Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi tomalos osady Chlewo, Łódź. Przekręciłem już z BIKEstats 29758.89 kilometrów w tym 9317.12 po wertepach Jeżdżę z prędkością średnią 20.62 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Nie mam rowerów...

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tomalos.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody i rajdy

Dystans całkowity:3646.94 km (w terenie 1818.00 km; 49.85%)
Czas w ruchu:191:38
Średnia prędkość:18.64 km/h
Maksymalna prędkość:65.01 km/h
Suma podjazdów:3000 m
Maks. tętno maksymalne:196 (98 %)
Maks. tętno średnie:148 (74 %)
Suma kalorii:13178 kcal
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:135.07 km i 7h 22m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
195.34 km 115.00 km teren
09:41 h 20.17 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Mission impossible czyli Harpagan 35

Sobota, 19 kwietnia 2008 · dodano: 21.04.2008 | Komentarze 33

Mission impossible czyli Harpagan 35

Zaklepany środek transportu na H-35 szlag trafił na 3 dni przed imprezą więc zaczęło się od "mission impossible prolog". Uściślijmy - pakowania czterech rowerów, czterech bagaży i czterech harpaganiarzy do jednej małej Skody Favorit.

We czwartek wieczorem ponad godzinę męczyłem się nad upakowaniem radona do bagażnika. W końcu po wielu podejściach i rozkręceniu biedaczka na kawałeczki jakoś znalazłem dla niego w miarę dogodną pozycję. W piątek po pracy (urwawszy się nico) ruszyłem do Łodzi po resztę ekipy i znowu zaczęło się upychanie czego się da i gdzie się da. Ufff jakoś się udało tylko pozycje dla pasażerów były zdecydowanie odległe od komfortowych. Najbardziej przez te około 7h jazdy cierpiały osobniki o wyraźnie ponadprzeciętnym wzroście, ale to już nie moje zmartwienie ]:>



Na miejscu byliśmy nieco przed północą. Po rozpakowaniu, zjedzeniu, sprawdzeniu prognozy pogody i pogadankach, została nam jeszcze chwilka (no taka trochę większa) na sen.

Rano standardowa krzątanina, przypinanie numerków startowych, pakowanie jedzonka czyli kalkulacje kcal na batony/bułki/banany, dzielenie tego przez pierwiastek z izotonika i wyciąganie średniej ważonej z uwzględnieniem współczynnika lepkości błota w pobliskim lasku. Jak się okazało na mecie, musiałem walnąć jakiegoś byka w tych obliczeniach bo został mi jeden baton, jeden banan i jedna bułka.

Na starcie wyjątkowo stawiłem się przed godziną ZERO, dodatkowo pojawiło się bonusowe 15min ze względu na wypadek samochodowy (chyba) gdzieś na trasie. Rozdanie map poszło sprawnie i miałem swoją około minuty przed startem. Ucieszyło mnie to bo chciałem uniknąć jechania na pierwsze punkty w grupie i panującego tam owczego pędu. Dla niewtajemniczonych polega to na jeździe na pierwszy PK za tym, który jedzie z przodu. A zwykle źle jedzie. Potem pojawia się inny "przewodnik" i kolejne pudło i tak jeszcze ze trzy razy. Nie chwaląc się jesienią też byłem takim "przewodnikiem" który to pudło zaliczył.

Na pierwszy ogień poszedł PK15, na który zmierzałem razem z Krzysztofem Wiktorowskim i jeszcze jednym harpaganiarzem o nieznanym mi imieniu. Po wjechaniu w las okazało się, że układ dróg zgadza się z tym co na mapie co najwyżej słabo. Wszyscy to przyznaliśmy ale nikt nie wiedział gdzie jechać :) Po ciuchu liczyłem na doświadczenie Krzysztofa, ale nawet on nie jest czarodziejem co ścieżki prostuje. W pewnym momencie odpuszczam i pozwalam jechać towarzyszom dalej a sam przemyślałem sytuację. Na czuja ustaliłem pozycję, na czuja obrałem kierunek i niepewnie pojechałem w - jak mi się wydawało - słusznym kierunku. Po chwili napotkałem pierwszą grupkę, których to chciałem uniknąć. Nie omieszkałem zapytać czy przypadkiem nie widzieli tu gdzieś jakiegoś PK, najlepiej jak by to był PK15 :D. Nie widzieli. Urywam im się szybciutko i jadę dalej w obranym kierunku. Za daleko nie pojechałem bo znalazł się poszukiwany punkt :) Wszystko pięknie, podaję numerek, rozpiera mnie duma bo przecież jestem pierwszy na punkcie, ale jeszcze dla pewności pytam czy ktoś już tu był... ano był, Krzysztof, 4min wcześniej, on jednak jest czarodziejem :) Jak tego dokonał pozostanie dla mnie zagadką.

Teraz czas na PK7. Postanawiam się nie bawić w ważenie punktów i zbierać wszytko jak leci z północnej pętli i zrobić potem, ile się da z południowej. Ruszyłem bystro w kierunku asfaltu na azymut przecinką, która akurat mi się trafiła. W okolice siódemki docieram szybciutko, mijając gościa stojącego przy ubłoconym aucie, powiedział "cześć". Odpowiedziałem nie przyglądając się mu specjalnie, po chwili załapałem, że był to prawdopodobnie budowniczy trasy Karol Kalsztein, który z mozołem do niedawna rozstawiał punkty.

Odszukanie PK7 nie wygląda już tak różowo. Jadę błotnistą drogą, pnąc się pod górę, rozglądam się za przecinką w lewo ale nic nie znalazłem i w końcu wyjechałem z lasu i znalazłem się na górce z fajnym widoczkiem. Ej, no zaraz, ale ja tu miałem punktu szukać, no i zrobiłem sobie sruuuuu z górki na pazurki, super zjazd, trochę techniczny, śliskie błotko... tylko, że rower już zmienił kolor a ja jeszcze drugiego PK nie mam :) Przestałem liczyć na przecinkę (chyba był nią ślad po maszynach leśnych z wodą sięgającą mniej więcej pasa - nie sprawdzałem :D), przeskakuję strumyczek i na przełaj przez las ruszam pod górę w kierunku punktu. Nie trafiam idealnie ale ścieżka wiodąca grzbietem wzniesienia prowadzi mnie bezbłędnie. Uwaga, teraz będzie dziwne zdanie: Po raz pierwszy i ostatni jestem pierwszy :)

Potem PK17 - poszło gładko. Jadąc na PK8 skręcam w Kniewie na zachód... właściwie nie wiem dlaczego, to chyba osławiona przez Dareckiego pomroczność jasna :) Po chwili namysłu szybko wracam na właściwą drogę. W okolicach punktu na chwilę tracę kontrolę nad własnym położeniem. Nie trwało to długo, jednak zafundowałem sobie przedzieranie przez błota i chaszcze.

Teraz na PK5, gdzie znowu błąkam się przez chwilkę po leśnych górkach. Na czternastkę trafiam bez problemów, jednak pokłady błota na rowerze osiągnęły tam poziom maksymalny i od teraz żeby nałożyła się kolejna warstwa to poprzednia musiała odpaść. Zatrzymują mnie ludzie z ekipy relacjonującej i robią mi fotkę, będę sławny :D

Tak się przejąłem tą sławą, że chwilę później popełniam chyba mój największy w życiu błąd nawigacyjny. Po prostu wstyd i hańba, jadąc na PK2 skręcam na południe 3km(!) za wcześnie, szukam punktu nie w tym lesie co potrzeba!!! Miała być prosta droga a tam zatrzęsienie ścieżynek! Kuźwa! Gdzie ja jestem! Co się dzieje! Wkurzam się na siebie solidnie, zmarnowałem godzinę i nakręciłem zbędne kilometry po pagórkowatym terenie, puszczam kolejne wiązanki. Jestem zły, Zły, ZŁY!!!

Przechodzi mi jednak szybko bo przecież na harpaganie przede wszystkim należy się dobrze bawić :) Wracam na założoną trasę i odnajduję PK2 bez żadnego kłopotu.

A teraz.... JEDZIEMY NAD MORZE:D No wreszcie harpagan ma punkty nad morzem. Obejrzałem sobie szybciutko elektrownię szczytowo pompową przy jeziorze Żarnowieckim i dawaj na PK18. Jest pod wiatr. Jadę najpierw asfaltem wzdłuż jeziora a potem bardzo mokrą piaszczystą drogą z masą kałuż i grząskim piaskiem a wiatr wieje w pysk. prędkość to max 22km/h, czasem ledwo 15km/h. Czuję jak błyskawicznie ubywa mi sił i zaczynam wątpić czy jeszcze gdzieś dojadę. Na PK18 wypijam wziętego na tę okazję enrgetyzującego napoja z kofffeinką i ruszam dalej lasem na PK11. Jest wyraźnie lepiej, w lesie nie wieje a teren znośniejszy. Sporo jadę czerwonym szlakiem, czasem po betonowych płytach, z którymi moja dupa wyraźnie się nie polubiła. Na punkt trafiam łatwo a po krótkim wywiadzie z jego obsługą postanawiam jechać plażą.... strzał w dziesiątkę!!!... pod warunkiem, że się jedzie ze wschodu na zachód :D

Na PK19 schodzę z plaży idealnie, trochę dzięki napotkanemu bikerowi, który powiedział mi ile mam jechać tą plażą, ja odwdzięczyłem się namiarami na PK11. Zmykając z dziewiętnastki przebijam się przez piachy, chwilami trzeba uderzać z buta. Tutaj spotykam dość nieoczekiwane zjawisko. W środku lasu idzie sobie ładnie ubrana babeczka w średnim wieku i taszczy walizę (taką na kółeczkach) po tym piachu. Wygląda jakby właśnie z samolotu wysiadła, nie wiem czy mam płakać czy się śmiać. Zagaduje mnie o drogę, szuka kwatery do spania. Ma jakąś pseudoturystyczną mapkę, która szczegółowością nie odbiega od atlasu samochodowego. Zabłądziło biedaczysko. Z trudem powstrzymując śmiech poświęciłem jej cenne 5min i wskazałem słuszny kierunek, być może ratując ją przed spędzeniem nocy w wielkim strasznym, ciemnym lesie z wilkami i innymi potworami :D.

Potem na czwóreczkę skoczyłem nijako w drodze na PK10. Ten się trochę chował, ale odnalezienie go poszło dość szybko. Teraz kolej na PK16, którym to wszyscy po drodze straszyli. Domyślałem się, że prowadząca na niego zaznaczona na mapie przecinka to czysta teoria. Pomocna okazała się informacja o prowadzącej na niego drodze, której na mapie nie ma. Postanowiłem jednak sprawdzić tą zaznaczoną na mapie i przecinkę. Nie znalazłem jej, znalazłem jednak innych bikerów, jadących z przeciwnej strony

- Jedziesz z 16
- Nie, jadę na 16
- To tak jak my, tam go nie ma
- Aha, tam też nie :)

Nie było się co zastanawiać, tylko szukać drogi, której na mapie nie ma. Znalazła się droga, znalazł się i punkt. Kasowanko i pociskam dalej, przecież czeka jeszcze PK20. Szybko jednak weryfikuję plany, nie mam już szans na PK20, więc jadę w kierunku PK9. I te plany też szybko weryfikuję, a właściwie to weryfikuje je wiatr, bezlitośnie wiejący w pysk. Okazuje się, że muszę zrezygnować i z dziewiątki i ostro zapitalać na metę bo są szanse na zaliczenie... spóźnienia!!! Patrzę nerwowo na mapę, na zegar i przeliczam prędkość z jaką muszę jechać, żeby się nie spóźnić. Czas płynie jakoś dziwie szybko, na liczniku niewiele ponad 20km/h i szybciej nie daję rady, wiatr nie daje za wygraną. Wykrzesałem jakoś resztki sił, dotarłem do Godętowa, skręcam na północ w stronę Łęczyc. Teraz wiatr wieje z boku, uff, zdążę. Na mecie melduję się nawet 6 minut przed końcem czasu.





Mapka szczegółowa z zaznaczonymi PK (na zielono zaliczone)


a to optymalny wariant trasy... czyli odległy od mojego :)


powtórka z rozrywki, czyli ponowne pakowanie się do favotitki


Przy okazji pozdrawiam:
Wszystkich spotkanych na trasie
Ekipę z Tarnowskich gór jadących w drodze powrotnej przed/za nami Skodą Fabią przez spory kawałek (póki nie zgłodnieliśmy:))
Współtowarzyszy podróży
Obsługę punktów
I organizatorów, dziękując im równocześnie za kolejną świetną imprezę.

aha... zdobyłem 13PK co dało 41 punktów wagowych i 35 miejsce na 202 sklasyfikowanych

.

Dane wyjazdu:
60.00 km 58.00 km teren
03:36 h 16.67 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Fraszka

Niedziela, 9 marca 2008 · dodano: 09.03.2008 | Komentarze 32

Fraszka

Kontynuacja rozpoczętego wczoraj rowerowego weekendu. Na miejsce startu oczywiście przyjechaliśmy spóźnieni i wystartowaliśmy grubo po godzinie Zero. Pierwszy odpoczynek Zrobiliśmy sobie po jakichś 30 metrach, żeby zastanowić się do którego punktu by tu się udać. Doskonałą miejscówą na kolejny odpoczynek było pierwsze napotkane skrzyżowanie, nie można przecież podejmować pochopnych decyzji ;).

Nasz pierwszy PK, czas na dłuższy postój :)


W okolicach kolejnego PK trzeba było powalczyć z garderobą. Spodziewaliśmy się dobrej pogody, ale ona i tak przebiła nasze oczekiwania.



PK przy amfiteatrze (z desek) to dobre miejsce na smarowanko i serwis rowerowy, w czasie całej wycieczki serwisowaliśmy jeszcze takie komponenty jak: korba, suport, hamulce, tylna piasta i pewnie jeszcze jakieś inne o których zapomniałem :) Nie obył się też bez zmiany dętki.



Czy regulamin dopuszcza korzystanie z takich środków transportu? :)


Parking dla klientów... my nimi byliśmy


Przez całą trasę prowadziliśmy "zaciekłą" rywalizację z Błażejem i Asicą

Ostatecznie musieliśmy uznać wyższość naszych "rywali" ale jak widać na załączonym obrazku, jechali na dopingu ;)

Bardzo fajna, terenowa trasa obfitowała w urokliwe mostki





Ktoś tu próbuje udawać blachosmroda ;)


Dirty Dancing w kaskach :D


Cholera, no gdzieś tu powinien być PK :D


Na PK 10 wisiała karteczka żaby nie zrywać ...i tylko na tym punkcie ktoś zerwał kasownik :)


A potem była już tylko kiełbaska... duuuużo kiełbaski :)


Zabawa była przednia, wielkie dzięki dla organizatorów!

Aha, cholernie bolało mnie kolano, jak nigdy, chwilami ledwo jechałem.


Dane wyjazdu:
82.20 km 42.00 km teren
04:10 h 19.73 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

BikeOrient Prolog

Niedziela, 6 stycznia 2008 · dodano: 06.01.2008 | Komentarze 12

BikeOrient Prolog

Dzień minął mi pod znakiem tej imprezy. Zaczął się parę minut po 7:00 bo o 9:00 byłem umówiony z Tomkiem w Warcie gdzie musiałem dojechać rowerem. Pyszard parę minut się spóźnił, spakowaliśmy rower do auta, wsiadamy i.... szybki nawrót do Sieradza bo ktoś zapomniał zabrać butów SPD :D. Teraz już szybko udaliśmy się do Łodzi łamiąc po drodze liczne przepisy ruchu drogowego w tym chyba każde ograniczenie prędkości, ale czego sie nie robi żeby na rowerze pojeździć :)

Na miejscu byliśmy w sam raz:) Tomasz montował rowerki a ja poszedłem nas zapisać i zapłacić haracz organizatorom, którzy usilnie mnie nakłaniali to stawienia się na mecie w pierwszej trójce. Ja wiedziałem, że tak nie będzie bo postanowiłem potraktować imprezę rekreacyjnie, bez ścigania.

Całą trasę przejechałem razem z Pyszardem. Pierwszym celem był PK3, poszło gładko i bez niespodzianek. Potem PK6, tutaj mały błąd nawigacyjny ale mały.
Teraz czwóreczka... tutaj już większy błąd bo nie zauważyliśmy, że gdzieś na dalekiej północy jest jeszcze PK2 :/ No cóż, uderzamy na dwójeczkę ...i kurczę, znowu trochę nadkładamy bo mi się coś wydawało :) Przy PK2 błąkamy się chwilę bo punkt dobrze skryty ale na szczęście nie długo. Wpisujemy w kary powierzchnię zajmowaną przez rezerwat Grądy nad Moszczenicą, przegryzamy małe co nieco i ruszamy ...ale nie ruszyliśmy bo okazało się, że mam kapcia z tyłu. Zmiana dętki w śniegu i błocie to nic przyjemnego ...a może sama radość? Muszę się jeszcze nad tym zastanowić :) No dobra, koło napompowane to w końcu ruszamy i tak sobie jedziemy i jedziemy ...i jedziemy i jedziemy, normalnie chyba z 76 metrów przejechaliśmy i Tomaszowi przytrafiło się coś takiego:



Sprawcą tej szkody okazał się kij, który postanowił (chyba z nudów) wskoczyć w napęd, na dokładkę Tomasz roztrzaskał jeszcze swoją ulubioną lampkę przednią. Szczęście w nieszczęściu było takie, że hak się jedynie wygiął a przerzutka nadal działała (choć o precyzji można było zapomnieć).

W tak zwanym międzyczasie rozpadał się śnieg i tak już mu zostało do końca imprezy.

Z dwójki uderzyliśmy na jedynkę, trafiliśmy prawie bez błędów, ale policzenie snopków słomy nie było już takim prostym zadaniem :) O pomyłkę było bardzo łatwo. (tutaj będzie fota :D)

Przy PK1 zastanawiamy się czy jechać jeszcze na piątkę bo czasu już nie ma za dużo, postanowiliśmy jechać, ryzykując spóźnienie ale w końcu nie przyjechaliśmy tu walczyć o wysokie pozycje. Odnalezienie PK5 nie sprawiło nam trudności, podobnie jak kolejnego PK8, po prostu nie mieliśmy już czasu na błądzenie :D.

Teraz została nam już tylko siódemeczka, trochę obawialiśmy się , że będziemy błądzić po mieście ale obyło się bez tego. Szybko odnajdujemy rzeczony słup energetyczny i ruszamy do bazy. Za spóźnienie doliczają nam 3 albo 4 punkty karne (nie pamiętam).

Tu jeszcze mapka trasy, kliknij a stanie się wielkość :) znaki zapytania oznaczają wątpliwe decyzje nawigacyjne :)

Relacja u Pyszarda
strona imprezy


Impreza była bardzo udana za co składam podziękowanie organizatorom. Traza była ciekawa i dobrze przygotowana, punkty kontrolne były na swoich miejscach (choć niektórzy sądzą inaczej ;)) i... do zobaczenia na BikeOriencie głównym :D

W drodze powrotnej czekało mnie jeszcze 8km rowerem przez zaśnieżony las


A i jeszcze jedno... moim małym sukcesem jest to, że nie zaliczyłem żadnej gleby :)

Dane wyjazdu:
167.06 km 117.00 km teren
08:40 h 19.28 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Harpagan 34 - Harpaganem defektów

Sobota, 27 października 2007 · dodano: 27.10.2007 | Komentarze 2

Harpagan 34 - Harpaganem defektów (przebita dętka potem rozcięta opona i dętka a na koniec zerwany łańcuch), zaliczonych jedynie 9 z 20 PK :/ ...ale... impreza przednia, trasa świetna (i bardzo trudna). Będzie więcej :)

Są wyniki wstępne, jestem 78 na 261 startujących.

Dane wyjazdu:
100.67 km 20.00 km teren
04:16 h 23.59 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Rano zebraliśmy zabaweczki

Niedziela, 1 lipca 2007 · dodano: 01.07.2007 | Komentarze 20

Rano zebraliśmy zabaweczki i udaliśmy się do Wolborza na start, gdzie czekał już zielak z młynarzem.

Wszyscy mniej lub bardziej (raczej bardziej) zwariowani - pozytywnie i każdy po po swojemu:)


Przed startem dobra bułka nie jest zła bo jest dobra i duża :D


Zdjęć z rajdu nie mam bo jak się rozkręciłem to nie mogłem się już zatrzymać :P Wybrałem wariant w którym najpierw zbierało się punkty z południowej strony zbiornika a potem z północnej, większość pojechała odwrotnie. Wybór był zupełnie przypadkowy. Na starcie ustawiłem się na końcu stawki i przez pierwsze kilometry ciężko było się przebić ale na drugim PK (nr 6) zameldowałem już jako 4. Dobrze mi się jechało :) Dwa razy źle wjechałem i straciłem trochę minut, przed PK nr 1 (żywieniowy) dogonił mnie zielak... samochodem :) Pogawędziliśmy trochę, zapozowałem do zdjęć i dalej w trasę. Gdzieś koło PK 7 dogonił mnie jakiś biker, jechaliśmy potem trochę razem, trochę prowadził on a trochę ja, ostatni raz dogonił mnie przy PK nr 10 jak szukałem punktu nie przy tym mostki co trzeba. Miał być na drugim a ja szukałem na pierwszym a to dlatego, że wcześniej był też mostek... wystarczyło na mapie dojść do tego, że te dwa mostki są na łąkach a ten pierwszy, który mijałem był w lesie. Szybko wyprzedziłem towarzysza bikera i oglądałem się za nim potem ale musiało go coś zatrzymać bo na mecie był kilkanaście minut za mną.

Dane z rajdu (prawie dokładne, bo zapomniałem wyzerować licznika na starcie):

przejechane: 78km
prędkość średnia 26.4km/h
czas jazdy: 2:57
prędkość max: 48.8km/h
czas ogólny 3h 20min
zaliczone PK: 10 z 10
teren: 20km (?)
wynik: 5 miejsce :)
wrażenia: bezcenne i niemierzalne :)

Trasa była bardzo przyjemna i bardzo łatwa, prawie płasko, dużo asfaltu, organizacja dobra i są chęci na następną edycję :)

W oczekiwaniu na resztę ekipy pokręciłem się nieco po Wolborzu, wieczorkiem zrobiliśmy grilla - atmosfera była super.

Zielak nieco nabroił :)


Potem odpłacił za winy rozpalaniem grilla :)



Był Młynarz = były Piasty :)




Dane wyjazdu:
194.90 km 48.00 km teren
09:45 h 19.99 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Harpagan 33.

To był

Sobota, 21 kwietnia 2007 · dodano: 21.04.2007 | Komentarze 11

Harpagan 33.

To był mój pierwszy Harpagan. Plan miałem taki, żeby po pierwsze zmieścić się w limicie czasu, po drugie zaliczyć 10 dalszych punktów kontrolnych i po trzecie nie wypruwać z siebie flaków a raczej potraktować ten wyjazd jako badawczy.



Pobudka o 5:00 (i tak nie mogłem spać), przepakowanie, tankowanie bukłaka, śniadanko i na start. Początkowo nie załapałem, że trzeba się ustawić w swoim sektorze :) Kilka minut przed startem zaczęto rozdawać mapy, ja dostałem dopiero kilka minut po starcie, ale co znaczy to kilka min na przestrzeni 12h pedałowania. Podobnie ja duża grupa pojechałem na PK oznaczony numerem 1. Jakoś tak wyszło, że jechałem na czele tej grupy i jakoś tak wyszło, że przed punktem pojechałem nie tam gdzie trzeba :)... za mną pojechał reszta a za nimi kolejni i kolejni :) No ale punk został szybko odnaleziony. Potem ruszyłem na (podobnie jak już nieco mniejsza grupka) PK13. Tym razem nie wybijałem się na czoło tylko grzecznie pojechałem... w złym kierunku za prowadzącymi :) Dosyć tego pomyślałem, czas oderwać się od wszelakich grupek i po chwili ruszyłem na PK11, który odnalazłem baz problemów, co prawda widziałem dość daleko z przodu bikerów ale starałem się nie sugerować ich poczynaniami. Teraz czas na PK19, tu już nie było tak łatwo, punkt był dobrze schowany a dodatkowo ja się nieco pogubiłem, ale w końcu go odnalazłem...


Teraz PK6. Poszło gładko, no powiedzmy faliście bo rzeka Wierzyca wcięła się dość głęboko w starogardzkie ziemie i coraz bardziej wiało w pysk. Otwarte tereny między PK6 a PK4 to walka z wiatrem, problemów nawigacyjnych brak. Kawałem przed PK6 zboczyłem nieco, żeby zrobić sobie zdjęcie pod taką oto tablicą :)


Z PK20 też nie było problemów (poza wietrznymi), co prawda punkt był sprytnie schowany, ale od tej strony z której jechałem udało mi się go w porę zobaczyć przez krzaczki. Jak zmierzałem na PK9 to początkowa dobra droga w Garczynie zamieniłą się w piaskownicę, więc się wycofałem i pojechałem główną, przed samym punktem było jeszcze trochę błąkania. Sam punkt ładnie położony za mostkiem. Pozdrowienia dla jegomościa, z którym jechałem na PK9 i miał taki sam kask jak mój :)

Teraz PK15, z zaliczeniem po drodze jak mi sie wydawało łatwej siódemki... dobrze mi się wydawało, PK7 pękł "raz dwa". Gorzej z PK15, miałem z nim sporo kłopotów, najpierw zjechałem za daleko w Junkrowach w stronę rzeki i musiałem podjechać, potem już przy punkcie kolejna chwila nieuwagi i znowu pojechałem za daleko a punkt mocno schowany, nie był z nim łatwo.

Z 15 nie wiadomo czemu pojechałem na mało wartościowy PK3, to był największy błąd rajdu. Jechało się super, z wiatrem , z górki, fajna szutrówka, na liczniku prawie cały czas ponad 40km/h (nie licząc rundki błądzeniowo-krajoznawczej po Skarszewach). No ale teraz przyszedł czas na 17 i zacząłem przeklinać wycieczkę na PK3. Droga z PK3 na PK17 to nieustanna walka z wiatrem prawie cały czas pod górę, średnia z tego odcinka to jakieś 12-13km/h :/. Na PK17 zatankowałem bukłak (podziękowania dla dziewczyny z obsługi punktu) i ruszyłem na PK14. Oj nie była to łatwa droga. Za PK17 ostry podjazd a potem błądzenie po lesie i łąkach jakiegoś PGR'u czy czegoś takiego, fatalnie się po nich jechało w dodatku teren mocno pagórkowaty. Przed PK14 rozwaliłem mapnik - nie wytrzymał szybkiego zjazdu po kocich łbach, zresztą mnie też nieźle wytrzepały bo nie brakowało ich na H33.

W drodze z PK14 na PK10 fajny trochę techniczny odcinek przed Miłowem. Za PK10 błąd i znowu pare dodatkowych km :/. Droga na PK18 to teren mocno pofałdowany, przez który niestety jechałem dwa razy wracając już do Trąbek Wielkich. Na PK18 zastanawiałem się czy jechać na PK12 ale odpuściłem, bo przecież miałem się nie spóźnić na metę. Teraz trochę żałuję bo przyjechałem z 30min zapasu, więc spokojnie mogłem go zaliczyć. Gdyby jeszcze nie ten PK3 jeszcze jakiś jeden albo dwa PK bym wyłapał.

Uogólniając: Wiało, wiało, wiało... czasem z górki jechało się 15km/h a pod górkę 30km/h. Ciekawie też wyglądała sprawa przy wietrze bocznym... jedzie sobie kilku rowerzystów i jacyś tacy pochyleni w jedną stronę wszyscy :). Aha... góry, górki, pagórki... można się było solidnie zmęczyć

Wyników jeszcze nie ma. Odwiedziłem 15 z 20 punktów kontrolnych co dało 48 z 60 punktów wagowych



===============
Są ostateczne wyniki, jestem 41 na 237 startujących

Dane wyjazdu:
77.70 km 40.00 km teren
04:51 h 16.02 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Fraszka, lekki(?) rajd na

Niedziela, 18 lutego 2007 · dodano: 18.02.2007 | Komentarze 13

Fraszka, lekki(?) rajd na orientację

Impreza dla mnie zaczęła się kilkanaście minut po 7:00...

(pomysł na zdjęcie zapożyczony od blasa)


...kiedy to wyruszyłem na miejsce spotkania z ekipą z Sieradza.
To jest właśnie miejsce spotkania


Do bazy rajdu dotarliśmy kilka minut przed godziną zero (10:00)



Do godziny 11:00 zastanawialiśmy się czy najpierw jechać na PK1 czy PK21 (i robiliśmy jeszcze inne rzeczy :p).


Odnalezienie pierwszych punktów kontrolnych nie sprawiło nam problemów.

Na skróty do PK5


Na PK6 mieliśmy jednak zdecydowanie pod górkę, wpakowaliśmy się w błoto i gęste krzaki, spłoszyliśmy dzika, a i tak musieliśmy zawrócić.

W końcu dojechaliśmy na zamek od drugiej strony




Okazaliśmy łaskę nieszczęśnikom z lochów


Między zamkiem a PK7 jadąc z górki dość szybko wpakowałem się w głębokie błoto i... cóż, gleba, od tej chwili mogłem śmiało przestać dbać o czystość swoją i rowerka.

Okolica PK9 to kapeć w moim tylnym kole i zmiana dętki. Szczęśliwie dość szybko po tej naprawie zorientowałem się co było przyczyną awarii.


Oponę musiał przeciąć źle ustawiony klocek albo (co bardziej prawdopodobne) klocek oblepiony lodem po zimowych wycieczkach.

Jak się dowiedzieliśmy na rajdzie droga o nawierzchni utwardzonej wcale nie musi zwiastować łatwego pedałowania.


Najwięcej było chyba jednak dróg o nawierzchni błotnej (zróżnicowanych odmian)


Najbardziej oddalony PK13 postanowiliśmy zdobyć od południa (chyba najtrudniejszy odcinek)


Staw Zimowy przy PK14


Na PK14 nie znaleźliśmy dziurkacza


Byliśmy zdruzgotani...


Zachodzące słońce poganiało nas jednak na kolejne punkty kontrolne...


...ale zlokalizowanie sklepu spożywczego skutecznie nas od nich odciągnęło.



Robiło się coraz później, przeprawiliśmy się więc ponownie przez Barycz...


...i na mokrych łąkach szukaliśmy kolejnych punktów kontrolnych


PK21 znaleźliśmy już po ciemku, na mecie byliśmy o 18:09, jako przedostatnia ekipa :) Na trasie jechaliśmy bardzo wolno nie przemęczając się zbytnio i przy każdej możliwej okazji robiliśmy przerwy. Muszę jednak przyznać, że ze względu na trudny teren wcale nie była to taka "FRASZKA" jakiej można się było spodziewać. Dystans z rajdu to 53km, reszta to dojazdówka.