łatwy.

PK12. Docieram w okolice punktu dość szybko, jednak punkt zdobywam długo ze względu na błoto. Ścieżka, którą planowałem jechać nie zachęca nawet do przenoszenia roweru, wybieram inną, trochę na około, nie wiele lepiej ale da się jechać.

PK7 Trochę zawahania na rozwidleniu, które było trochę mylące ale do punktu docieram dość sprawnie.

PK 10 Zmęczony już jestem, a to przecież króciutki maraton! To tylko potwierdza jak bardzo się zaniedbałem, i że forma jest do odbudowania praktycznie od zera. Punkt nie sprawił kłopotu. Trochę zamieszania na wyjeździe z niego, wpakowałem się w uliczkę, która zaprowadziła mnie do gospodarstwa.

PK 15 Nie wiedzieć czemu z punktu wracałem dziwnym bardzo błotnistym wariantem... za gapowe się płaci.

PK 9 Punkt łatwy, spotykam tu Wikiego, nie czekam jednak nie niego i jadę do mety. Okazuje się, że jestem pierwszy, za kilka sekund nadjechał Wiki. Jestem zmęczony, nie chce mi się już jechać, biorę jednak mapkę i razem z Wikim ruszamy na odcinek specjalny.

Odcinek specjalny. Trasa wyrysowana na mapie, jednak punkty nie są zaznaczone, wiadomo, że jest ich 5. Las Wiączyński to chyba najbardziej podmokły teren w okolicy, mapa do biegu na orientację, oj będzie sporo noszenia roweru. I tak jest. Duże nierówności, krzaki, woda, błoto. Przez cały maraton nie zaliczyłem gleby a na OSie zaliczyłem dwie, połamałem też mapnik, na domiar złego padły akumulatory w oświetleniu. Znaleźliśmy 1 punkt i wróciliśmy na metę, bo czas nas poganiał.

Trasa była świetna, gratulacje dla organizatorów. Pomimo, że czasem jeździłem po tych terenach wcześniej to na maratonie czułem, że jestem w obcym mi rejonie. Zaskakująco dużo odcinków terenowych jak na okolice Łodzi.

Razem z Wikim zająłem pierwsze miejsce (co zresztą trochę mnie zaskoczyło).

Ślad (klikać)




Czas ruszać na trasę


Mapa w dłoń i wio na OS


O ja zły, o niedobry :D


Zwycięzcy :)

Zdjęcia: MAVIC
Kategoria Zawody i rajdy


Dane wyjazdu:
175.00 km 110.00 km teren
10:47 h 16.23 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:-15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Nocna Masakra 2009

Niedziela, 20 grudnia 2009 · dodano: 20.12.2009 | Komentarze 31

Pobudka w sobotę nastąpiła grubo przed świtem, w końcu zaraz po 6:00 mam pociąg do Dobiegniewa a trzeba jeszcze podskoczyć do całodobowego Tesco po mały termos i zapas baterii. Pomaga mi Kasia (dzięki :*), jedzie ze mną na zakupy i odwozi mnie na dworzec. Tu czeka na mnie już Piotrek i zauważa, że nie mam mapnika co oznajmia mi spokojnym tonem.
O k....! Jak mogłem zapomnieć!?!?!? Leży przecież przy kanapie naszykowany do wzięcia!!!! Jest już za późno na rajd po mapnik, jestem zły. Jednak złość szybko mija jak Kasia przynosi mi kupione w dworcowym kiosku czasopismo... i to jakie! "Samoloty Świata"! A co z tego? Ano to, że do tego czasopisma był dołączony segregator, z którego, jak twierdziła, zrobię sobie mapnik. W pociągu mi się nie chciało, rozłożyłem śpiwór i karimatę przy rowerach i próbowałem spać. Próbowałem bo ciągle łazili ludzie a temperatura przy podłodze wagonu rowerowego też nie sprzyjała - woda z topniejącego śniegu kapiąca z zawieszonych rowerów kapała na podłogę obok mojej karimaty i... zamarzała, dodatkowo na twarz prószył mi śnieżek wpadający przez "superszczelne" kolejowe okno.
W Dobiegniewie okazuje się, że Piotrek jest jeszcze lepszy jeśli chodzi o zakupy, robi je w Dobiegniewie. Jak docieramy do bazy w miejscowości Długie to od razu zaczynamy przygotowania, do startu jeszcze około 3h.
Najpierw mapnik... i od razu odkrywam, że zapomniałem jeszcze zestawu kluczy. Ehhh...
Żeby założyć mapnik muszę przemontować oświetlenie. Jest trochę kombinowania ale się udaje, taśma klejąca czyni cuda. Teraz czas się ubrać, jak się okazało czas najwyższy, przygotowanie odzieży niektórym zajęło ponad 3h. Oj, co tu się nie działo! W ruch poszła poranna prasa, kilometry różnych rodzajów taśmy klejącej, ochraniacze, ocieplacze, rozgrzewacze, folia NRC, flanelowe koszule.... Ile ludzi tyle patentów na walkę z kilkunastostopniowym mrozem.
Ja założyłem:
- normalne buty SPD Shimano, wszystkie dziury zaklejone taśmą + ochraniacze z neoprenu z przodu oklejone taśmą
- spodenki kolarskie z szelkami krótkie, getry długie z ociepleniem (powiedzmy takie jesienne), nogawki kolarskie (raczej cienkawe) i jeszcze jedne krótkie spodenki bez szelek i na to normalne spodnie bojówki moro (z Zakładu Obsługi Leśnictwa)
- kilka warstw bielizny i cienkich bluzeczek termoaktywnych (mniej lub bardziej) z długimi i krótkimi rękawkami, bluza średnia, polar gruby i cieniuteńka wiatrówka
- kominiarka, kask i okulary
- rękawiczki berghaus

W nogi było mi optymalnie, w korpus było mi za ciepło (znaczy dość komfortowo, ale na mecie odkryłem, że wszystko było totalnie przepocone), w głowę było mi optymalnie, jedynie na szybszych zjazdach trochę czułem chłodek pod kaskiem, na kominiarce i wokół głowy utworzyła mi się śnieżno lodowa skorupa ale nie przeszkadzało to specjalnie, okulary zdjąłem na pierwszym PK ze względu na ich zaparowywanie i zamarzanie. Ręce czasem marzły jak się zdejmowało rękawiczki i potem je zakładało (przepocone, z zamarzniętym lodem) ale dość szybko się dało je rozgrzać rosyjskim sposobem "na misia".

Problemem było picie i jedzenie. Co zrobić, żeby to nie pozamarzało? Batony poupychałem do kieszeni, trochę do plecaka. Picie to inna historia, nie może zamarznąć. Kasia przygotowała mi specjalną koszulkę "bukłakową". Tzn. do starej koszulki rowerowej przyszyła mi kieszeń na bukłak a ja założyłem to pod polar i pod wiatrówkę, sprawdziło się idealnie. Do tego litr napoju energetyzującego (wydaje mi się że zamarza później niż izotoniczny) do plecaka (ale blisko pleców) i półlitrowy termos. Ponieważ jechałem z Piotrem a jemu bidon w tylnej kieszonce zamarzł do pierwszego PK, więc musiało starczyć na dwóch (prawie starczyło). Najpierw wypiliśmy napój z plecaka (ostatnie łyki były już z lodem), potem izotonik, potem opróżniliśmy termos a przy ostatnim PK pojadłem jeszcze dwie garście śniegu, żeby zgasić pustynię jaka pojawiła mi się w ustach.

Początkowo myślałem czy nie jechać z Damianem ale Był tak zdeterminowany na zdobycie pierwszego miejsca a ja czułem się nie w formie i wyglądało na to, że będzie musiał na mnie czekać.

przejechanych 165km
temperatura około -10°/-15°C
12 punktów kontrolnych (na 16)
czas całkowity 14h 54min
czas jazdy 10h 10min
no kapitalna impreza!
Zapomniałem wcześniej dodać, zająłem trzecie miejsce

A oto mapa (klikalna) i ślad
Kategoria Zawody i rajdy


Dane wyjazdu:
201.87 km 130.00 km teren
09:54 h 20.39 km/h
Max prędkość:47.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Harpagan 38

Sobota, 17 października 2009 · dodano: 19.10.2009 | Komentarze 8

Trzydziesta ósma edycja Harpagana, moja na nim obecność po raz szósty, od mojego pierwszego startu nie przegapiłem jeszcze żadnego i mam nadzieję, że taka sytuacja jeszcze długo się utrzyma :)

Po tym wstępie (nie wiadomo skąd i nie wiadomo po co) czas przejść do konkretów :) Albo nie, jeszcze chwilunia, najpierw ukłony dziękczynne dla mojej Katarzyny Konkubiny :) To ona mi pakował mapnik, rowerowe gatki i całą resztę klamotów i to ona zwiozła mnie z placu boju i w pewnej (pilnej rzecz jasna) sprawie do Wa-wy zaraz po harpie zawiozła, kiedy ja ledwo łyżkę mogłem podnieść :) Dziękuję Kasiu :*

Do rzeczy. Na miejscu zjawiamy się około 23:00. Biuro już zamknięte, cóż, dopiero jutro oznajmię orgom, że jednak wystartuję. Trochę pogadanek, trochę żarcia i tak schodzi jakoś - kładziemy się dość późno.

Rano jaskółki wydzwaniają zmarzniętymi dziobami, że na zewnątrz -5 stopni C. Zapowiada się jednak pogodny dzień. Damian marudzi coś, że niby na wycieczkę tylko przyjechał, że nie pojedzie ze mną bo będzie mnie "zwalniał", że schorowany, że zupa za słona i w ogóle. Na start wyszedł pierwszy, ja jak zwykle się grzebię. Przy rozdawaniu map nie mogę go odnaleźć (dzwonił do mnie ale nie słyszałem), trudno, jadę sam, jakoś sobie chłopaczyna poradzi :P.

W ciemnych lasu ostępach - PK5

Wyrwałem mapę, szybkie rzucenie okiem, to na N, to na S, to na konkurentów. Decyduję, że jadę na PK5. Ruszam. Obracam się co chwila, wypatruję też do przodu i... nie widzę żadnych rowerowych światełek. Jakieś zamroczenie? Może ja źle jadę? Może start dopiero za godzinę? Może wariant wybrałem beznadziejny? Ale nie, wszystko wygląda OK. No to się cieszę, bo nie lubię tej paniki i tłoku przy pierwszym PK. Wpadam do lasu, w okolicy punktu szwędają się piechurzy, szukamy chwilkę. Jest! Pierwszy zaliczony. Nadciągają następni bikerzy, póki co nie mam ochoty jechać w grupie, więc mocno w pedały cisnę i uciekłem im. Chcę się napić i odkrywam, że wszystko mi zamarzło... pierwszego łyka wezmę o 10:30.

Morze go zabrało - PK15
Ten punkt został przeniesiony. Ponoć poziom morza się podniósł więc i górki powinny być niższe ale jakoś tego nie odczułem na dalszych punktach :) Co tu pisać, może tylko tyle, że zaczyna się rozwidniać.

Do lasu z obawami - PK13
Rzut okiem na na mapę... zmieniam wstępnie zaplanowaną trasę na PK13. Asfaltowy objazd wydaje mi się za długi. Obawiam się jednak plątaniny leśnych ścieżek, nieaktualność mapy szybko się demaskuje. Staram się zachować czujność i o dziwo udaje mi się bez problemów dojechać na punkt. Prawdopodobnie gdzieś w okolicach tego punktu zgubiłem super wypasione, moje ulubione i z resztą jedyne okulary rowerowe ;(((((((((((( Problem w tym, że żadne nie chcą mi dobrze leżeć i ponad pół roku łaziłem i przymierzałem aż trafiły się te. Straconych na nie złotówek też szkoda :( Za późno się zorientowałem, że ich nie mam na nosie, nawet nie potrafiłem sobie przypomnieć przy którym punkcie mogłem je zostawić.

Miękko jakoś - PK6
Jedzie mi się jakoś tak przyjemniaczo, tak jak bym jechał na fullu, hmmmm. Sprawa wyjaśnia się na asfalcie - małe ciśnienie w tylnym kole, grrrrr, nie dopompowałem przed startem??? Zatrzymuję się na skrzyżowaniu i dymanko pompeczką. Zatrzymuje się bus jadący z pieszymi, Ktoś robi mi zdjęcia, pytają czy mi ciepło. Na punkt docieram z miejscowości Orle - jak się później okazuje była to dobra decyzja, jadący od drugiej strony pisali na forum coś o jeziorze :D Ja zmoczyłem tylko buty. Niestety jednak mam kapcia, zmiana dętki zgrabiałymi na mrozie łapami nie idzie łatwo a czas leci.

"Letką pitką" - PK3
I to w zasadzie wszystko co mogę napisać, szybko i bez problemów.

PK 9
Przecinka na mapie wygląda podejrzanie, przecięta licznymi poziomicami, omijam ją i w Karlikowie skręcam na drogę, której nie było na mapie ale prowadziła we właściwym kierunku. Małe uganianie się z pieskami - a raczej skoncentrowanie uwagi na tym, żeby najmniejszego i najbardziej hałaśliwego nie najechać bo pętał się tuż pod kołami. Droga się skończyła, kawałek po łące, skrajem lasu i ląduję na punkcie. Coś za blisko mi się wydawał, ale po przejrzeniu śladu muszę przyznać, że był na swoim miejscu.

Kaszubskie oko PK2
Pamiętałem to miejsce z jakiegoś minionego harpa, wiedziałem, że będzie pod górkę i było pod górkę.

Ślepa uliczka - PK10
W drodze na punkt o mało nie rozbiłem się o bramę, którą to zakończyła się znienacka droga. Krótkie niuchanie po krzakach czy jednak nie da się przecisnąć, szybka nawrotka na poprzednią drogę i jestem na punkcie.

PK20 zaliczony bez emocji.

Skrót - PK4
Po zjechaniu z asfaltu widzę, że w kierunku punktu prowadzi droga, której na mapie niet. Jadę! Dobra decyzja, potem droga co prawda zlichła ale tylko troszeczkę. Połowa punktów i połowa czasu pomimo kapcia, jest nieźle, pomyślałem.

Ciuchci tam nie było od dawna - PK18
Opracowałem wariant dojazdu, z którego jasno wynika, że jakieś 500m będę musiał pokonać po nieczynnej linii kolejowej w lesie. Początkowo po starych podkładach kolejowych - da się jechać ale to frajda żadna :) Szybko jednak możliwość jazdy się kończy i muszę przedzierać się przez bukowe siewki z trudem przeciągając rower.

Gdzie do licha jest TA właściwa górka? PK14
Ruszając z PK18 miły niewieści głos oznajmia mi, że jak pojadę tak jak planuję jechać to prawdopodobnie zabłądzę. Nie przejąłem się zbytnio... i zabłądziłem już na asfalcie! Chwila dekoncentracji podczas jedzenia batonika i ląduję w innej miejscowości niż planowałem, cóż, nadrabiam około 1,5km. Ale zabawa dopiero się zaczyna, drogi w terenie ni w ząb nie zgadzają mi się z mapą, szybko tracę świadomość własnego położenia, włażę bezwiednie na jakieś górki, potem na następne... ehhh. Punkt w końcu zdobywam, ale czasu zmarnowałem mnóstwo.

Serpentynami wjechałem na PK16

Potem na PK8, z którego zjechałem na przypał do najbliższej drogi, trzeba było jednak płoty po drodze pokonać :) Zaczyna padać i pada już do końca.

Łola Boga Rety!
Na PK12 Zorientowałem się, że braknie mi czasu na dwa tłuste (17 i 19)! Po co ja w ogóle przyjechałem na 8 i 12?!?! Po raz kolejny płacę gapowe i pruję co sił do mety. A sił było mało, więc i prucie było ślimacze. Całą trasę przejechałem sam, czasem mi ktoś na kole tylko siedział, jednak wszyscy po paru km odpadali a teraz ja się wlekę i nie wiem czy dojadę, szukam w sobie ostatnich sił ale nie idzie mi to dobrze. Jak z nieba spadają mi dwaj rowerzyści, którym z wielkim trudem siadam na kole i z trudem się tam utrzymuję, gdyby nie oni to nie wiem czy bym zdążył przed końcem limitu czasu. Jestem padnięty i głodny, ledwo chodzę, z trudem się przebrałem. I to na tyle. Wyniki przedwstępne mówią, że mam 14 miejsce na 299 sklasyfikowanych. Już nie mogę się doczekać wiosennej edycji :)

Mapa ze śladem (klikać)


A Damian, tak, tak - ten schorowany, co to na wycieczkę przyjechał odmeldował się na pozycji nr 2, GRATULACJE!

Dane wyjazdu:
61.60 km 30.00 km teren
03:41 h 16.72 km/h
Max prędkość:60.00 km/h
Temperatura:16.0
HR max:196 ( 98%)
HR avg:146 ( 73%)
Kalorie: 4806 (kcal)
Rower:

Odyseja - Dzień II

Niedziela, 4 października 2009 · dodano: 04.10.2009 | Komentarze 1

Opis się zrobi :)
Kategoria Zawody i rajdy


Dane wyjazdu:
84.35 km 30.00 km teren
06:16 h 13.46 km/h
Max prędkość:64.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max:191 ( 96%)
HR avg:148 ( 74%)
Kalorie: 8372 (kcal)
Rower:

Odyseja - Dzień I

Sobota, 3 października 2009 · dodano: 04.10.2009 | Komentarze 1

Opis się zrobi :)
Kategoria Zawody i rajdy