Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi tomalos osady Chlewo, Łódź. Przekręciłem już z BIKEstats 29758.89 kilometrów w tym 9317.12 po wertepach Jeżdżę z prędkością średnią 20.62 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Nie mam rowerów...

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tomalos.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2009

Dystans całkowity:497.05 km (w terenie 182.00 km; 36.62%)
Czas w ruchu:21:28
Średnia prędkość:19.66 km/h
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:124.26 km i 7h 09m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
75.00 km 40.00 km teren
h km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

BikeOrient 2009

Sobota, 27 czerwca 2009 · dodano: 06.07.2009 | Komentarze 3

Trzecia edycja imprezy.

Mój udział w BikeOriencie stał pod znakiem zapytania gdyż tego samego dnia miałem inną imprezę z kategorii "obowiązkowych". W końcu jednak udało się wszystko tak dograć, żeby był wilk syty i owca cała.

Od jakiegoś czasu chodzą słuchy, że trasa będzie trudniejsza, że punkty pochowane, że mostów nie ma... nie przejmując się tym zbytnio przyjechałem do ręczna w piątek wieczorem. W bazie już sporo znajomych i zwalają się kolejni, czas miło płynie na rozmowach i serwisie (wymiana połamanego na Grassorze siodła itp.) i koniec końców spać kładę się stosunkowo późno.

Rano wstaję odpowiednio wcześnie, a i dzięki temu, że wszystko mam już naszykowane (dzięki Kasiu :*) nie spóźniam się na start jak to często bywa :) Pogoda trochę zaskakująca, spodziewałem się konkretnej "lampy" a tu... leje. Nie wziąłem nawet żadnych szmatek na takie warunki.

Na szczęście jest ciepło. Na trasę ruszam razem z Damianem. Jako pierwszy punkt do zdobycia obieramy PK9 – teren poszukiwań węgla brunatnego. Obudził się w nas duch rywalizacji i w drodze na punkt wyprzedzamy wszystkich, skracamy też trasę przez las. Na punkcie okazuje się jednak, że są już 3 rowery... w tym ostre koło Flasha, do dopiero wariat :)

Następny do łyknięcia to PK7, dojazd łatwy jednak zdobywanie punktu od strony bagien zaowocowało brodzeniem po kolana w wodzie i przedzieraniem się przez chaszcze. Pada, więc nie robi nam to większej różnicy, jednak tracimy cenne minuty.

PK4 to brzeg strumienia, oczywiście ten przeciwny :) Przeprawa po tamie bobrowej i przez kolejne chaszcze. Damian marudzi coś o pokrzywach ;). Po raz pierwszy na trasie spotykamy Kitę

Na PK2 prowadzi droga, która znajduje się za zamkniętą bramą, błąkamy się zdezorientowani przez chwilę ale szybko udaje nam się dostać w okolice punktu. No właśnie, w okolice, bo zdobywanie punktu nie idzie już tak gładko jak poprzednich. Znowu spotykamy Kitę i solidarnie wybieramy "alternatywny" w porównaniu do pozostałych uczestników wariant zdobycia punktu. Na szczęście w miarę szybko odkrywamy swoje błędy, w końcu co trzy głowy to nie jedna.
Opis PK6 brzmi: "Prawy brzeg Pilicy" - moim zdaniem powinien brzmieć "Przeciwny brzeg Pilicy". Organizatorzy tak ułożyli trasę, że zawsze lądujemy po tej przeciwnej stronie... i chwała im za to :) W dodatku przegapiłem ośrodek wypoczynkowy i przejechaliśmy trochę za daleko. Do punktu (na właściwy brzeg) można dostać się krypą, ale to wolniejsza opcja niż wpław :)

Na kolejny punk wyrwałem "na skróty" przez las... słabo to wyszło ale chyba dużo nie straciliśmy. Póki co jedzie mi się wyśmienicie. Narzucam dość ostre tempo. Punkt zdobyty szybko i sprawnie.

Od kolejnego punktu dzieli nas kilkaset metrów lasu i rzeka.
Z tym drugim poradziliśmy sobie tak (zdjęcie zrobił Owca):


Z lasem idzie już gorzej, mapa choćby ze względów technicznych nie jest w stanie przedstawić wszystkich dróżek w okolicach punktu... a jest ich multum, szczerze przyznam, że tracę orientację, rozdzielamy się i punkt znajduje Kita

Na kolejny punkt ruszam szybko. Gdzieś w tej plątaninie dróżek zgubiłem Damiana i Kitę. Czekam na nich chwilę ale nic z tego, pewnie na azymut wstrzelili się w inną przecinkę. Trudno jadę zam. Docieram w okolice punktu, jestem już bardzo blisko... problem w tym, że nie ma żadnej drogi od tej strony a nie chce mi się jechać na około. Ruszam na azymut przez pola i nieużytki... to nie był dobry pomysł, męczę się bardzo na miękkim podłożu a potem i tak jadę na drogę. Potem za wcześnie skręcam na szczyt, dzięki temu znowu spotykam Kitę i Damiana :)

Punkt kolejny, kolejny szczyt. A na szczycie Wiki :)

Została nam jedynka, znowu trzeba będzie pokonać Pilicę. Trochę opadam z sił, i dopiero teraz dociera do mnie, że od startu nic jeszcze nie zjadłem. Przed przeprawą to nadrabiam, żeby mnie woda nie porwała :) W czasie przeprawy niemal nie dochodzi do sensacyjnego jak na maraton rowerowy zderzenia kolarza z kajakarzem, czego usilnie chciał dokonać Damian, jednak kajakarze jakoś go wyminęli. Teraz do mety, batonik jeszcze nie "zadziałał", więc nie udzielam się już za mocno na czele :)

Po drodze zastanawiam się czy zakończyć rywalizację czy jechać jeszcze zdobyć parę punktów na drugiej pętli. Skłaniam się raczej ku temu pierwszemu, o 17 przyjedzie Kasia i zmykamy na weselicho, a boję się, że zachce mi się potem powalczyć o jeden punkt więcej niż powinienem i będzie obsuwa. Tym oto sposobem, trochę przez przypadek zostałem zwycięzcą na trasie krótkiej.

Potem jeszcze wybrałem się rekreacyjnie jako towarzysz na jeden z punktów drugiego etapu.

Mapka


I jeszcze ślad naniesiony na mapę pierwszego etapu, niestety coś się przy zgrywaniu na tel posypało i część trasy musiałem edytować ręcznie. W domu mam dobry ślad więc może to poprawię.
MAPA
Kategoria Zawody i rajdy


Dane wyjazdu:
338.05 km 120.00 km teren
16:04 h 21.04 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Grassor 2009 - pierwszy raz na pudle :)

Niedziela, 21 czerwca 2009 · dodano: 21.06.2009 | Komentarze 9

Grassor - 300km rowerem w 24h połączone z poszukiwaniem "śmiejowych" punktów kontrolnych, również kolejne zawody z cyklu Pucharu Polski w Maratonach Rowerowych na Orientację. Czekałem na ten maraton z niecierpliwością, może dla tego, że jeszcze nigdy nie startowałem na takim długim dystansie, może dla tego, że chciało mi się startować w imprezie, która częściowo będzie w nocy, może dla tego, że zapowiadała się przyjemna kameralna atmosfera, a może po prostu dla tego, że na każdy maraton z PPM czekam z niecierpliwością :D.

Małą atrakcję orgi przygotowali uczestnikom już na "dzień dobry" i baza rozgłaszana wcześniej wszem i wobec okazała się fałszywą bazą. Ha, sami se bazy szukajcie! :)


Na miejsce przyjechałem z Wikim, w bazie (tej właściwej) było jeszcze pustawo, gawiedź dopiero się zjeżdżała. Przyjechał Mnowaczy, potem Damian (z którym pokonałem prawie całą trasę) i reszta ferajny. Rano dotarli jeszcze Asica z Młynarzem, Kita i inni.

Przed startem miałem trochę grzebania z mocowaniem oświetlenia, m.in. przez to, że nie wziąłem mocowania od jednej z lampek :), zakładaniem pedałów przywiezionych przez Kitę (stare dogorywały, w dodatku nie chciały się wykręcić), i takim tam innym dłubaniem.

Najmłodszy z orgów ;)


W końcu rzucili mapy, potem wybiło południe i ruszyliśmy. Najpierw na PK8. Przyznam, że byłem dość mocno rozkojarzony (jak zwykle na początku) i chciałem podążać w dziwnych kierunkach, na szczęście Damian kontrolował sytuację. Punkt dość łatwy, a to dzięki drogowskazom do grodziska :)


Nawet spora grupka się spotkał na punkcie. Przerysowanie kolejnych PK na mapę i ruszamy dalej, straszy trochę deszczem, ale przestaje padać dosyć szybko. Jedziemy na PK17, najechaliśmy na punkt od tej gorszej strony przez co przedzieraliśmy się przez krzaki na nasypie.

PK2 - pierwsze błądzenia, takie delikatne, ale zafundowaliśmy sobie przeprawę przez chaszcze i pokrzywy, powrót z punktu już po normalnej drodze


Na PK12 objazd wydaje się długi, trzeba było skrócić trasę uciekając z mapy :) Dojazd na punkt odmierzamy linijeczką po przecinkach.


Na Lisią Górę (PK13) też trafiamy bez problemów, podobnie jest z PK4, idzie całkiem nieźle. Przy PK4 przepadły mi gdzieś okulary, odłożyłem je gdzieś w trawę jak szukaliśmy punktu i już tam ostały... papa okularki.


PK19 to wiadukt... z tym, że po przeczytaniu opisu jakoś zapomniałem, że to miał być wiadukt i szukaliśmy punktu po drzewach... dopiero widok wiaduktu mnie otrzeźwił :) W drodze na punkt trochę zlichłem, siedzę na kole Damianowi.


PK1 - od razu wyglądał groźnie, było trochę nieparlamentarnego słownictwa, duuuużo gapienia się w mapę i niemożności ustalenia własnego położenia, i trochę szczęścia kiedy to punkt spadł nam niczym z nieba :) Tak błądziliśmy w jego okolicach (mapa nie narusza praw autorskich):



PK15 - wielokrotne odliczanie metrów po przecinkach i precyzyjnie lądujemy na punkcie, trochę się podbudowałem po problemach z PK1, tylko, że picie się skończyło :|



W drodze na PK10 wstąpiłem sobie na disco... bynajmniej jednak nie po to, żeby pofalować tylko nabyć drogą kupna ciecz nadającą się do naszych bukłaków. Cóż, wybór napojów bezalkoholowych był skromny, a ceny... 2,5zł za 250ml czyli 10zł za litr wody. Była to najdroższa woda jaką piłem. Robimy sobie przerwę... to znaczy dajemy deszczowej chmurze trochę czasu, żeby sobie poszła. Jak przestaje padać ruszamy i punkt znajdujemy bez problemów. od tej chwili do samej mety mam w butach wodę, często marudzę Damianowi, że zimno mi w nogi :)




Droga na PK11 była długa ale jechało mi się całkiem dobrze, sam punkt sprawił nam trochę figla ale Damian w końcu go znalazł. Spotkaliśmy tam rowerzystę, który szukał go już od godziny i miał się poddać ale ostatecznie wrócił szukać punktu razem z nami. Spotykamy tez Pawła B., niestety zepsuło mu się kolano i odpuszcza rywalizację, pytamy o PK5, Paweł mówi coś o drodze, która jest dziwna.

PK5 - droga na punkt faktycznie dziwna, była tu jakieś 50lat temu i potem zarosła, w terenie zaznacza się wyraźnie, ale jechać po nie raczej się nie da. Na punkcie spory tłumek się spotkał, Wiki, Kita, Mnowaczy, ktoś tam jeszcze, nawet dwóch ciekawskich myśliwych.


PK18 to chyba najłatwiejszy punkt, my jednak nie omieszkaliśmy przy nim trochę pobłądzić z mojej przyczyny.

PK16 - nogi podają jeszcze całkiem nieźle (przynajmniej moje), jadę pierwszy, punkt niby prościutki, na jaz trafiam z palcem w d... kasowniczek ma być na drzewie 10 m na N od jazu, obeszliśmy wszystkie drzewa najpierw w promieniu 10m potem 50 a potem 100m na N i nic. Nawet się zastanawiam czy N rzeczywiście oznacza północ, czy może już jakiś zamroczony jestem ze zmęczenia. W końcu sprawa się wyjaśnia, telefon do budowniczego - "Błąd w opisie, drzewo na SW"... Pozdrowienia dla organizatorów :)

Damian zaczyna coś mówić o mroczkach między nogami (oczami?) i stwierdza, że nie stać go już na nic więcej niż dojazd do mety. Ja ruszam jeszcze na PK9. W drodze na punkt uchodzi ze mnie powietrze. Ledwo się wlokę po pustych o niedzielnym poranku drogach. Podczas szukania punktu po lesie prowadzę rower. Nie mam siły jechać. Picie skończyło się parę godzin temu, jedzenie też. lustruję zawartość plecaka, na szczęście znajduję tam trochę suszonych moreli i parę łyków napoju energetyzującego. Dość długo odpoczywam, trochę mi się polepszyło, można jechać. Do bazy około 25km. Górka dołek górka dołek... i tak cały czas, mam dość, gadam już do siebie nie szczędząc mięsa. Jakoś dojechałem do Białego Boru i wychodzi na to że zdążę jeszcze na PK9. Podbudowało mnie to psychicznie, siły wracają, punkt odnajdują bez kłopotów, a że czasu mam jeszcze sporo urządzam sobie kolejną dłuższą sjestę...

Można się zmęczyć na takim grassorze


Na mecie dowiaduję się, że jestem drugi, przegrałem o 2 minuty, cóż sjesta słono mnie kosztowała, za błędy trzeba płacić. Gratuluję zwycięzcy!


I traska na koniec


Dane wyjazdu:
29.00 km 2.00 km teren
03:00 h 9.67 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

do pracy

Środa, 17 czerwca 2009 · dodano: 24.06.2009 | Komentarze 0

Po pracy pojeździliśmy sobie z Kasią po Parku Żródliska, jest pikny :)


Dane wyjazdu:
55.00 km 20.00 km teren
02:24 h 22.92 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Testowanie nowego koła przed grassorem

Wtorek, 16 czerwca 2009 · dodano: 24.06.2009 | Komentarze 0

Od masy krytycznej bez roweru... to był trudny czas tęsknoty ;) Jak dopadłem rower to i poczułem ten wiaterek pod kaskiem... ehhh miód malina :) Do Koluszek i z powrotem, bardzo fajne traski.