Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi tomalos osady Chlewo, Łódź. Przekręciłem już z BIKEstats 29758.89 kilometrów w tym 9317.12 po wertepach Jeżdżę z prędkością średnią 20.62 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Nie mam rowerów...

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tomalos.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2007

Dystans całkowity:2908.00 km (w terenie 377.00 km; 12.96%)
Czas w ruchu:135:41
Średnia prędkość:21.43 km/h
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:107.70 km i 5h 01m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
153.40 km 40.00 km teren
08:06 h 18.94 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Rano okazuje się, że

Poniedziałek, 20 sierpnia 2007 · dodano: 20.08.2007 | Komentarze 14

Rano okazuje się, że nie taki diabeł straszny, było aż 6*C, więc cieplej niż wczoraj, my też się cieplej ubraliśmy więc nie zmarzliśmy. Andrzej jak zwykle wstał pierwszy, a że wolniej jechał po szutrze więc ruszył zanim ja byłem gotowy i potem miałem go dogonić. Byłem jakiś zaspany i pół przytomny jeszcze. Spakowałem się, strzeliłem jakieś foty i pojechałem. Zwiał mi trochę dalej niż myślałem ale po kilkunastu minutach już jechaliśmy razem. W pierwszej miejscowości uzupełniamy zapasy wody. Po kilkunastu km wjechaliśmy na asfalt i na małej wyniesionej zatoczce wrąbaliśmy śniadanko. Prędkość na asfalcie wzrosła z około 12km/h do około 25km/h. W Jekabpils przejechaliśmy nad największą rzeką Łotwy - Dźwiną (po ichniejszemu Daugava). Zwiedziliśmy cerkiew przy skrzyżowaniu, na którym długawo zastanawialiśmy się gdzie jechać. Cerkiew może nie była jakaś powalająca, ale była otwarta a w dodatku rosły przy niej pyszne jabłka :) Jekabpils to bardzo rozlazłe miasto.


Kierujemy się na Madonę aby potem zboczyć w "góry".




Po jakimś czasie zjeżdżamy z asfaltu i szukamy najwyższego szczytu Łotwy .Żeby tam trafić musimy znowu wjechać na szutry :). Odnalezienie szczytu wcale nie jest taką łatwą sprawą jak by się mogło wydawać, w czasie tych poszukiwań lądujemy między innymi na środku prywatnego podwórka :D ale w końcu się udaje. Szczyt ma aż 312m n.p.m., strzałeczki tablicy informacyjnej wskazują na :
Mt. Gaizins Peak
Gues House
Coffee Shop
Equipment rental
Skiing
Snowtubing
... prawie jak w Alpach, zaczynamy się już powoli rozglądać za jakimś lodowcem do połazikowania i obawiamy się czy bez raków i czekanów damy radę... ufff, jakoś się udało ;)



Na szczycie stoi wieża z zamurowanym wejściem i tablice opisujące widok w każdą stronę... cóż widzimy tylko las i kawałek prześwitu dzięki wyciągowi narciarskiemu. Wysokość... nawet nie pół Ślęży, niemniej jednak.... najwyższy szczyt kolejnego kraju zdobyty!!! Teren naprawdę jest mocno pofałdowany, można poczuć się jak w niższych partiach Beskidów.


Na wąskiej krętej pagórkowatej drodze z bardzo luźnym i głębokim szutrem mina nas TIR... nie było by w tym może nic dziwnego gdyby nie fakt, że zapierdzielał jakieś 90km/h! Obsypał nas żwirem, w pierwszej chwili nic nie było widać a tumany kurzu utrzymywały się w powietrzu przez dobrych kilka minut. Po drodze objadamy się jabłkami ze starych sadów. W Vecipiebalga robimy sobie kawkę na zabudowanym przystanku. "Do kawy to mi najlepiej podchodzi... konserwa rybna" :D:D:D:D

Dane wyjazdu:
180.60 km 6.00 km teren
08:16 h 21.85 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Jonawa-Akniste...

W nocy zimno

Niedziela, 19 sierpnia 2007 · dodano: 19.08.2007 | Komentarze 4

Jonawa-Akniste...

W nocy zimno (właściwie to piździ na całego), ale nie chce mi się wyłazić ze śpiwora żeby założyć jeszcze jakieś ciuchy. Rano jest jedno wielkie brrrr (przypomina mi się wyjątkowo zimna i mokra wyprawa Karpaty Wschodnie - Ukraina 2004, której hasłem przewodnim było właśnie „brrrrrrrrrr” :)). Rano wszystko pokryte jest rosą, powietrze gęstnieje od mgły a termometr pokazuje...

...4,5*C, nic dziwnego, że było nam zimno. Taaa... mamy letnie, ciepłe jak gazeta, śpiworki (w końcu to sierpień) a przecież będziemy jechać na północ.

Szybko zbieramy zabawki i wsiadamy na rowerki żeby się nieco rozgrzać. Kierujemy się na Ukmerge gdzie Andrzej robi małe zakupy w Lider Szajsie (jest punkt 7:00, właśnie otwierają) konkretnie kupuje dwa chleby :). Koło sklepu kręcą się jakieś pijaczki i robi się całkiem swojsko :) Swoją drogą jest to chyba jedyny sklep ze znanej nam sieci jaki spotkaliśmy na tej wyprawie, więcej żadnych Tesco, Geantów, Albertów, Plusów, Aldich, Carrefourów i tym podobnych wynalazków z mniej obcych nam części Europy nie spotkaliśmy.


Po wyjechaniu z miasta na pierwszym parkingu robimy śniadanko i suszymy zarosiałe śpiwory. Zaliczyłem tu niezłą „wtopkę” której opis zacznę od przybliżenia mojego systemu nawadniania. Wyglądał on tak: 1 bidon z wodą + 1 bidon z wodą i witaminkami + 1,5 butelka z wodą w sakwie. Butelkę zawsze wkładałem korkiem do dołu, ze względu na to, że tak łatwiej dała się wepchnąć.... tym razem zapomniałem jej zakręcić, chyba nie muszę pisać nic więcej :D.

Sakwa suszy się na znaku :)


Jak już sakwa mi przeschła to ruszyliśmy w stronę przejścia granicznego z Łotwą w Subate, jadąc przez Rokiskis (po polsku to Rakiszki).




Korbaka studni w ruch a rowerek buch :)



Jakieś 10km przed granicą natrafiamy na chyba najciekawszy obiekt dzisiaj. To wiatrak, który w promieniach chylącego się już ku zachodowi słońca wygląda naprawdę czadowo.


Po symbolicznej kontroli granicznej około 18:00 jesteśmy na Łotwie. Od razu widać znaczące zmiany, droga straciła na równości i pojawiły się dobrze nam znane koleiny ale i tak sporo mniejsze niż polskie (nie to żebym za mini specjalnie tęsknił :)), budynki jakieś takie hmmm... widać, że Ruscy przyłożyli tu swoją łapę z większą pieczołowitością.




Jedziemy do Akniste i skręcamy na Jekabplis a tu nagle... koniec asfaltu, czas na szuter!!! :). Od razu pojawiły mi się ogniki w oczach :) Mojej radości nie podzielał asfaltowiec Andrzej na swoich łysych kapciach 1,5 :) I tak sobie teraz jechaliśmy, ja uśmiechnięty – Andrzej naburmuszony – i szukaliśmy miejsca na nocleg. Padło na bale siana. Mając w oczach poranne wskazania termometru do spania ubieramy się ciepło, tym bardziej, ze niebo jest pogodne. Zamiast kołysanki - popiskiwania czajek i klangor żurawi.






Dane wyjazdu:
160.22 km 3.00 km teren
06:43 h 23.85 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Suwalki-Kowno-Jonawa.

W Suwałkach

Sobota, 18 sierpnia 2007 · dodano: 18.08.2007 | Komentarze 4

Suwalki-Kowno-Jonawa.

W Suwałkach jesteśmy punktualnie (czyli około 9:30) i od razu ruszamy w stronę przejścia granicznego w Budzisku drogą Via Baltica (jeszcze nie raz będziemy po niej jechać). Górka, dołek, górka, dołek... i meldujemy się na granicy, wyprzedzamy kilka stojących w kolejce aut, pokazujemy paszporty i kierujemy się na Kaunas (po naszemu Kowno) przez Kalvarije...



Kalwarija - przydrożny krzyż


...i Mariampole.
Zabytkowy dworzec ceglasty w Mariampolu


Gdzieś między tymi miejscowościami robimy sobie popasik, zaparzyłem kawusię i osłodziłem mlekiem skondensowanym :). Gdzieś na trasie spotykamy bardzo liczną rowerową ekipę Włochów, częstują nas jabłkiem i migdałami, wyprzedzamy ich. Potem dochodziło do nas kilka małych grupek pościgowych ale wszystkie szybko puchły, pomimo że byli bez sakw. W Mariampolu zatrzymujemy się żeby popatrzeć na zabytkowy ceglasty dworzec, muszę przyznać, że ładny. Od Mariampole do Kowna jedziemy praktycznie pustą (zmiana nawierzchni) E 67. Po gładziutkiej pustej drodze jedzie się super, dodatkowo mamy z wiatrem, mkniemy od 30 do 40km/h. Andrzeja już tradycyjnie podczas pierwszego dnia wyprawy boli głowa.

Co oznacza ten znak z czarną plamą pośrodku nie udało nam się ustalić (widzieliśmy go kilka razy)




W Kownie meldujemy się około 16:00, nie zwiedzamy miasta, przejeżdżamy Niemen (po ichniejszemu Nemunas) i... błąkamy się nico, pytamy o drogę i okazuje się, że musimy trochę wrócić i jechać „Wilejką” czyli autostradą do Wilna i potem skręcić na Jonavę (też autostrada). Po odnalezieniu właściwej drogi robimy kolejny popas (Andrzej uszczupla moje zapasy paracetamolu). W Kownie średnia z hukiem na duł poleciała, ale po wjechaniu na autostradę jedzie się dobrze, co ja gadam, jedzie się super miodowo! Znowu prujemy nie schodząc poniżej 30km/h. Przed Jonavą zjeżdżamy trochę w las i szykujemy się do spania na odłogu z sosenkami. Na kolację robię makaron (podstawa mojego wieczornego żarcia) z kabanosem i białym barszczem o konsystencji sosu. Wsypałem za dużo barszczu i wyszło mi kwaśne to jedzonko, cóż teraz już będę wiedział ile sypać :).





Dane wyjazdu:
37.49 km 7.00 km teren
01:58 h 19.06 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Wyprawa Łotwa-Estonia rozpoczęta.

Piątek, 17 sierpnia 2007 · dodano: 17.08.2007 | Komentarze 9

Wyprawa Łotwa-Estonia rozpoczęta.
Noc przed wyjazdem jak zwykle nie przespana chociaż już tradycyjnie miałem plan, że tym razem spakuję się wcześniej i wszystko będzie dopięte na ostatni guzik przynajmniej dzień wcześniej. Oczywiście nie zdążyłem zrobić wszystkiego co zaplanowałem, na przykład montażu części bagażu na przednim widelcu, wszystko spakowałem na tył co w dość uciążliwym miejscu ulokowało środek ciężkości. Przenoszenie takiego rowerka (około 35kg) było dość karkołomne, a kierownica niemal sama podnosiła przednie koło. Miało to też jeden plus, można hamować z maksymalną siłą na przód bez groźby nakrycia się rowerem :).
Po spakowaniu wszystkiego testowa przejażdżka i... po pierwsze spadł mi wór transportowy a po drugie ledwo mogłem podnieść rower. Solidne zamontowanie wora zajęło chwilkę, teraz trzeba się przepakować i przemyśleć co zostawić, a to już trudniejsze zadanie :) W rezultacie wypakowałem dwie konserwy, jeden makaron, jakąś 1/3 musli i 1/3 bakalii, płatki ryżowe, dodatkowe mydełko i antyperspirant (ups... może lepiej by było się nie przyznawać :D), nawet zbędne bilety z portfela ;).

No to teraz godzinka spania i potem rowerkiem do pracy. Jechało się jakoś dziwnie (no i wolniej), ale bardzo szybko się przyzwyczaiłem, że rower zachowuje się inaczej. W pracy jeszcze nakleiłem wydrukowane w domu znaki rozpoznawcze :)


No i na pociąg, najpierw do Łodzi, gdzie złożyłem jeszcze wizytę u znajomych geografów od których pożyczyłem gaz i palnik bo gazu nie zdążyłem kupić, a mój palnik nie był kompatybilny z gazem Beaty i Maurycego (wielkie dzięki, jak by nie Wy, to zostałoby mi tylko ognisko). Z Łodzi do Koluszek, gdzie w pociągu jadącym do Suwałk miałem spotkać się z Andrzejem, jednak zanim to nastąpiło spotkałem w Łodzi pewnego Chińczyka ( niestety nie pamiętam jego imienia) robiącego doktorat w Warszawie z jakiejś biznesowej nauki, niestety mówił po polsku i nie zrozumiałem dokładnie z czego). Wracał z meczu Widzew-Legia :). I tak nam się miło oczekiwało na pociąg, okazało się, że 600m od jego mieszkania w Pekinie powstaje tor do kolarstwa torowego, na którym podczas letnich igrzysk olimpijskich Pekin 2008 odbędzie się sprint klasyczny :) Dowiedziałem się też, że w Chinach klamka od tylnego hamulca montowana jest po lewej stronie kierownicy a od przedniego po prawej :D. Pomógł mi też przetoczyć rower po schodach kładki nad peronami... dużo było tych schodów, sam bym pewnie go tam nie wtaszczył. Rozstaliśmy się i poszedłem szukać właściwej części bardzo długiego pociągu z Andrzejem w środku. I... jest super, cały przedział dla nas :) Trochę gadamy, trochę śpimy, trochę rozdzielamy bagaże i czekamy na Suwałki gdzie ma się zacząć nasza przygoda.

Dane wyjazdu:
31.00 km 20.00 km teren
01:21 h 22.96 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Na odpust do rodzinki

Środa, 15 sierpnia 2007 · dodano: 15.08.2007 | Komentarze 0

Na odpust do rodzinki do Strzalkowa, dawno tam nie byłem, a trochę dodatkowego sadełka przed wyprawą nie zawadzi :D

Dane wyjazdu:
61.22 km 16.00 km teren
02:15 h 27.21 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Do roboty, poranek

Wtorek, 14 sierpnia 2007 · dodano: 14.08.2007 | Komentarze 2

Do roboty, poranek był cudny, niestety nie miałem czasu na to żeby się zatrzymać i robić jakieś sesje zdjęciowe, więc tylko takie pstryk pstryk.





Dane wyjazdu:
35.65 km 7.00 km teren
01:21 h 26.41 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

No i trzeba wracać

Niedziela, 12 sierpnia 2007 · dodano: 12.08.2007 | Komentarze 3

No i trzeba wracać ze zlotu :( Monika - Dąbrowa Górnicza Ząbkowice PKP, Sieradz PKP - dom.

Dane wyjazdu:
88.00 km 17.00 km teren
04:29 h 19.63 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

No to nadeszla wiekopomna

Sobota, 11 sierpnia 2007 · dodano: 11.08.2007 | Komentarze 13

No to nadeszla wiekopomna chwila i pojechaliśmy na bikestatsawą wycieczkę po Jurze a za przewodnika robiła Kosma, co zresztą poszło jej świetnie. Zabrała nas (Agnieszkę, Zielaka, Młynarza, Cześka, Wiolę i mnie) na Pustynię Błędowską i do Podzamcza na zamek Ogrodzieniec. Pomimo padającego deszczu wycieczka była wyjątkowo udana a to za sprawą towarzystwa (humory man dopisywały). W drodze powrotnej z Ogrodzieńca zielak mocno naciskał na pedały a ja z Młynarzem wsiedliśmy mu na koło. Tempo narzucone przez zielaka było hmm... mocne ;) ma chłopina krzepę :) Potem dawaliśmy sobie zmiany (te zielakowe były dłuższe i mocniejsze). W międzyczasie Młynarz gdzieś nam się urwał, pewnie kontem oka dostrzegł budkę z piastem. Na ostatnich kilometrach nie byłem już w stanie dać zmiany (nie często jeżdżę po płaskim 40-44km/h a pod górkę w zależności od stromości 25-30km/h). Na ostatnim podjeździe zielak po prostu przesadził, wstał na pedały a ja nie byłem w stanie mu na kole usiedzieć.










Dane wyjazdu:
224.62 km 25.00 km teren
10:21 h 21.70 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

WIELKIE DZIĘKI DLA KOSMY I WIOLI, które cierpliwie na mnie czekały kierując mnie telefonicznie przez pokręcone ulice śląska i przygoto

Piątek, 10 sierpnia 2007 · dodano: 10.08.2007 | Komentarze 11

Rano rowerkiem do pracy a po pracy (około 15:00) Wyruszyłem do Dąbrowy Górniczej na zlocik u Kosmy. Z początku szło mi wyśmienicie, śmigałem kolejno przez: Strońsko (tutaj pierwszy przelotny deszcz), Widawę, Szczerców, Strzelce Wielki, Brzeźnicę Nową Wyprzedzając co chwilę jakąś pielgrzymkę. Dalej przez Cykarzew i w Kokawie skręciłem na Mykanów chcąc wziąć Częstochowę bokiem i pojechałem przez Rudniki i Mstów. Tutaj zaczęło robić się ciemno i pierwsze problem (deszcz znacznie solidniejszy niż ten koło strońska i pierwsze błądzenie przez moją archiwalną mapę). Polami i lasami dojechałem jakoś przez Olsztyn do Choronia za którym moja sytuacja uległa drastycznemu pogorszeniu, usłyszałem nagle kilka głośnych "szur szur szur" a kilka sekund później bardzo głośne "bum". Nie wiem czy najpierw pękła opona przy obręczy a potem hamulec dokonał dzieła zniszczenia dętki, czy może hamulec w jakichś niewyjaśnionych okolicznościach przeciął oponę i dętkę, raczej to pierwsze bo klocki były dobrze ustawione.

Zabrałem się za naprawę: zmieniłem dętkę a oponę owinąłem taśmą izolacyjną, rozpiąłem tylny hamulec i w drogę. Ale co to?! Powietrze nadal uchodzi! Cholera jasna, moja zapasowa dętka okazała się dziurawa! Co jakieś trzy km musiałem się zatrzymywać i pompować, potem w sprinterskim tempie jechałem póki powietrze całkiem nie zeszło. Niestety raz pojechałem 100m za daleko i dodatkowo rozciąłem dętkę. Ponownie rozebrałem koło, odszukałem dziury i z braku łatek zakleiłem je taśmą... po tej operacji dętka znowu trzymała powietrze... przez jakieś dwa km, potem sprint i pompowanie i tak w kółko. Dąbrowie G. powietrze schodziło jednak już bardzo szybko i olałem temat jadąc jakieś 7km na kapciu. ....aha, awaria dotyczyła koła tylnego. W taki oto sposób ostatnie 50km pokonałem w jakieś 5h :( a zamiast być u Kosmy o 1:00 zameldowałem się o 4:00 nad ranem. W tym miejscu składam WIELKIE DZIĘKI DLA KOSMY I WIOLI, które cierpliwie na mnie czekały kierując mnie telefonicznie przez pokręcone ulice śląska i przygotowały na mój przyjazd pyszne ciepłe jedzonko i równie pysznego zimnego żubrzyka :)

Aha, to mój rekordowy dystans :)






Dane wyjazdu:
61.31 km 13.00 km teren
02:11 h 28.08 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Do pracy znowu w pośpiechu

Czwartek, 9 sierpnia 2007 · dodano: 09.08.2007 | Komentarze 8

Do pracy znowu w pośpiechu (zaspałem), żeby nadgonić przez 10 km jechałem za autobusem, jak przekraczał 60km/h robiło się ciężko, rekord trasy, ale za autobusem to się nie liczy :). Po pracy do sklepu i potem do domu.