Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi tomalos osady Chlewo, Łódź. Przekręciłem już z BIKEstats 29758.89 kilometrów w tym 9317.12 po wertepach Jeżdżę z prędkością średnią 20.62 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Nie mam rowerów...

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tomalos.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2008

Dystans całkowity:930.51 km (w terenie 376.00 km; 40.41%)
Czas w ruchu:42:20
Średnia prędkość:21.98 km/h
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:84.59 km i 3h 50m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
57.90 km 12.00 km teren
02:02 h 28.48 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Jakoś nie było chętnych

Środa, 30 kwietnia 2008 · dodano: 30.04.2008 | Komentarze 6

Jakoś nie było chętnych na odgadywanie obiektu z niedzieli, więc odsłona nr 2 :) kto tam był to nie powinien mieć problemów :)


A wycieczka do pracy. Rano pod wiatr, ostatnie kilka km to jazda za autobusem, o mało płuc nie wyplułem podjeżdżając na sieradzki wiadukt, ale co tam, nie co dzień zdarza się okazja, żeby na podjeździe mieć na liczniku 60km/h :) Poza tym fajne laski siedziały na ostatnich siedzeniach, więc trzeba było poszpanić :). Powrót to cudowne pomykanie z silnym wiatrem w plecy. Średnia z powrotu to galancie ponad 30km/h. Chciało by się, żeby zawsze tak było :)

Dane wyjazdu:
57.72 km 12.00 km teren
01:59 h 29.10 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

No chyba forma wraca :)

Poniedziałek, 28 kwietnia 2008 · dodano: 28.04.2008 | Komentarze 12

No chyba forma wraca :) Wycieczka do pracy, średnia z powrotu ponad 30km/h na kapciach 2.25 z solidnym traktorem, no ale nie oszukujmy się, było mocno z wiatrem.

Fotki z weekendu



może ktoś wie co to za obiekt? :)


Dane wyjazdu:
138.66 km 50.00 km teren
07:01 h 19.76 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Rankiem (oj, bardzo wczesnym)

Piątek, 25 kwietnia 2008 · dodano: 25.04.2008 | Komentarze 12

Rankiem (oj, bardzo wczesnym) pojechałem do Konopnicy na rajd młodzieży gimnazjalnej. Byłem tam w roli opiekuna... no właściwie to nie wiem kogo, na pewno pożeracza grochówki i kiełbasek :D. Strasznie mi średnia spadła w czasie tego rajdu. Jakiś dziwnie zmęczony się czuję.

Młodzi rowerzyści :)




Ktoś jeździł na moim rowerku! ;)


Dziki tłum :)


...i robaczek


mapka trasy

.

Dane wyjazdu:
63.68 km 23.00 km teren
02:37 h 24.34 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Bądź tu człowieku mądry i

Czwartek, 24 kwietnia 2008 · dodano: 24.04.2008 | Komentarze 7

Bądź tu człowieku mądry i ubierz się odpowiednio na rower. Rano jak wuruszam do pracy to jest +1*C i szron a jak wracam to +16*C. Jakieś pomysły?
Rano trasa klasyczna i z wiatrem a po południu terenowo i pod wiatr.
Zrobiłem dziś tylko jedną fokę i to w dodatku nieudaną (poniższa), więc posiłkuję się wczorajszymi.






Dane wyjazdu:
61.00 km 13.00 km teren
02:36 h 23.46 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

No w końcu do pracy

Środa, 23 kwietnia 2008 · dodano: 23.04.2008 | Komentarze 7

No w końcu do pracy rowerem pojechałem. Tam z wiatrem, powrót pod wiatr.






Dane wyjazdu:
14.41 km 13.00 km teren
00:41 h 21.09 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Wycieczka z serii "Co tam

Poniedziałek, 21 kwietnia 2008 · dodano: 21.04.2008 | Komentarze 4

Wycieczka z serii "Co tam panie na żwirowni?". Ze względu na świeżo umyty po H-35 rowerek odpuściłem sobie zjazdy ze ścian, ale kilku podjazdom jednak się nie oparłem :)

Jest już kompletny opis harpagana

Rower po harpie, biedaczek, sprawił się b. dobrze i zasłużył na solidne mycie i pielęgnację.


Dane wyjazdu:
195.34 km 115.00 km teren
09:41 h 20.17 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Mission impossible czyli Harpagan 35

Sobota, 19 kwietnia 2008 · dodano: 21.04.2008 | Komentarze 33

Mission impossible czyli Harpagan 35

Zaklepany środek transportu na H-35 szlag trafił na 3 dni przed imprezą więc zaczęło się od "mission impossible prolog". Uściślijmy - pakowania czterech rowerów, czterech bagaży i czterech harpaganiarzy do jednej małej Skody Favorit.

We czwartek wieczorem ponad godzinę męczyłem się nad upakowaniem radona do bagażnika. W końcu po wielu podejściach i rozkręceniu biedaczka na kawałeczki jakoś znalazłem dla niego w miarę dogodną pozycję. W piątek po pracy (urwawszy się nico) ruszyłem do Łodzi po resztę ekipy i znowu zaczęło się upychanie czego się da i gdzie się da. Ufff jakoś się udało tylko pozycje dla pasażerów były zdecydowanie odległe od komfortowych. Najbardziej przez te około 7h jazdy cierpiały osobniki o wyraźnie ponadprzeciętnym wzroście, ale to już nie moje zmartwienie ]:>



Na miejscu byliśmy nieco przed północą. Po rozpakowaniu, zjedzeniu, sprawdzeniu prognozy pogody i pogadankach, została nam jeszcze chwilka (no taka trochę większa) na sen.

Rano standardowa krzątanina, przypinanie numerków startowych, pakowanie jedzonka czyli kalkulacje kcal na batony/bułki/banany, dzielenie tego przez pierwiastek z izotonika i wyciąganie średniej ważonej z uwzględnieniem współczynnika lepkości błota w pobliskim lasku. Jak się okazało na mecie, musiałem walnąć jakiegoś byka w tych obliczeniach bo został mi jeden baton, jeden banan i jedna bułka.

Na starcie wyjątkowo stawiłem się przed godziną ZERO, dodatkowo pojawiło się bonusowe 15min ze względu na wypadek samochodowy (chyba) gdzieś na trasie. Rozdanie map poszło sprawnie i miałem swoją około minuty przed startem. Ucieszyło mnie to bo chciałem uniknąć jechania na pierwsze punkty w grupie i panującego tam owczego pędu. Dla niewtajemniczonych polega to na jeździe na pierwszy PK za tym, który jedzie z przodu. A zwykle źle jedzie. Potem pojawia się inny "przewodnik" i kolejne pudło i tak jeszcze ze trzy razy. Nie chwaląc się jesienią też byłem takim "przewodnikiem" który to pudło zaliczył.

Na pierwszy ogień poszedł PK15, na który zmierzałem razem z Krzysztofem Wiktorowskim i jeszcze jednym harpaganiarzem o nieznanym mi imieniu. Po wjechaniu w las okazało się, że układ dróg zgadza się z tym co na mapie co najwyżej słabo. Wszyscy to przyznaliśmy ale nikt nie wiedział gdzie jechać :) Po ciuchu liczyłem na doświadczenie Krzysztofa, ale nawet on nie jest czarodziejem co ścieżki prostuje. W pewnym momencie odpuszczam i pozwalam jechać towarzyszom dalej a sam przemyślałem sytuację. Na czuja ustaliłem pozycję, na czuja obrałem kierunek i niepewnie pojechałem w - jak mi się wydawało - słusznym kierunku. Po chwili napotkałem pierwszą grupkę, których to chciałem uniknąć. Nie omieszkałem zapytać czy przypadkiem nie widzieli tu gdzieś jakiegoś PK, najlepiej jak by to był PK15 :D. Nie widzieli. Urywam im się szybciutko i jadę dalej w obranym kierunku. Za daleko nie pojechałem bo znalazł się poszukiwany punkt :) Wszystko pięknie, podaję numerek, rozpiera mnie duma bo przecież jestem pierwszy na punkcie, ale jeszcze dla pewności pytam czy ktoś już tu był... ano był, Krzysztof, 4min wcześniej, on jednak jest czarodziejem :) Jak tego dokonał pozostanie dla mnie zagadką.

Teraz czas na PK7. Postanawiam się nie bawić w ważenie punktów i zbierać wszytko jak leci z północnej pętli i zrobić potem, ile się da z południowej. Ruszyłem bystro w kierunku asfaltu na azymut przecinką, która akurat mi się trafiła. W okolice siódemki docieram szybciutko, mijając gościa stojącego przy ubłoconym aucie, powiedział "cześć". Odpowiedziałem nie przyglądając się mu specjalnie, po chwili załapałem, że był to prawdopodobnie budowniczy trasy Karol Kalsztein, który z mozołem do niedawna rozstawiał punkty.

Odszukanie PK7 nie wygląda już tak różowo. Jadę błotnistą drogą, pnąc się pod górę, rozglądam się za przecinką w lewo ale nic nie znalazłem i w końcu wyjechałem z lasu i znalazłem się na górce z fajnym widoczkiem. Ej, no zaraz, ale ja tu miałem punktu szukać, no i zrobiłem sobie sruuuuu z górki na pazurki, super zjazd, trochę techniczny, śliskie błotko... tylko, że rower już zmienił kolor a ja jeszcze drugiego PK nie mam :) Przestałem liczyć na przecinkę (chyba był nią ślad po maszynach leśnych z wodą sięgającą mniej więcej pasa - nie sprawdzałem :D), przeskakuję strumyczek i na przełaj przez las ruszam pod górę w kierunku punktu. Nie trafiam idealnie ale ścieżka wiodąca grzbietem wzniesienia prowadzi mnie bezbłędnie. Uwaga, teraz będzie dziwne zdanie: Po raz pierwszy i ostatni jestem pierwszy :)

Potem PK17 - poszło gładko. Jadąc na PK8 skręcam w Kniewie na zachód... właściwie nie wiem dlaczego, to chyba osławiona przez Dareckiego pomroczność jasna :) Po chwili namysłu szybko wracam na właściwą drogę. W okolicach punktu na chwilę tracę kontrolę nad własnym położeniem. Nie trwało to długo, jednak zafundowałem sobie przedzieranie przez błota i chaszcze.

Teraz na PK5, gdzie znowu błąkam się przez chwilkę po leśnych górkach. Na czternastkę trafiam bez problemów, jednak pokłady błota na rowerze osiągnęły tam poziom maksymalny i od teraz żeby nałożyła się kolejna warstwa to poprzednia musiała odpaść. Zatrzymują mnie ludzie z ekipy relacjonującej i robią mi fotkę, będę sławny :D

Tak się przejąłem tą sławą, że chwilę później popełniam chyba mój największy w życiu błąd nawigacyjny. Po prostu wstyd i hańba, jadąc na PK2 skręcam na południe 3km(!) za wcześnie, szukam punktu nie w tym lesie co potrzeba!!! Miała być prosta droga a tam zatrzęsienie ścieżynek! Kuźwa! Gdzie ja jestem! Co się dzieje! Wkurzam się na siebie solidnie, zmarnowałem godzinę i nakręciłem zbędne kilometry po pagórkowatym terenie, puszczam kolejne wiązanki. Jestem zły, Zły, ZŁY!!!

Przechodzi mi jednak szybko bo przecież na harpaganie przede wszystkim należy się dobrze bawić :) Wracam na założoną trasę i odnajduję PK2 bez żadnego kłopotu.

A teraz.... JEDZIEMY NAD MORZE:D No wreszcie harpagan ma punkty nad morzem. Obejrzałem sobie szybciutko elektrownię szczytowo pompową przy jeziorze Żarnowieckim i dawaj na PK18. Jest pod wiatr. Jadę najpierw asfaltem wzdłuż jeziora a potem bardzo mokrą piaszczystą drogą z masą kałuż i grząskim piaskiem a wiatr wieje w pysk. prędkość to max 22km/h, czasem ledwo 15km/h. Czuję jak błyskawicznie ubywa mi sił i zaczynam wątpić czy jeszcze gdzieś dojadę. Na PK18 wypijam wziętego na tę okazję enrgetyzującego napoja z kofffeinką i ruszam dalej lasem na PK11. Jest wyraźnie lepiej, w lesie nie wieje a teren znośniejszy. Sporo jadę czerwonym szlakiem, czasem po betonowych płytach, z którymi moja dupa wyraźnie się nie polubiła. Na punkt trafiam łatwo a po krótkim wywiadzie z jego obsługą postanawiam jechać plażą.... strzał w dziesiątkę!!!... pod warunkiem, że się jedzie ze wschodu na zachód :D

Na PK19 schodzę z plaży idealnie, trochę dzięki napotkanemu bikerowi, który powiedział mi ile mam jechać tą plażą, ja odwdzięczyłem się namiarami na PK11. Zmykając z dziewiętnastki przebijam się przez piachy, chwilami trzeba uderzać z buta. Tutaj spotykam dość nieoczekiwane zjawisko. W środku lasu idzie sobie ładnie ubrana babeczka w średnim wieku i taszczy walizę (taką na kółeczkach) po tym piachu. Wygląda jakby właśnie z samolotu wysiadła, nie wiem czy mam płakać czy się śmiać. Zagaduje mnie o drogę, szuka kwatery do spania. Ma jakąś pseudoturystyczną mapkę, która szczegółowością nie odbiega od atlasu samochodowego. Zabłądziło biedaczysko. Z trudem powstrzymując śmiech poświęciłem jej cenne 5min i wskazałem słuszny kierunek, być może ratując ją przed spędzeniem nocy w wielkim strasznym, ciemnym lesie z wilkami i innymi potworami :D.

Potem na czwóreczkę skoczyłem nijako w drodze na PK10. Ten się trochę chował, ale odnalezienie go poszło dość szybko. Teraz kolej na PK16, którym to wszyscy po drodze straszyli. Domyślałem się, że prowadząca na niego zaznaczona na mapie przecinka to czysta teoria. Pomocna okazała się informacja o prowadzącej na niego drodze, której na mapie nie ma. Postanowiłem jednak sprawdzić tą zaznaczoną na mapie i przecinkę. Nie znalazłem jej, znalazłem jednak innych bikerów, jadących z przeciwnej strony

- Jedziesz z 16
- Nie, jadę na 16
- To tak jak my, tam go nie ma
- Aha, tam też nie :)

Nie było się co zastanawiać, tylko szukać drogi, której na mapie nie ma. Znalazła się droga, znalazł się i punkt. Kasowanko i pociskam dalej, przecież czeka jeszcze PK20. Szybko jednak weryfikuję plany, nie mam już szans na PK20, więc jadę w kierunku PK9. I te plany też szybko weryfikuję, a właściwie to weryfikuje je wiatr, bezlitośnie wiejący w pysk. Okazuje się, że muszę zrezygnować i z dziewiątki i ostro zapitalać na metę bo są szanse na zaliczenie... spóźnienia!!! Patrzę nerwowo na mapę, na zegar i przeliczam prędkość z jaką muszę jechać, żeby się nie spóźnić. Czas płynie jakoś dziwie szybko, na liczniku niewiele ponad 20km/h i szybciej nie daję rady, wiatr nie daje za wygraną. Wykrzesałem jakoś resztki sił, dotarłem do Godętowa, skręcam na północ w stronę Łęczyc. Teraz wiatr wieje z boku, uff, zdążę. Na mecie melduję się nawet 6 minut przed końcem czasu.





Mapka szczegółowa z zaznaczonymi PK (na zielono zaliczone)


a to optymalny wariant trasy... czyli odległy od mojego :)


powtórka z rozrywki, czyli ponowne pakowanie się do favotitki


Przy okazji pozdrawiam:
Wszystkich spotkanych na trasie
Ekipę z Tarnowskich gór jadących w drodze powrotnej przed/za nami Skodą Fabią przez spory kawałek (póki nie zgłodnieliśmy:))
Współtowarzyszy podróży
Obsługę punktów
I organizatorów, dziękując im równocześnie za kolejną świetną imprezę.

aha... zdobyłem 13PK co dało 41 punktów wagowych i 35 miejsce na 202 sklasyfikowanych

.

Dane wyjazdu:
103.04 km 61.00 km teren
04:47 h 21.54 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Wziąłem sobie dzień urlopu żeby

Wtorek, 15 kwietnia 2008 · dodano: 15.04.2008 | Komentarze 13

Wziąłem sobie dzień urlopu żeby na rowerze pojeździć cały dzień, miałem nadzieję na dystans około 150km ale suma różnych czynników sprawiła, że zamiast wyjechać o 7:00 to wyjechałem o 10:30 :/ No ale nie przejąłem się za bardzo tym poślizgiem i po prostu poszedłem na rower. Pogoda była cudowna, piękne słoneczko, słaby wiatr.

Postanowiłem jechać czerwonym szlakiem do Błaszek, bo jakoś wielokrotnie śmigałem po tych ścieżkach ale nigdy nie jechałem całego tego odcinka po szlaku... dobrze, że znałem przebieg szlaku i te drogi bo z takimi oznaczeniami to trudno by było gdziekolwiek trafić


Potem śmignąłem swoją traską do Wojkowa i leśnego parkingu a stamtąd czarnym rowerowym szlakiem łącznikowym sieradzkiej eSki do Brąszewic i Kuźnicy.





Dalej już eSką w okolice Złoczewa gdzie dorwała mnie burza. Pod nieobecność mieszkającego w pobliżu znajomego schowałem się w jego stodole :)






W stodole spędziłem ponad godzinę a jak przestało padać to ruszyłem w kierunku domu. Teraz pogoda nie była już cudowna, bo padało jeszcze chwilami i wiało mocno w pysk ale za to światło ładnie malowało krajobrazy.



I to by było na tyle :)

Klik i stanie się mapka

.

Dane wyjazdu:
91.19 km 40.00 km teren
04:48 h 19.00 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Jak wyruszałem do pracy

Poniedziałek, 14 kwietnia 2008 · dodano: 14.04.2008 | Komentarze 3

Jak wyruszałem do pracy to był spory szron i temp. około +1*C, jednak słoneczko szybko uporało się z porannym chłodem, jedynie pyskaty wiatr przeszkadzał - ICM twierdził, że nie będzie wiało - kłamał :/

Po pracy zrobiłem mały objazd kawałka Sieradzkiej "Eski", na którym planowany jest rajd w czerwcu i wróciłem do domu, przez Kliczków, Gruszczyce i Błaszki czyli trasą częściowo pokrywającą się z tą z ubiegłej środy.

A co mi tam, dzisiaj będzie nieostra fotka :P


klik i stanie się mapka

.

Dane wyjazdu:
85.77 km 37.00 km teren
03:28 h 24.74 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Plan był taki, żeby przejechać

Środa, 9 kwietnia 2008 · dodano: 09.04.2008 | Komentarze 10

Plan był taki, żeby przejechać około 100km. 50 przed pracą i 50 po. Nie udało się bo rano jak zwykle miałem problem ze wstaniem. Poranek był chłodny, około 0*C ale zanim dojechałem do pracy było już kilka na plusie. Po racy załatwiłem szybko dwie sprawy na mieście i w drogę.






Dobra buła nie jest zła :)


Starałem się jechać dość żwawo. Zaowocowało to wysokim pulsem i pokaźnym zmęczeniem. Mało przejechałem jak dotąd w tym roku co niestety odbija się na formie, lichej formie a harpagan tuż tuż...

Vmax=44,8

serducho
pz = 45%
fz = 45%
hz =10%
max = 194
avg = 155

a tu mapka (tylko z trasy powrotnej, do pracy standardowo najszybszą trasą)

.