Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi tomalos osady Chlewo, Łódź. Przekręciłem już z BIKEstats 29758.89 kilometrów w tym 9317.12 po wertepach Jeżdżę z prędkością średnią 20.62 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Nie mam rowerów...

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tomalos.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2011

Dystans całkowity:140.00 km (w terenie 50.00 km; 35.71%)
Czas w ruchu:06:40
Średnia prędkość:21.00 km/h
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:140.00 km i 6h 40m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
140.00 km 50.00 km teren
06:40 h 21.00 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Złoto dla Zuchwałych

Sobota, 4 czerwca 2011 · dodano: 04.06.2011 | Komentarze 10

A co, napiszę relacyjkę :)
Forma w tym roku raczej turystyczna ale na maratony postanowiłem pojeździć, przynajmniej na te na które się da.
Złoto dla zuchwałych - taka to ci nazwa, myślałem, że może poszukam jakichś sztabek albo przynajmniej grudek na punktach kontrolnych ale niestety, złoto było tylko w nazwie no i powiedzmy, że dla zwycięzców.

Na start dojechaliśmy o 9:00 - czyli w sam raz, bo o tej godzinie zamykali biuro :) Rejestracja szczęśliwie się jednak powiodła, pierwszy sukces, pomyślałem :)

Dobra passa nie trwała jednak długo, pierwsze zaskoczenie to mapa, pięćdziesiątka przeskalowana do... no właśnie, w jakiej to jest skali? :) Nawet organizator nie wiedział :) W trasie, po kontroli z licznikiem wyszło że coś około 1:80000, ale trochę to ustalanie trwało. O ile nieznaną skalę mapy to jeszcze można potraktować jako dodatkowy smaczek to jej czytelność pozostawiała wiele do życzenia. Najwięcej ugrał na tym Grzegorz, który ze względu na swój wzrok wziął wielgaśną lupę :)

No dobra, czas startować. No i jak zwykle wyjazd z bazy skończył się wtopą, po kilkuset metrach nie wiedziałem gdzie jestem - taka moja przypadłość - wszystko w normie :).
Z pomocą kompasu wychodzę z opresji, jednak na dzień dobry jestem w tyłach. Do punktu staram się podgonić, w okolice trafiam dość gładko. Z punktu zjechał właśnie Piotrek Buciak i jeszcze kilka osób. Pomyślałem, że i ja szybko znajdę punkt,. Ale to się nie udało, Szukam punktu razem z Pawłem i jeszcze kilkoma osobami. Schodzi nam dość długo zanim się połapaliśmy że właściwy wąwóz jest obok, ech.. podbijamy punkt i w drogę, wyprzedza mnie Paweł, korciło mnie żeby usiąść mu na koło ale wiedziałem, że jestem za słaby i nie mógł bym dać dobrej zmiany. Na koło siada mu inny zawodnik, jednak odpada za pierwszym skrzyżowaniem. Wyprzedzam go i jadę dalej mając Pawła w zasięgu wzroku. Jadę na głupka za Pawłem ale jak się okazuje nawet najlepsi popełniają błędy. Gdy stwierdził, że się pomylił i zjechał w jakąś boczną dróżkę ja nagle nie wiem gdzie jechać, ba, nie wiem gdzie jestem. W efekcie do punktu docieram od innej strony, jadąc przez najbliższą miejscowość (tak żeby się połapać gdzie jestem).

Nie wyszło jednak tak źle, na punkcie spotykamy się znowu. A tuż obok PK rosną sobie beztrosko krzaczki konopi :)

Na kolejny PK jadę początkowo za Pawłem ale szybko mi ucieka, trafiam na punkt idealnie, po chwili dojechał Paweł. Znowu puszczam go przodem i próbuję skrótu przecinkami, ale sporo na tym tracę i wracam na asfalt a na punkcie znowu melduję się przed nim. Potem się okazało, że pojechaliśmy trochę dłuższą drogą, która miała wprowadzić prosto na punkt, jednak tak było tylko na mapie, w rzeczywistości przejechaliśmy zdecydowanie za daleko, Następny PK - ruiny wieży, których nie ma :O ale punkt jest :)
Mijam Wisłę, mijam Bydgoszcz - oczywiście nie bez perturbacji w mieście, jak na mnie przystało :) Punkt schowany w krzakach obok parowu, ktoś znalazł, więc nie muszę łazić po krzakach. I tutaj rozstajemy się z lasami. Teraz czekają nas otwarte tereny i asfalt.

PK 7 - 15 m od ogrodzenia, hmm... wjechałem od takiej strony, że ogrodzeń było co nie miara :) Bez szukania się nie obyło, ale w końcu się udało.

PK9 - drzewo przy wejściu do jaskini... Co? tu jaskinia? A jednak była :)

Teraz długi asfaltowy przelot na PK5. Dopada mnie kryzys, od teraz jedzie mi się ciężko. Kończy mi się picie i nie chce mi się jeść, przez cały maraton zjadłem 3 batony, wciskając je w siebie na siłę. PK 5 i 13 znajduję sprawnie, jednak wlokę się straszliwie, nie mam mocy, trochę poratował mnie przydrożny sklep, w którym uzupełniam picie. Męcząc się jadę na PK2 Paweł, Michał i jeszcze ktoś już wracają z punktu, kiedy ja mam doń jeszcze spory kawałek. Niestety punktu szukam niemiłosiernie długo. Dwukrotnie obchodziłem drzewo na którym wisiał lampion, przeszedłem pod nim i nie zauważyłem! Grrrr.
Zostały 3 PK, Ich znalezienie nie sprawia mi kłopotu na szczęście, no może poza PK 3 kiedy łażę po krzakach za bardzo na zachód, parząc się pokrzywami. W dodatku wyjechałem z punktu dość niefortunnie i musiałem gramolić się wąwozem, który wyprowadził mnie nie tu gdzie trzeba. Tempo do mety mam już mizerne, nie mam siły przycisnąć :(

Na metę pierwsze przyjechały 3 grupki po 3 osoby a pierwsza była grupka Pawła i Michała. Szkoda, że się pod nikogo nie podczepiłem, było by sporo łatwiej na tych nieosłoniętych asfaltach. Przyjechałem chyba jako pierwszy bezgrupkowiec Jak się okazało nie przyjechałem jednak jako pierwszy bezgrupkowiec, szybciej na pewno był theli a może jeszcze ktoś. Ostatecznie zająłem miejsce 10. Biorąc pod uwagę moją formę i to, że jechałem samotnie to wynik... hmmm można zaakceptować.

Impreza udana, organizatorzy dobrze wykorzystali teren na rozstawianie punktów, było kilka wpadek, ale można to wrzucić to wora z napisem "smaczki".



Przy okazji znalazła się w aucie moja stara kanapka :D