Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi tomalos osady Chlewo, Łódź. Przekręciłem już z BIKEstats 29758.89 kilometrów w tym 9317.12 po wertepach Jeżdżę z prędkością średnią 20.62 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Nie mam rowerów...

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tomalos.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:6167.33 km (w terenie 1941.98 km; 31.49%)
Czas w ruchu:314:35
Średnia prędkość:19.60 km/h
Maksymalna prędkość:48.00 km/h
Maks. tętno maksymalne:177 (89 %)
Maks. tętno średnie:133 (67 %)
Suma kalorii:3218 kcal
Liczba aktywności:64
Średnio na aktywność:96.36 km i 4h 54m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
338.05 km 120.00 km teren
16:04 h 21.04 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Grassor 2009 - pierwszy raz na pudle :)

Niedziela, 21 czerwca 2009 · dodano: 21.06.2009 | Komentarze 9

Grassor - 300km rowerem w 24h połączone z poszukiwaniem "śmiejowych" punktów kontrolnych, również kolejne zawody z cyklu Pucharu Polski w Maratonach Rowerowych na Orientację. Czekałem na ten maraton z niecierpliwością, może dla tego, że jeszcze nigdy nie startowałem na takim długim dystansie, może dla tego, że chciało mi się startować w imprezie, która częściowo będzie w nocy, może dla tego, że zapowiadała się przyjemna kameralna atmosfera, a może po prostu dla tego, że na każdy maraton z PPM czekam z niecierpliwością :D.

Małą atrakcję orgi przygotowali uczestnikom już na "dzień dobry" i baza rozgłaszana wcześniej wszem i wobec okazała się fałszywą bazą. Ha, sami se bazy szukajcie! :)


Na miejsce przyjechałem z Wikim, w bazie (tej właściwej) było jeszcze pustawo, gawiedź dopiero się zjeżdżała. Przyjechał Mnowaczy, potem Damian (z którym pokonałem prawie całą trasę) i reszta ferajny. Rano dotarli jeszcze Asica z Młynarzem, Kita i inni.

Przed startem miałem trochę grzebania z mocowaniem oświetlenia, m.in. przez to, że nie wziąłem mocowania od jednej z lampek :), zakładaniem pedałów przywiezionych przez Kitę (stare dogorywały, w dodatku nie chciały się wykręcić), i takim tam innym dłubaniem.

Najmłodszy z orgów ;)


W końcu rzucili mapy, potem wybiło południe i ruszyliśmy. Najpierw na PK8. Przyznam, że byłem dość mocno rozkojarzony (jak zwykle na początku) i chciałem podążać w dziwnych kierunkach, na szczęście Damian kontrolował sytuację. Punkt dość łatwy, a to dzięki drogowskazom do grodziska :)


Nawet spora grupka się spotkał na punkcie. Przerysowanie kolejnych PK na mapę i ruszamy dalej, straszy trochę deszczem, ale przestaje padać dosyć szybko. Jedziemy na PK17, najechaliśmy na punkt od tej gorszej strony przez co przedzieraliśmy się przez krzaki na nasypie.

PK2 - pierwsze błądzenia, takie delikatne, ale zafundowaliśmy sobie przeprawę przez chaszcze i pokrzywy, powrót z punktu już po normalnej drodze


Na PK12 objazd wydaje się długi, trzeba było skrócić trasę uciekając z mapy :) Dojazd na punkt odmierzamy linijeczką po przecinkach.


Na Lisią Górę (PK13) też trafiamy bez problemów, podobnie jest z PK4, idzie całkiem nieźle. Przy PK4 przepadły mi gdzieś okulary, odłożyłem je gdzieś w trawę jak szukaliśmy punktu i już tam ostały... papa okularki.


PK19 to wiadukt... z tym, że po przeczytaniu opisu jakoś zapomniałem, że to miał być wiadukt i szukaliśmy punktu po drzewach... dopiero widok wiaduktu mnie otrzeźwił :) W drodze na punkt trochę zlichłem, siedzę na kole Damianowi.


PK1 - od razu wyglądał groźnie, było trochę nieparlamentarnego słownictwa, duuuużo gapienia się w mapę i niemożności ustalenia własnego położenia, i trochę szczęścia kiedy to punkt spadł nam niczym z nieba :) Tak błądziliśmy w jego okolicach (mapa nie narusza praw autorskich):



PK15 - wielokrotne odliczanie metrów po przecinkach i precyzyjnie lądujemy na punkcie, trochę się podbudowałem po problemach z PK1, tylko, że picie się skończyło :|



W drodze na PK10 wstąpiłem sobie na disco... bynajmniej jednak nie po to, żeby pofalować tylko nabyć drogą kupna ciecz nadającą się do naszych bukłaków. Cóż, wybór napojów bezalkoholowych był skromny, a ceny... 2,5zł za 250ml czyli 10zł za litr wody. Była to najdroższa woda jaką piłem. Robimy sobie przerwę... to znaczy dajemy deszczowej chmurze trochę czasu, żeby sobie poszła. Jak przestaje padać ruszamy i punkt znajdujemy bez problemów. od tej chwili do samej mety mam w butach wodę, często marudzę Damianowi, że zimno mi w nogi :)




Droga na PK11 była długa ale jechało mi się całkiem dobrze, sam punkt sprawił nam trochę figla ale Damian w końcu go znalazł. Spotkaliśmy tam rowerzystę, który szukał go już od godziny i miał się poddać ale ostatecznie wrócił szukać punktu razem z nami. Spotykamy tez Pawła B., niestety zepsuło mu się kolano i odpuszcza rywalizację, pytamy o PK5, Paweł mówi coś o drodze, która jest dziwna.

PK5 - droga na punkt faktycznie dziwna, była tu jakieś 50lat temu i potem zarosła, w terenie zaznacza się wyraźnie, ale jechać po nie raczej się nie da. Na punkcie spory tłumek się spotkał, Wiki, Kita, Mnowaczy, ktoś tam jeszcze, nawet dwóch ciekawskich myśliwych.


PK18 to chyba najłatwiejszy punkt, my jednak nie omieszkaliśmy przy nim trochę pobłądzić z mojej przyczyny.

PK16 - nogi podają jeszcze całkiem nieźle (przynajmniej moje), jadę pierwszy, punkt niby prościutki, na jaz trafiam z palcem w d... kasowniczek ma być na drzewie 10 m na N od jazu, obeszliśmy wszystkie drzewa najpierw w promieniu 10m potem 50 a potem 100m na N i nic. Nawet się zastanawiam czy N rzeczywiście oznacza północ, czy może już jakiś zamroczony jestem ze zmęczenia. W końcu sprawa się wyjaśnia, telefon do budowniczego - "Błąd w opisie, drzewo na SW"... Pozdrowienia dla organizatorów :)

Damian zaczyna coś mówić o mroczkach między nogami (oczami?) i stwierdza, że nie stać go już na nic więcej niż dojazd do mety. Ja ruszam jeszcze na PK9. W drodze na punkt uchodzi ze mnie powietrze. Ledwo się wlokę po pustych o niedzielnym poranku drogach. Podczas szukania punktu po lesie prowadzę rower. Nie mam siły jechać. Picie skończyło się parę godzin temu, jedzenie też. lustruję zawartość plecaka, na szczęście znajduję tam trochę suszonych moreli i parę łyków napoju energetyzującego. Dość długo odpoczywam, trochę mi się polepszyło, można jechać. Do bazy około 25km. Górka dołek górka dołek... i tak cały czas, mam dość, gadam już do siebie nie szczędząc mięsa. Jakoś dojechałem do Białego Boru i wychodzi na to że zdążę jeszcze na PK9. Podbudowało mnie to psychicznie, siły wracają, punkt odnajdują bez kłopotów, a że czasu mam jeszcze sporo urządzam sobie kolejną dłuższą sjestę...

Można się zmęczyć na takim grassorze


Na mecie dowiaduję się, że jestem drugi, przegrałem o 2 minuty, cóż sjesta słono mnie kosztowała, za błędy trzeba płacić. Gratuluję zwycięzcy!


I traska na koniec


Dane wyjazdu:
12.94 km 10.00 km teren
01:17 h 10.08 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Długi weekend majowy 2009 - Mazury

Niedziela, 3 maja 2009 · dodano: 05.05.2009 | Komentarze 11

Dzień trzeci i ostatni

Spodobał nam się Zgon. Nie ma się co porywać na dłuższą wycieczkę z Kasi barkiem, postanawiamy zatem objechać dookoła tutejsze jezioro. Ja testuję sandały SPD (w warunkach letnich, o zimowej jeździe w sandałach przeczytasz tutaj :)




Połowa drogi to przedzieranie się przez krzaki i płoty.


Woda była zinma

A komary rypały




No i tak oto pożegnaliśmy się z Mazurami. Bardzo się cieszę, że tam pojechaliśmy bo dotychczas byłem tam jedynie przejazdem. Powrót do Łodzi to stanie w około 100 kilometrowym korku. Radio co godzinę informowało o zatkanej drodze krajowej nr 7... słyszeliśmy ten komunikat przynajmniej 4 razy...

Dane wyjazdu:
104.69 km 39.00 km teren
05:13 h 20.07 km/h
Max prędkość:43.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Długi weekend majowy 2009 - Mazury

Sobota, 2 maja 2009 · dodano: 05.05.2009 | Komentarze 0

Dzień drugi, na razie tylko zdjęcia

Gotowanie na śniadanie :)


Gdy zobaczyliśmy tablicę z naszą miejscowości "Zgon" to było jasne, że zostawiamy tu auto :)

Planujemy dziś objechać dookoła jezioro Śniardwy, niestety moja poziomeczka szybko przestaje czerpać przyjemność z jazdy przez bolący bark :( Plan zostaje zredukowany.
Poniemiecki cmentarz


Bzzzz.... :)


Dla dziewczynki keczup, dla chłopczyka piwo.


Po około 65km moje biedactwo już bardzo cierpi, postanawiamy się rozdzielić. Kasia jedzie szukać miejsca na nocleg, ja grzeję po auto do Zgonu (20-25km). Grzeję ostro, nie ma się co oszczędzać przecież. W Zgonie jestem już niezły zgon. Podjechałem pod auto i już wiedziałem że odwaliliśmy numer lepszy niż ten z palnikiem i niekompatybilną butlą z gazem, lepszy niż ten z zaciskiem, ba, numer którego już nie przebijemy na tym wypadzie. Na wszelki wypadek dzwonię do Kasi:
- Cześć kochanie, nie wiesz może kto z nas ma kluczyki od samochodu?
- O kur..! Ja mam!
:D
Teraz wydaje mi się to śmieszne, ale wtedy bynajmniej nie było mi do śmiechu, ja ujechany w trupa (zgona raczej), Kasia z bolącym barkiem. Nie było innego wyjścia, Kasia wsiadła na rower a ja wyjechałem jej na przeciw. Spotkaliśmy się gdzieś w lesie. I tutaj bardzo miła niespodzianka, siedzimy sobie i odpoczywamy, aż tu jakiś harmider z krzaków dobiega, już widzę, że to dziki, siedzimy cichutko i zastanawiam się jak blisko podejdą. W odległości kilkunastu metrów pierwszy wychodzi na wybrukowaną kamieniami leśną drogę, zatrzymuje się, rozgląda, patrzy na nas. Poznał swojaków i uznał, że nie stanowimy zagrożenia, przechodzi spokojnie przez drogę a za nim jeszcze dwa dorosłe i około 10-15 warchlaczków :). Spokojnym tempem wracamy do Zgonu.

Postrach sosnowego lasu :)


Dane wyjazdu:
105.00 km 40.00 km teren
05:45 h 18.26 km/h
Max prędkość:48.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Długi weekend majowy 2009 - Mazury

Piątek, 1 maja 2009 · dodano: 05.05.2009 | Komentarze 5

Mieliśmy różne pomysły na majowy weekend, skończyło się na tym, że pojechaliśmy trochę na chybił trafił w kierunku Nidzicy. Plan był taki: pakujemy rowery, wsiadamy w autko i jedziemy, wyciągamy karimaty i śpiwory na glebę i śpimy gdzieś w lesie, rano podjeżdżamy w jakieś miejsce gdzie można bezpiecznie zostawić autko i na rowerki, po całym dniu jazdy pakujemy rowerki, jedziemy gdzieś dalej i znowu spanie w lesie....

Do Nidzicy zajechaliśmy wieczorem, odwiedziliśmy stonkę-biedronkę (zakup wody i kiełbasy), połaziliśmy po mieście. Całkiem sympatyczne nawet.
Zamek

Kościół

Rynek


Nocleg na skraju lasu i rzeki, miejsce bardzo przyjemniacze, Kasi trochę zimno doskwierało (zamarzła nam woda w butelce). Obudził nas przejeżdżający 10 cm od naszych stóp samochód terenowy :) Kierowca i pasażer popatrzyli tylko na nas, uśmiechnęli się i pojechali. Spaliśmy im na drodze i musieli wjechać w bagienko żeby nas nie rozjechać :) Gotować mieliśmy na palniku... ale nie wyszło, w tajemnicy powiem, że Kasia kupiła gaz niekompatybilny z palnikiem :) No i trza było ognisko napalić, moja kuchareczka przygotowała grzanki.


Wróciliśmy do Nidzicy, żeby zostawić bzyka na stacji paliw, montujemy rowery, wkładam sztycę... i zonk, nie ma zacisku!!! Kilkakrotne przeszukanie samochodu połączone ze zrywaniem tapicerki nie przyniosło efektu :(. Skąd pierwszego maja wytrzasnąć zacisk sztycy w Nidzicy? I to o odpowiedniej średnicy?! Na drugiej stacji benzynowej udaje mi się zakupić opaski zaciskowe. Trzyma to co najwyżej jako tako.


Ale cóż począć, musi już tak być. Biorę się zatem za drugi rower i... ehhh sami widzicie, zacisk zakleszczył się w Kasi rowerze w okolicach suportu.


Postanawiam przetestować jednak opaski a zacisk ląduje w plecaku.


Obieramy kurs na Dylewską Górę. Na początku nie obyło się baz błądzenia, potem już jednak łapiemy się w sytuacji, widoczki piękne, jest malowniczo.


Na pierwszym postoju zakładam zacisk, opaski sprawują się słabo.


Jedzie Kasia jedzie (trochę posapując przy tym :P)





Trafiamy na jakiś odpust, bez pierścionka się nie obyło :)


Grunwald, znaleziony trochę przez przypadek.


Niektóre drogi były bardzo pylaste, kurzyło się za nami zdrowo :)





Im bliżej Dylewskiej Góry tym widoczki bardziej górskie


No prawie jak w górach



Szczyt zdobyty.

Jeziorko Francuskie - bardzo urokliwe










Pod koniec dnia Kasia ma problemy z barkiem, zobaczymy co będzie jutro. Śpimy na skraju pola, lasu i młodnika, uwielbiam zasypiać patrząc w gwiaździste niebo...

Dane wyjazdu:
38.00 km 6.00 km teren
02:10 h 17.54 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Olechów i Widzew

Środa, 4 marca 2009 · dodano: 05.03.2009 | Komentarze 2

Najpierw do pracy, z Kasią, tak jak zwykle. Po pracy pogoda zachęcała do pedałowania więc szybki kurs na chałupę, przebierka i znowu na rowerek. Co prawda szybko zrobiło się ciemno ale i tak było super. Najpierw do Parku na Młynku a potem kolejowe klimaty przy Olechowie. Każde zjechanie z betonu to nadal grząska sprawa. Potem wertepem do Rokicińskiej. Od tego miejsca urządziłem sobie prawdziwy rajd po ścieżkach rowerowych do domu. Gnając alejami przez centrum sprawiłem, że piesi uciekali z drogi tylko dla rowerów w popłochu :D

Mapka


Dane wyjazdu:
52.00 km 16.00 km teren
03:02 h 17.14 km/h
Max prędkość:46.00 km/h
Temperatura:5.0
HR max:177 ( 89%)
HR avg:133 ( 67%)
Kalorie: 3218 (kcal)
Rower:

Wzniesienia zwane Łódzkimi

Niedziela, 1 marca 2009 · dodano: 01.03.2009 | Komentarze 3

Od wczoraj miałem nieodpartą ochotę na niedzielne rowerowanie. Zadzoniłem do Piotra - o nie miał :) Jednak i tak do niego pojechałem, chociaż miałem cholernie nie po drodze :) Pogadaliśmy i skusił się na wypad na Wzniesienia Łódzkie. Większość przejechaliśmy asfaltami, ale błotka i śniegu też nie zabrakło. Wszędzie mokro, błotniście i grząsko. W pewnym momencie coś strzeliło mi do głowy i z rozpędu postanowiłem przebić się przez wielgaśną zaspę. Skończyło się to bardzo spektakularnym lądowaniem w tejże zaspie :)









I mapka (klik)


Dane wyjazdu:
41.20 km 2.00 km teren
02:33 h 16.16 km/h
Max prędkość:36.00 km/h
Temperatura:4.0
HR max:162 ( 81%)
HR avg:113 ( 57%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Po mieście w tę i z powrotem

Sobota, 28 lutego 2009 · dodano: 28.02.2009 | Komentarze 6

Długo mnie nie było ale po cichu liczę na to, że jeszcze mnie tu niektórzy pamiętają. Nie ma mnie ponieważ nadal nie mam internetu. Jest jednak duuuża szansa, że to się wkrótce zmieni (razem ze zmianą mieszkania). Dziś powłóczyłem się po mieście w różnych sprawach. Nie będę się o nich rozpisywał, dowiecie się wkrótce :) Tempo zdecydowanie spacerowe.

Takie tam moje spostrzeżenia z łódzkich ścieżek rowerowych



I jeszcze mały aspekt przyrodniczy (z wczoraj), nie mogłem się powstrzymać :)


Tracze


Bielik


:)


Z ciekawszych obserwacji to powiem, że widziałem pierwsze czajki i pierwsze skowronki... wiosna idzie :)

Na koniec mapka (klik i stanie się wielka)


Dane wyjazdu:
11.00 km 0.00 km teren
00:42 h 15.71 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Do pracy

Środa, 25 lutego 2009 · dodano: 28.02.2009 | Komentarze 0

Kolejny nudny wpis

Dane wyjazdu:
11.00 km 0.00 km teren
00:41 h 16.10 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Do pracy

Wtorek, 24 lutego 2009 · dodano: 28.02.2009 | Komentarze 0

Kolejny nudny wpis

Dane wyjazdu:
17.00 km 10.00 km teren
01:00 h 17.00 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:-10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Lublinek

Piątek, 2 stycznia 2009 · dodano: 20.01.2009 | Komentarze 5

Wieczorna wycieczka w prawdziwie zimowych warunkach na lotnisko Lublinek.