Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi tomalos osady Chlewo, Łódź. Przekręciłem już z BIKEstats 29758.89 kilometrów w tym 9317.12 po wertepach Jeżdżę z prędkością średnią 20.62 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Nie mam rowerów...

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tomalos.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody i rajdy

Dystans całkowity:3646.94 km (w terenie 1818.00 km; 49.85%)
Czas w ruchu:191:38
Średnia prędkość:18.64 km/h
Maksymalna prędkość:65.01 km/h
Suma podjazdów:3000 m
Maks. tętno maksymalne:196 (98 %)
Maks. tętno średnie:148 (74 %)
Suma kalorii:13178 kcal
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:135.07 km i 7h 22m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
75.00 km 40.00 km teren
h km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

BikeOrient 2009

Sobota, 27 czerwca 2009 · dodano: 06.07.2009 | Komentarze 3

Trzecia edycja imprezy.

Mój udział w BikeOriencie stał pod znakiem zapytania gdyż tego samego dnia miałem inną imprezę z kategorii "obowiązkowych". W końcu jednak udało się wszystko tak dograć, żeby był wilk syty i owca cała.

Od jakiegoś czasu chodzą słuchy, że trasa będzie trudniejsza, że punkty pochowane, że mostów nie ma... nie przejmując się tym zbytnio przyjechałem do ręczna w piątek wieczorem. W bazie już sporo znajomych i zwalają się kolejni, czas miło płynie na rozmowach i serwisie (wymiana połamanego na Grassorze siodła itp.) i koniec końców spać kładę się stosunkowo późno.

Rano wstaję odpowiednio wcześnie, a i dzięki temu, że wszystko mam już naszykowane (dzięki Kasiu :*) nie spóźniam się na start jak to często bywa :) Pogoda trochę zaskakująca, spodziewałem się konkretnej "lampy" a tu... leje. Nie wziąłem nawet żadnych szmatek na takie warunki.

Na szczęście jest ciepło. Na trasę ruszam razem z Damianem. Jako pierwszy punkt do zdobycia obieramy PK9 – teren poszukiwań węgla brunatnego. Obudził się w nas duch rywalizacji i w drodze na punkt wyprzedzamy wszystkich, skracamy też trasę przez las. Na punkcie okazuje się jednak, że są już 3 rowery... w tym ostre koło Flasha, do dopiero wariat :)

Następny do łyknięcia to PK7, dojazd łatwy jednak zdobywanie punktu od strony bagien zaowocowało brodzeniem po kolana w wodzie i przedzieraniem się przez chaszcze. Pada, więc nie robi nam to większej różnicy, jednak tracimy cenne minuty.

PK4 to brzeg strumienia, oczywiście ten przeciwny :) Przeprawa po tamie bobrowej i przez kolejne chaszcze. Damian marudzi coś o pokrzywach ;). Po raz pierwszy na trasie spotykamy Kitę

Na PK2 prowadzi droga, która znajduje się za zamkniętą bramą, błąkamy się zdezorientowani przez chwilę ale szybko udaje nam się dostać w okolice punktu. No właśnie, w okolice, bo zdobywanie punktu nie idzie już tak gładko jak poprzednich. Znowu spotykamy Kitę i solidarnie wybieramy "alternatywny" w porównaniu do pozostałych uczestników wariant zdobycia punktu. Na szczęście w miarę szybko odkrywamy swoje błędy, w końcu co trzy głowy to nie jedna.
Opis PK6 brzmi: "Prawy brzeg Pilicy" - moim zdaniem powinien brzmieć "Przeciwny brzeg Pilicy". Organizatorzy tak ułożyli trasę, że zawsze lądujemy po tej przeciwnej stronie... i chwała im za to :) W dodatku przegapiłem ośrodek wypoczynkowy i przejechaliśmy trochę za daleko. Do punktu (na właściwy brzeg) można dostać się krypą, ale to wolniejsza opcja niż wpław :)

Na kolejny punk wyrwałem "na skróty" przez las... słabo to wyszło ale chyba dużo nie straciliśmy. Póki co jedzie mi się wyśmienicie. Narzucam dość ostre tempo. Punkt zdobyty szybko i sprawnie.

Od kolejnego punktu dzieli nas kilkaset metrów lasu i rzeka.
Z tym drugim poradziliśmy sobie tak (zdjęcie zrobił Owca):


Z lasem idzie już gorzej, mapa choćby ze względów technicznych nie jest w stanie przedstawić wszystkich dróżek w okolicach punktu... a jest ich multum, szczerze przyznam, że tracę orientację, rozdzielamy się i punkt znajduje Kita

Na kolejny punkt ruszam szybko. Gdzieś w tej plątaninie dróżek zgubiłem Damiana i Kitę. Czekam na nich chwilę ale nic z tego, pewnie na azymut wstrzelili się w inną przecinkę. Trudno jadę zam. Docieram w okolice punktu, jestem już bardzo blisko... problem w tym, że nie ma żadnej drogi od tej strony a nie chce mi się jechać na około. Ruszam na azymut przez pola i nieużytki... to nie był dobry pomysł, męczę się bardzo na miękkim podłożu a potem i tak jadę na drogę. Potem za wcześnie skręcam na szczyt, dzięki temu znowu spotykam Kitę i Damiana :)

Punkt kolejny, kolejny szczyt. A na szczycie Wiki :)

Została nam jedynka, znowu trzeba będzie pokonać Pilicę. Trochę opadam z sił, i dopiero teraz dociera do mnie, że od startu nic jeszcze nie zjadłem. Przed przeprawą to nadrabiam, żeby mnie woda nie porwała :) W czasie przeprawy niemal nie dochodzi do sensacyjnego jak na maraton rowerowy zderzenia kolarza z kajakarzem, czego usilnie chciał dokonać Damian, jednak kajakarze jakoś go wyminęli. Teraz do mety, batonik jeszcze nie "zadziałał", więc nie udzielam się już za mocno na czele :)

Po drodze zastanawiam się czy zakończyć rywalizację czy jechać jeszcze zdobyć parę punktów na drugiej pętli. Skłaniam się raczej ku temu pierwszemu, o 17 przyjedzie Kasia i zmykamy na weselicho, a boję się, że zachce mi się potem powalczyć o jeden punkt więcej niż powinienem i będzie obsuwa. Tym oto sposobem, trochę przez przypadek zostałem zwycięzcą na trasie krótkiej.

Potem jeszcze wybrałem się rekreacyjnie jako towarzysz na jeden z punktów drugiego etapu.

Mapka


I jeszcze ślad naniesiony na mapę pierwszego etapu, niestety coś się przy zgrywaniu na tel posypało i część trasy musiałem edytować ręcznie. W domu mam dobry ślad więc może to poprawię.
MAPA
Kategoria Zawody i rajdy


Dane wyjazdu:
338.05 km 120.00 km teren
16:04 h 21.04 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Grassor 2009 - pierwszy raz na pudle :)

Niedziela, 21 czerwca 2009 · dodano: 21.06.2009 | Komentarze 9

Grassor - 300km rowerem w 24h połączone z poszukiwaniem "śmiejowych" punktów kontrolnych, również kolejne zawody z cyklu Pucharu Polski w Maratonach Rowerowych na Orientację. Czekałem na ten maraton z niecierpliwością, może dla tego, że jeszcze nigdy nie startowałem na takim długim dystansie, może dla tego, że chciało mi się startować w imprezie, która częściowo będzie w nocy, może dla tego, że zapowiadała się przyjemna kameralna atmosfera, a może po prostu dla tego, że na każdy maraton z PPM czekam z niecierpliwością :D.

Małą atrakcję orgi przygotowali uczestnikom już na "dzień dobry" i baza rozgłaszana wcześniej wszem i wobec okazała się fałszywą bazą. Ha, sami se bazy szukajcie! :)


Na miejsce przyjechałem z Wikim, w bazie (tej właściwej) było jeszcze pustawo, gawiedź dopiero się zjeżdżała. Przyjechał Mnowaczy, potem Damian (z którym pokonałem prawie całą trasę) i reszta ferajny. Rano dotarli jeszcze Asica z Młynarzem, Kita i inni.

Przed startem miałem trochę grzebania z mocowaniem oświetlenia, m.in. przez to, że nie wziąłem mocowania od jednej z lampek :), zakładaniem pedałów przywiezionych przez Kitę (stare dogorywały, w dodatku nie chciały się wykręcić), i takim tam innym dłubaniem.

Najmłodszy z orgów ;)


W końcu rzucili mapy, potem wybiło południe i ruszyliśmy. Najpierw na PK8. Przyznam, że byłem dość mocno rozkojarzony (jak zwykle na początku) i chciałem podążać w dziwnych kierunkach, na szczęście Damian kontrolował sytuację. Punkt dość łatwy, a to dzięki drogowskazom do grodziska :)


Nawet spora grupka się spotkał na punkcie. Przerysowanie kolejnych PK na mapę i ruszamy dalej, straszy trochę deszczem, ale przestaje padać dosyć szybko. Jedziemy na PK17, najechaliśmy na punkt od tej gorszej strony przez co przedzieraliśmy się przez krzaki na nasypie.

PK2 - pierwsze błądzenia, takie delikatne, ale zafundowaliśmy sobie przeprawę przez chaszcze i pokrzywy, powrót z punktu już po normalnej drodze


Na PK12 objazd wydaje się długi, trzeba było skrócić trasę uciekając z mapy :) Dojazd na punkt odmierzamy linijeczką po przecinkach.


Na Lisią Górę (PK13) też trafiamy bez problemów, podobnie jest z PK4, idzie całkiem nieźle. Przy PK4 przepadły mi gdzieś okulary, odłożyłem je gdzieś w trawę jak szukaliśmy punktu i już tam ostały... papa okularki.


PK19 to wiadukt... z tym, że po przeczytaniu opisu jakoś zapomniałem, że to miał być wiadukt i szukaliśmy punktu po drzewach... dopiero widok wiaduktu mnie otrzeźwił :) W drodze na punkt trochę zlichłem, siedzę na kole Damianowi.


PK1 - od razu wyglądał groźnie, było trochę nieparlamentarnego słownictwa, duuuużo gapienia się w mapę i niemożności ustalenia własnego położenia, i trochę szczęścia kiedy to punkt spadł nam niczym z nieba :) Tak błądziliśmy w jego okolicach (mapa nie narusza praw autorskich):



PK15 - wielokrotne odliczanie metrów po przecinkach i precyzyjnie lądujemy na punkcie, trochę się podbudowałem po problemach z PK1, tylko, że picie się skończyło :|



W drodze na PK10 wstąpiłem sobie na disco... bynajmniej jednak nie po to, żeby pofalować tylko nabyć drogą kupna ciecz nadającą się do naszych bukłaków. Cóż, wybór napojów bezalkoholowych był skromny, a ceny... 2,5zł za 250ml czyli 10zł za litr wody. Była to najdroższa woda jaką piłem. Robimy sobie przerwę... to znaczy dajemy deszczowej chmurze trochę czasu, żeby sobie poszła. Jak przestaje padać ruszamy i punkt znajdujemy bez problemów. od tej chwili do samej mety mam w butach wodę, często marudzę Damianowi, że zimno mi w nogi :)




Droga na PK11 była długa ale jechało mi się całkiem dobrze, sam punkt sprawił nam trochę figla ale Damian w końcu go znalazł. Spotkaliśmy tam rowerzystę, który szukał go już od godziny i miał się poddać ale ostatecznie wrócił szukać punktu razem z nami. Spotykamy tez Pawła B., niestety zepsuło mu się kolano i odpuszcza rywalizację, pytamy o PK5, Paweł mówi coś o drodze, która jest dziwna.

PK5 - droga na punkt faktycznie dziwna, była tu jakieś 50lat temu i potem zarosła, w terenie zaznacza się wyraźnie, ale jechać po nie raczej się nie da. Na punkcie spory tłumek się spotkał, Wiki, Kita, Mnowaczy, ktoś tam jeszcze, nawet dwóch ciekawskich myśliwych.


PK18 to chyba najłatwiejszy punkt, my jednak nie omieszkaliśmy przy nim trochę pobłądzić z mojej przyczyny.

PK16 - nogi podają jeszcze całkiem nieźle (przynajmniej moje), jadę pierwszy, punkt niby prościutki, na jaz trafiam z palcem w d... kasowniczek ma być na drzewie 10 m na N od jazu, obeszliśmy wszystkie drzewa najpierw w promieniu 10m potem 50 a potem 100m na N i nic. Nawet się zastanawiam czy N rzeczywiście oznacza północ, czy może już jakiś zamroczony jestem ze zmęczenia. W końcu sprawa się wyjaśnia, telefon do budowniczego - "Błąd w opisie, drzewo na SW"... Pozdrowienia dla organizatorów :)

Damian zaczyna coś mówić o mroczkach między nogami (oczami?) i stwierdza, że nie stać go już na nic więcej niż dojazd do mety. Ja ruszam jeszcze na PK9. W drodze na punkt uchodzi ze mnie powietrze. Ledwo się wlokę po pustych o niedzielnym poranku drogach. Podczas szukania punktu po lesie prowadzę rower. Nie mam siły jechać. Picie skończyło się parę godzin temu, jedzenie też. lustruję zawartość plecaka, na szczęście znajduję tam trochę suszonych moreli i parę łyków napoju energetyzującego. Dość długo odpoczywam, trochę mi się polepszyło, można jechać. Do bazy około 25km. Górka dołek górka dołek... i tak cały czas, mam dość, gadam już do siebie nie szczędząc mięsa. Jakoś dojechałem do Białego Boru i wychodzi na to że zdążę jeszcze na PK9. Podbudowało mnie to psychicznie, siły wracają, punkt odnajdują bez kłopotów, a że czasu mam jeszcze sporo urządzam sobie kolejną dłuższą sjestę...

Można się zmęczyć na takim grassorze


Na mecie dowiaduję się, że jestem drugi, przegrałem o 2 minuty, cóż sjesta słono mnie kosztowała, za błędy trzeba płacić. Gratuluję zwycięzcy!


I traska na koniec


Dane wyjazdu:
192.20 km 150.00 km teren
09:06 h 21.12 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Harpagan 37, Bytonia 2009

Sobota, 18 kwietnia 2009 · dodano: 19.04.2009 | Komentarze 10

Jak na każdego poprzedniego i na tego harpa czekałem z dużą niecierpliwością. Tym razem udało mi się naciągnąć też Kasię ,zresztą poradziła sobie ta moja dziewoja znakomicie :)

Do Bytoni mieliśmy dość daleko, więc po drodze było nieco czasu na małe wygłupy :)


W bazie jak zwykle zastała nas świetna atmosfera, co krok pojawiała się jakaś znajoma twarz. Pierwszy był Piotrek, któremu coś do łba strzeliło i wystartował tym razem na trasie mieszanej (a nie pieszej jak wcześniej napisałem)... i został harpaganem, GRATULACJE! Minutę przed startem dał nam jeszcze dętki :) Potem Młynarz pokazał man masz kawałek podłogi, coś się przegryzło, coś się wypiło, coś się przy rowerze pogrzebało...

Rano jak zwykle szybkie pakowanie i jak zwykle na starcie pojawiłem się jakieś 2 minuty po starcie :) A to i tak tylko dzięki Kasi, która jakoś panowała nad całym sprzętowo-odzieżowo-żywieniowym bałaganem. Dość szczęśliwie w tłumie wypatrzyłem Damiana, z którym to w drodze wyjątku postanowiłem jechać, ale nie żeby tam jakieś sentymenty, w przypadku rozbieżności zdań w nawigacji albo tempie mieliśmy życzyć sobie powodzenia i spotkać się na mecie. Jakoś jednak wytrwaliśmy do końca razem :)

Pakowanie, Młynarz, Asica i Kasia

Najpoważniejszy błąd (a trochę ich jak zwykle było) zrobiliśmy jak się okazało na samym początku. pojechaliśmy na PK1 asfaltem z pominięciem PK7, co by było łatwo tak na rozgrzeweczkę. Dzięki temu mamy po prostu o 2 punkty wagowe mniej i wylądowaliśmy o parę oczek niżej w statystykach bo jak się okazało PK7 był łatwy a droga nań przyjemna.

Po zaliczeniu łatwego PK1 pojechaliśmy na PK19, chwilowo trochę nie w tę stronę, ale w sumie poszło dość łatwo. Pojawiły się pierwsze piach, które towarzyszyły nam już do mety. Na PK19 jechaliśmy głównie przez las, dość prostą drogą, pod koniec jedynie kawałek przez krzaczory wzdłuż rzeczki. Na PK13 droga była całkiem przyjemniacza, co prawda my trochę pomyliliśmy się w obliczeniach a mapa okazała się nie do końca zgodna z rzeczywistością ale punkt znalazł się bez większych problemów. Ukryty na końcu przecinki PK16 też nie sprawia kłopotu. Małe trudności mamy przy PK4, ale nie z jego odnalezieniem tylko z pokonaniem łąk i krzaczków bo jedziemy/idziemy we właściwym kierunku jednak z dala od ścieżek. Mostek, na którym umieszczono PK20 odnajdujemy bezproblemowo.

Z PK20 ruszyliśmy na PK10, zastanawialiśmy się czy nie wybrać lepiej zapowiadającej się drogi i nie wyjechać z mapy, jednak ewentualne błądzenie poza mapą nas zniechęciło - jedziemy po piachu. Raz źle skręciliśmy na Lisiny bo rozwinęli tam asfalt a z mapy wynikało, że mamy jechać po głównej ale, szybko się zorientowaliśmy, że słonko świeci nie z tej strony co trzeba i wróciliśmy na właściwą ścieżkę. Kolejna zmyła w Zazdrości, kawałeczek jedziemy po złej stronie rzeczki i po drodze, której nie ma na mapie. Największe schody zaczęły się jednak potem. Źle policzyliśmy odległość, nie mogę rozgryźć jak to się stało ale walnęliśmy się o jakiś kilometr. Szukania było przez ten błąd co nie miara, a to za krzakiem, a to na dnie dolinki. Już miałem wątpliwości co do tego co jest łąką a co jeziorem. W końcu jednak się udało. Droga na PK14 wygląda słabo, właściwie to na mapie nie ma drogi. Postanawiamy zaryzykować i uderzyć przecinkami i jechać w miarę możliwości na północ. Pierwsza przecinka zawalona wiatrołomami rezygnujemy i jedziemy w kolejną, jest zupełnie dobra i nie ma piachu, wyprowadza nas na łąki, tam przeskakujemy rzeczkę i dalej pocinamy przecinkami. Wyglądało źle a okazało się całkiem prosto. W drodze na PK8 zatrzymujemy się na małe tankowanie pod sklepem, gdzie spotykamy KitęXC. Ma na liczniku 110km... ja 109 :) Na PK8 Docieramy bez problemów. Teraz na PK6. Przy wyjeździe ze Zdrójna niezgodność mapy z terenem spowodowała małe zamieszanie ale sprawnie docieramy do miejscowości Kasparus. Przy punkcie popełniamy jednak błąd i szukamy go długo... bardzo długo, za długo :(

PK18 zdobywamy bezboleśnie a po drodze na PK12 w Osieku lądujemy w rowie na mały popasik, odczuwamy braki w formie. Do PK12 docieramy łatwą prostą drogą. Damian ciągnie na asfaltach, daje dłuższe zmiany. ja z kolei lepiej czuję się w terenie, szkoda, że Damian nie ma z tego pożytku.

Liczymy czas, nie jest najlepiej a PK17 straszy szerokim objazdem. szukamy jakiegoś mostka, i dróżek, których nie ma na mapie... udało się :) Do Lubichowa jedziemy paskudną drogą, piach, pralka, grrr, byle już się skończyła, byle do asfaltu.... Teraz już prosto do mety po asfalcie z małymi odskokami na PK5 i PK9. Ostatecznie zostało nam jeszcze 17 min. Wyniki wstępne mówią o 26 i 27 miejscu. Na miejsce narzekać nie można ale szału też nie ma :) Zadowolenie z imprezy za to pełne. Nie ma to jak zapłacić za to, żeby się porządnie zmęczyć w piachu i to kilkaset km od domu :) Do zobaczenia na kolejnych edycjach :)

Dzięki Damian :) Fajnie się jechało a i na wynik wspólna jazda pewnie też miała wpływ

Aha, dali mi jeszcze dyplom za Puchar Polski 2008:


No i mapka (klikać)
Kategoria Zawody i rajdy


Dane wyjazdu:
182.00 km 90.00 km teren
12:00 h 15.17 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

NOCNA MASAKRA

Sobota, 20 grudnia 2008 · dodano: 23.12.2008 | Komentarze 17

NOCNA MASAKRA
Mój debiut w tej imprezie i w ogóle w nocnych maratonach. 200km rowerem w najdłuższą noc w roku... brzmi groźnie. Było trochę obaw, ale jak się okazało bardzo fajna impreza :) Bardzo miłym zaskoczeniem był stopień trudności dotarcia do bazy (Szczecin Dąbie). Bezpośredni pociąg w optymalnych godzinach, no coś nieprawdopodobnego! Na Harpagan zwykle muszę męczyć się z licznymi przesiadkami i długim rowerowym odcinkiem dojazdowym. W pociągu wita mnie już Piotr, zaskakuje mnie natomiast nieobecność Wikiego. Podróż mija szybko, trochę się wydurniamy.





Po dotarciu na miejsce mamy jeszcze trochę czasu i próbujemy znaleźć knajpę i wciągnąć jakąś kluskę, co by noga podawał jak należy, ale w jednej uwięził nas cieć z ochrony, w innej było drogo i nie wiadomo czy obficie, a trzecia była tego dnia wyjątkowo czynna dopiero od 17:00. Zjedliśmy więc po bułce z kabanosem :)

W bazie spotykamy Wikiego (który jak się okazało przybył dzień wcześniej żeby zapoznać się z okolicą :)), Kitę XC, Bartka i inne twarze znajome z MTBO

Piciu piciu, około litra przywiozłem z powrotem.


(fota: Piotr)

Opisy PK
1. Skrzyżowanie dróg, drzewo na W
2. Jez. Lipiany, cypel, gruba sosna ok. 10m od brzegu
3. Skrzyżowanie dróg, drzewo na szczycie skarpy na SE
4. Przepompownia, drzewo na SE (później zmieniony)
5. Skarpa od dołu
6. Przepust, na dole na E od nasypu
7. Szczyt skarpy nad wąwozem, drzewo około 5m na N
8.Skraj lasu, drzewo około 2m na W od drogi
9. Róg lasu, drzewo na SE
10. Nasyp, drzewo na N
11. Czajcza Góra
12. Punkt triangulacyjny
13. Róg lasu około 10m na NE od betonowego płotu
14. Wiadukt, drzewo na północnym przyczółku
15. Skrzyżowanie dróg, drzewo ok. 5m na W

Oczywiście zwykle była to ta najgorzej widoczna strona drzewa :)


Start odbył się z małym poślizgiem, od początku do końca jechałem razem z Piotrem. Krótka wymiana zdań co do trasy i kolejności zaliczania pierwszych punktów i dawaj, jedziemy na PK14. Razem z nami rusza Wiki i Kita, jednak przez miasto wolą jechać okrężną drogą i się rozdzielamy :) Jedziemy dość spokojnie i nieśpiesznie, wydaje mi się, że można by szybciej, ale czemu by nie zaoszczędzić sił na potem :). Wyprzedzają nas Kita z Wikim, ostro depcząc w pedały, jedziemy przez jakiś czas za nimi, ale szybko znowu nam się urywają. Droga na PK14 to łatwizna, nie przeszkodziło nam to jednak się zagubić na wielopoziomowym skrzyżowaniu :) skończyło się na przełażeniu przez barierki rozdzielające pasy ruchu. Sam punkt też łatwy ale ciekawie położony przy starym nieczynnym wiadukcie.

Teraz powrót na PK1. Trochę zmyliły nas błędnie poprowadzone (na mapie czy w terenie?) szlaki turystyczne, ale szybko orientujemy się w sytuacji i znajdujemy punkt.

Pierwszy PK zdobyty!!!

(fota: Piotr)



Dalej wydaje się łatwo, do głównej drogi i... yyy no zaraz, z tą drogą jednak nie było tak łatwo, trzeba było przejść przez siatkę...


(fota: Piotr)

a potem jeszcze przez barierki, dobrze, że nie było barier enrgochłonnych :) Jedziemy sobie krajową drogą nr 10 na PK nr 10 (o jak miło :)) i szczęśliwie w porę się połapaliśmy, że na mapie nie ma sporego nowego odcinka tej drogi, bo byśmy wylądowali w Toruniu ;) Zdobycie punktu poszło gładko. Z PK4 też nie było kłopotu, poza tym, że wspomniana przepompownia nie istniała :) (Kilka godzin po tym, jak zaliczyliśmy punkt, dostaliśmy SMS z jego nowym opisem :)) Zastanawia nas dlaczego nam idzie tak dobrze, jakoś podejrzanie łatwo, jakie to śmiejowe niespodzianki na nas jeszcze czyhają? Zdobywamy przecież kolejne punkty w nieco poniżej godziny, co by wskazywało na to, że przejedziemy całą trasę.

O tym, że całej trasy jednak nie przejedziemy dowiadujemy się już przy kolejnym PK, PK6 (no może trochę za nim). Widocznym na mapie nasypem nie da się jechać, próbujemy wzdłuż rowu, trochę szukania nie w tym miejscu, trochę łażenia po krzaczorach i jest. Fajny był ten przepust :)

W poszukiwaniu PK6

(fota: Piotr)


(fota: Piotr)


(fota: Piotr)

Droga z PK6 na PK9 to dla mnie chyba najgorszy odcinek. Jedziemy trochę po będącej w budowie drodze krajowej - błocko niemiłosierne, po prostu plac budowy. A lokalne drogi? To samo, totalnie rozwalone przez ciężki sprzęt budowlańców, do tego gubię licznik. Teraz już nie mogę odłączyć się od Piotra bo bez licznika znalezienie niektórych punktów było by możliwe tylko dzięki jakiemuś przypadkowi. Droga z PK9 na PK12 to znowu męczarnia. Tym razem wiatr stawia nam wyzwanie na długim asfaltowym odcinku. Robimy zmiany ale i tak chwilami prędkość spada do 14km/h. Droga na PK15 to zupełnie inny temat, wiatr boczny, do tego las, idzie sprawnie, jedynie przy samym punkcie na manowce wyprowadzają nas szlaki turystyczne (znowu) ale w porę odnajdujemy i siebie i punkt. Około 4:30 padły akumulatory w naszym podstawowym oświetleniu (moja lampka made in dom), na szczęście mieliśmy zapas baterii do czołówek i gdy jechaliśmy jeden obok drugiego było trochę światła.

Błotna masakra między PK6 a PK9

(fota: Piotr)


(fota: Piotr)


(fota: Piotr)

Teraz postanawiamy być cwani i ruszamy na PK3 otwartymi terenami z wiatrem... by później wrócić pod wiatr ale lasem na PK11. No miód malina po prostu :) Świetna decyzja. Mnogość dróżek w Puszczy Bukowej zmusza nas do częstego zatrzymywania się w celu pogłówkowania nad trasą. Radzimy sobie jednak całkiem nieźle. Nie można tego jednak powiedzieć o odnajdywaniu PK11, błąkamy się w jego okolicy bardzo długo, wielokrotnie oglądając te same drzewa. Tracą już cierpliwość, pojawiaj się kolejne osoby, wszyscy szukają i nic! Zaczyna świtać. W końcu ktoś krzyczy "Jest punkt!" podbijamy karty jako ostatni i nieśpiesznie ruszamy do mety. Jesteśmy 5 minut przed czasem.

Zmęczeni wiatrem odpoczywamy w Babinku (między PK9 8 PK12)

(fota: Piotr)

Drobna pomoc przy naprawie łańcucha, przy okazji wielki szacun dla koleżanki zrywającej (Karolina?), w tym momencie miała o dwa PK więcej niż my i zajęła 5 miejsce! Gratulacje!

(fota: Piotr)

Mapa ze ścieżką GPS i naniesionymi PK (zdobytymi i nie) - kliknij, na życzenie (pisać podania na maila) przesyłam kompletny plik nmea z logiem co 1 sekundę.

W rajdzie wystartowało 34 śmiałków (wariatów?), w tym dwie niewiasty. Zająłem 11 miejsce (razem z Piotrem).

.

Dane wyjazdu:
34.00 km 1.00 km teren
01:39 h 20.61 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Powrót z

Środa, 29 października 2008 · dodano: 10.11.2008 | Komentarze 0

Powrót z harpa

Dane wyjazdu:
179.00 km 125.00 km teren
09:14 h 19.39 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Harpagan - powinni tego zabronić

Sobota, 18 października 2008 · dodano: 18.10.2008 | Komentarze 21

Harpagan - powinni tego zabronić bo to nałóg a potem...
Opuchniete krocze, na oko 38.6 C gorączki, całe cialo obolale, rozwalone siodlo i tylko 14 PK
Update: sa wstępne wyniki, 21 miejsce na 263 sklasyfikowanych, biorąc pod uwagę okoliczności start zaliczam do udanych.
Update 2. Poprawili wyniki (jednak nadal pozostają one wstępnymi), zleciałem na 23 pozycję

Dane wyjazdu:
99.10 km 79.00 km teren
05:57 h 16.66 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Odyseja Świętokrzyska dzień 2.

Niedziela, 5 października 2008 · dodano: 06.10.2008 | Komentarze 10

Odyseja Świętokrzyska dzień 2.
Dziś start o 9:00. Postanawiamy, że nie będziemy dziś tak łatwo odpuszczać, zwłaszcza, że warunki meteo się znacznie poprawiły, świeci słoneczko :). Na trasie nadal tony błota jednak nie leje się już z nas woda (no przynajmniej z tej górnej połowy nas). Do zaliczenia 10 pk, nam udało się zaliczyć 9. Między 9 a 10 pk Kasia łapie kapcia i opada z sił. Zamieniamy się rowerami i jadę z kapciem na Kasi rowerze. Na PK 10 co prawda dojechaliśmy ale jakieś 15 minut po jego zamknięciu.



A tak wyglądały moje klocki hamulcowe po Odysei (zresztą nie tylko moje), dla porównania obok leży nowy.


Organizacja imprezy pozostawia sporo do życzenia, jak przykład wystarczy powiedzieć, że według tego co było napisane na stronie internetowej nie powinniśmy zostać sklasyfikowani po pierwszym dniu za niezaliczenie ponad połowy punktów a jakimś cudem zostaliśmy sklasyfikowani i to na 4 miejscu w MIXie. Wspomnienia jednak pozostaną jak najbardziej pozytywne :D

Dane wyjazdu:
61.67 km 50.00 km teren
04:06 h 15.04 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Odyseja Świętokrzyska

Dzień

Sobota, 4 października 2008 · dodano: 06.10.2008 | Komentarze 8

Odyseja Świętokrzyska

Dzień pierwszy. Start z Kasią w teamie o wdzięcznej nazwie "Nie jesteś w moim typie". Przed 10:00 udaliśmy się na miejsce startu pod dąb Bartek w Zagnańsku, wzięliśmy mapki i ku naszemu zdziwieniu były rozdawane gołe, baz żadnej foliowej koszulki jak zapewniał organizator na stronie internetowej. Warunki meteo wyjątkowo niesprzyjające, Przemokliśmy już w drodze na start, deszcz padał przez całą trasę, zaliczyliśmy 6 (albo 7, nie pamiętam) PK i się poddaliśmy. Jazda w błocie po ośki była czymś tak normalnym jak poranna kawa w pracy. Raz oblepiamy się błockiem potem opłukuje nas deszcz albo woda w kałużach i tak w kółko, na zjazdach, gdy tylko zbliżam się do 40km/h muszę zwalniać bo błoto zalepia mi oczy.



Dane wyjazdu:
139.00 km 45.00 km teren
05:45 h 24.17 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

---=BIKE ORIENT 2008=---

Zanim

Sobota, 21 czerwca 2008 · dodano: 23.06.2008 | Komentarze 5

---=BIKE ORIENT 2008=---

Zanim zacznę o samym maratonie to trzeba trochę powiedzieć (i pokazać) o dniu poprzedzającym, czyli piątku.

Po pracy ruszyłem blachosmrodem do Wolborza a potem Bogusławic. Po dotarciu na miejsce okazało się, że rowerek ma kapcia. Nie tylko mój zresztą :) Zaczęło się zatem od zmiany dętek, składania rowerów i naprawy drobnych usterek.


Potem grill... no właśnie, planowałem wypić jedno piwko i do spania a od rana ostrą walkę na BO... Po tym jak straciłem rachubę w ilości wypitych browarów było dość jasne, że raczej nie powalczę o dobry wynik :)




Górnik się wpienił


Dmuchamy dmuchamy


Przepraszam, czy tu biją?...


...chyba tak ;)


Ja wam jutro pokarzę!


Rano (tak ze 2h wcześniej niż potrzeba) jakaś krzątanina zgoniła mnie z wyra. Nie było innej rady jak tylko zjeść leniwie śniadanko i równie leniwie szykować się do BO.

Jeszcze wspólna fota (by DMK77)




Logujemy się po numerki, jakieś dyskusje i oczekiwanie, w końcu start pod eskortą policji.

Planuję jechać na PK5 ale w pewnym momencie zmieniam plany i zawracam na PK2. Mijam zdziwionych bikerów, którzy myślą, że już zaliczyłem PK5 albo, że jestem szurnięty :) Jak docieram w okolice PK2 zaczynają się kłopoty (czyli jak zwykle u mnie na początku imprezy). Jadę kompletnie źle, wykręcam zbędne kilometry bo niemiłosiernie głębokim piachu. Mija bardzo dużo czasu zanim znajduję punkt. Razem ze mną na punkcie melduje się Piotr (zresztą późniejszy zwycięzca BO), tylko, że on ma już zaliczony PK8!
No dobra, szybko zapominam o tych stratach i ruszam na PK5, Najpierw ruszam za Piotrem ale potem wybieramy różne trasy. PK5 znajduję dość sprawnie ale bez małego nawracania się nie obyło.

Na PK spotykam mavica (organizator), który stwierdza, że pojedzie na PK10 tak jak ja, żeby było sprawiedliwie puszcza mnie jednak przodem, potem ja wybieram inną trasą niż on, potem zmieniam decyzję, potem wydaje mi się, że widzę go jakiś kilometr przede mną, aż w końcu znika mi już całkiem :). Na PK10 jest 10min wcześniej niż ja. PK10 to punkt żywieniowy, a ja nie jestem jeszcze głodny i mam spory zapas batonów, pomimo to przy zastosowaniu środków przymusu bezpośredniego kieszonki napełniają się kolejnymi batonikami. Jakąś połowę batonów, które w tym momencie posiadałem dowiozłem do mety :)

Teraz PK7. wszystko szło cacy do póki nie zasugerowałem się bikerami wracającymi z punktu. Po chwili zupełnie nie wiem gdzie jestem. Jak już się połapałem znalazłem punk bez problemów.
Foto by Kasia - miła strażniczka punktu (przy okazji pozdrawiam :))


Szybki powrót do schowanego w lesie PK6. Poszło szybko, łatwo, bez kłopotów. Na leśnym skrzyżowaniu w drodze na PK3 o mało nie wpadłem na innych bikerów. A punkt?... Po drugiej stronie rzeczki. Przeprawiam się przez niepewną prowizoryczną kładkę, kasuję kartę i jadę na PK4 (bardzo fajna miejscówa w opuszczonym gospodarstwie), który odnajduję dość łatwo.

Teraz kolej na najbardziej oddalony PK1. Jadę jakieś 1200m po srogim piachu przez krzaki a po wyjechaniu na asfalt okazuje się, że 30m na wschód za pasem sosenek była ścieżka :/ Teraz już bez kłopotów docieram w okolice jedynki. Punkt jest opisany jako "Skraj lasu" i jest na południe od drogi. Po dotarciu na szczyt wzniesienia pomyślałem, że zjazd to nie jest dobre rozwiązanie i jadę po murawach na przełaj. Po chwili trafiam na ścieżkę w życie, która prowadzi mnie prosto do punktu.

Teraz zostały do zaliczenia już tylko PK9 i PK8. To tylko dwa punkty ale do przejechania jakieś 50-60km. gdy ostro grzeję na PK9 natrafiam na DMK77. Stwierdza, że na mecie będę przed nim, hmm nie wydaje mi się to takie oczywiste. Szybkie wspólne zorientowanie mapy i każdy pojechał w swoją stronę. Przy PK9 trochę się błąkam ale w końcu znajduję punkt. Teraz do Sulejowa prosta droga... faktycznie była prosta, tylko, że ja byłem jakiś zamroczony i w lesie pogmatwało mi się coś na tej prostej drodze, znowu tracę dużo czasu, gapię się w mapę jak otumaniony, jadę raz w jedną raz w drugą stronę, kompletna porażka nawigacyjna. W końcu załapałem o co chodzi, teraz długa droga na PK8, niestety w większości pod wiatr. 100m za punktem znowu spotykam się z DMK77, objechaliśmy zbiornik Sulejowski z przeciwnych stron po to, żeby zaliczyć PK8 :D Dobrze mi się jedzie a do mety już blisko więc nie czekam.

Na mecie melduję się z czasem 6h 13min, a czas jazdy to 5h 19min... o rety! Prawie godzina bezproduktywnego stania. Przejechałem 130,5km a najlepsi 114km, więc nawigacyjnie też słabo. Średnia z maratonu to 24,48km/h

Ogólnie zabawa była przednia, trasa przyjemna, punkty sprytnie umieszczone. Jak zwykle jechałem baz mapnika i kompasu. Ostatecznie byłem 18 na 104 sklasyfikowanych, bez rewelacji ale wynik w tym wypadku jest powiedzmy umiarkowanie ważny, bawiłem się SUPER!!!

Dane wyjazdu:
138.66 km 50.00 km teren
07:01 h 19.76 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Rankiem (oj, bardzo wczesnym)

Piątek, 25 kwietnia 2008 · dodano: 25.04.2008 | Komentarze 12

Rankiem (oj, bardzo wczesnym) pojechałem do Konopnicy na rajd młodzieży gimnazjalnej. Byłem tam w roli opiekuna... no właściwie to nie wiem kogo, na pewno pożeracza grochówki i kiełbasek :D. Strasznie mi średnia spadła w czasie tego rajdu. Jakiś dziwnie zmęczony się czuję.

Młodzi rowerzyści :)




Ktoś jeździł na moim rowerku! ;)


Dziki tłum :)


...i robaczek


mapka trasy

.