Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi tomalos osady Chlewo, Łódź. Przekręciłem już z BIKEstats 29758.89 kilometrów w tym 9317.12 po wertepach Jeżdżę z prędkością średnią 20.62 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Nie mam rowerów...

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tomalos.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:6167.33 km (w terenie 1941.98 km; 31.49%)
Czas w ruchu:314:35
Średnia prędkość:19.60 km/h
Maksymalna prędkość:48.00 km/h
Maks. tętno maksymalne:177 (89 %)
Maks. tętno średnie:133 (67 %)
Suma kalorii:3218 kcal
Liczba aktywności:64
Średnio na aktywność:96.36 km i 4h 54m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
27.78 km 27.78 km teren
02:47 h 9.98 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Nadwarciański Gród - Bobrowniki - G. Zelce

Czwartek, 12 czerwca 2008 · dodano: 15.06.2008 | Komentarze 2

Nadwarciański Gród - Bobrowniki - G. Zelce

Wycieczka z astronomką Karoliną a na G. Zelce też z pewną Katarzyną. Średnia jest wynikiem prowadzenia roweru, bądź jazdy z prędkością pieszego na kilku kilometrach.

Żabi Staw (fotka z poprzedniego dnia)


Dane wyjazdu:
73.13 km 5.00 km teren
04:07 h 17.76 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Dzień szósty
Dzień siódmy

Zagłębiańsk

Poniedziałek, 26 maja 2008 · dodano: 27.05.2008 | Komentarze 6

Jura 2008

Dzień pierwszy
Dzień drugi
Dzień trzeci
Dzień czwarty
Dzień piąty

Dzień szósty
Dzień siódmy

Zagłębiańsko śląska wycieczka z Kosmaczem

Najpierw pojechaliśmy po bilecik :) Zaczęło się ciekawie bo po przejechaniu kilometra wjechałem w Kosmę, która zatrzymała się wcześniej niż mi się zdawało, że się zatrzyma no i wyglebałem się na asfalcik, nabijając kilka siniaków... Kosmie :)

Stoi tu sobie taki duży i nie ma jak przejechać

Pod Nadleśnictwem Katowice


Dziwne żyrafy mają w Chorzowie ;)


Po zrobieniu rundki po chorzowskim parku, zagryzieniu frytek rybką przyszedł czas na zaliczenie Dorotki ;) Przyjemnie się jeździło na Dorotce :D

Dzięki Kosmie zobaczyłem całkiem ładny Śląsk i Zagłębie, no i teraz już wiem, że granica między tymi państwami jest na Brynicy ;P

Dane wyjazdu:
148.28 km 35.00 km teren
08:40 h 17.11 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Dzień piąty
Dzień szósty
· dodano: 26.05.2008 | Komentarze 6

Jura 2008

Dzień pierwszy
Dzień drugi
Dzień trzeci
Dzień czwarty

Dzień piąty
Dzień szósty
Dzień siódmy

Jura - DG

Przymrozków nie było. Obudziłem się około 4:10 i zostałem oszołomiony widokiem, wahałem się czy robić zdjęcia czy nie, żeby nie zbezcześcić czegoś tak pięknego. Oczywiście się nie powstrzymałem i latałem z aparatem jak oszołomiony przez jakieś 1,5h. Zdjęcia absolutnie nie oddają piękna tej chwili, można by rzec, że są marne w porównaniu z tym co na żywo.












Szef kuchni poleca:


Potem podniosła się gęsta mgła i znowu zrobiło się buro i ponuro. Po jakimś czasie zaczęło też siąpić.

Kierowałem się teraz do Dłubniańskiego Parku Krajobrazowego. Dolina Dłubnej mnie urzekła, to taka Dolina Prądnika w miniaturze tylko, że całkiem dzika i sielska (no i - jak by nie było - w dużej części zarośnięta po szyję mokrymi trawami).





Po wyjechaniu z doliny (w kierunku Tarnawy) zaczęło się przejaśniać i chwilami było nawet słonecznie.




Zachciało mi się zielonego szlaku... w istocie - cholernie zielony, ale turysty to on dawno nie widział :)

Teraz kierunek Dąbrowa Górnicza. Wymagało to ponownego przejechania przez OPN. Zahaczyłem o Dolinę Szklarki



Od Krzeszowic przez jakieś 20km jadę z dwoma jegomościami, którzy znają drogę i prowadzą mnie przez przez mało ruchliwe trasy. Zrobili dziś ponad 100km na marketowych rowerach i to nie był ich pierwszy raz. Po dotarciu do DG kręcę się jeszcze trochę po mieście w oczekiwaniu na Kosmę, która to wraca ze stawiania lodów w puszczy ;)






.

Dane wyjazdu:
30.00 km 12.00 km teren
01:16 h 23.68 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Z kuzynem Andrzejem

Niedziela, 11 maja 2008 · dodano: 16.05.2008 | Komentarze 0

Z kuzynem Andrzejem do Błaszek.

Dane wyjazdu:
69.07 km 28.00 km teren
03:00 h 23.02 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Z bratem do Sieradza,

Sobota, 10 maja 2008 · dodano: 16.05.2008 | Komentarze 0

Z bratem do Sieradza, do zaprzyjaźnionego sklepu rowerowego. Bratu wymienialiśmy korbę, suport i przerzutkę.

Dane wyjazdu:
138.66 km 50.00 km teren
07:01 h 19.76 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Rankiem (oj, bardzo wczesnym)

Piątek, 25 kwietnia 2008 · dodano: 25.04.2008 | Komentarze 12

Rankiem (oj, bardzo wczesnym) pojechałem do Konopnicy na rajd młodzieży gimnazjalnej. Byłem tam w roli opiekuna... no właściwie to nie wiem kogo, na pewno pożeracza grochówki i kiełbasek :D. Strasznie mi średnia spadła w czasie tego rajdu. Jakiś dziwnie zmęczony się czuję.

Młodzi rowerzyści :)




Ktoś jeździł na moim rowerku! ;)


Dziki tłum :)


...i robaczek


mapka trasy

.

Dane wyjazdu:
195.34 km 115.00 km teren
09:41 h 20.17 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Mission impossible czyli Harpagan 35

Sobota, 19 kwietnia 2008 · dodano: 21.04.2008 | Komentarze 33

Mission impossible czyli Harpagan 35

Zaklepany środek transportu na H-35 szlag trafił na 3 dni przed imprezą więc zaczęło się od "mission impossible prolog". Uściślijmy - pakowania czterech rowerów, czterech bagaży i czterech harpaganiarzy do jednej małej Skody Favorit.

We czwartek wieczorem ponad godzinę męczyłem się nad upakowaniem radona do bagażnika. W końcu po wielu podejściach i rozkręceniu biedaczka na kawałeczki jakoś znalazłem dla niego w miarę dogodną pozycję. W piątek po pracy (urwawszy się nico) ruszyłem do Łodzi po resztę ekipy i znowu zaczęło się upychanie czego się da i gdzie się da. Ufff jakoś się udało tylko pozycje dla pasażerów były zdecydowanie odległe od komfortowych. Najbardziej przez te około 7h jazdy cierpiały osobniki o wyraźnie ponadprzeciętnym wzroście, ale to już nie moje zmartwienie ]:>



Na miejscu byliśmy nieco przed północą. Po rozpakowaniu, zjedzeniu, sprawdzeniu prognozy pogody i pogadankach, została nam jeszcze chwilka (no taka trochę większa) na sen.

Rano standardowa krzątanina, przypinanie numerków startowych, pakowanie jedzonka czyli kalkulacje kcal na batony/bułki/banany, dzielenie tego przez pierwiastek z izotonika i wyciąganie średniej ważonej z uwzględnieniem współczynnika lepkości błota w pobliskim lasku. Jak się okazało na mecie, musiałem walnąć jakiegoś byka w tych obliczeniach bo został mi jeden baton, jeden banan i jedna bułka.

Na starcie wyjątkowo stawiłem się przed godziną ZERO, dodatkowo pojawiło się bonusowe 15min ze względu na wypadek samochodowy (chyba) gdzieś na trasie. Rozdanie map poszło sprawnie i miałem swoją około minuty przed startem. Ucieszyło mnie to bo chciałem uniknąć jechania na pierwsze punkty w grupie i panującego tam owczego pędu. Dla niewtajemniczonych polega to na jeździe na pierwszy PK za tym, który jedzie z przodu. A zwykle źle jedzie. Potem pojawia się inny "przewodnik" i kolejne pudło i tak jeszcze ze trzy razy. Nie chwaląc się jesienią też byłem takim "przewodnikiem" który to pudło zaliczył.

Na pierwszy ogień poszedł PK15, na który zmierzałem razem z Krzysztofem Wiktorowskim i jeszcze jednym harpaganiarzem o nieznanym mi imieniu. Po wjechaniu w las okazało się, że układ dróg zgadza się z tym co na mapie co najwyżej słabo. Wszyscy to przyznaliśmy ale nikt nie wiedział gdzie jechać :) Po ciuchu liczyłem na doświadczenie Krzysztofa, ale nawet on nie jest czarodziejem co ścieżki prostuje. W pewnym momencie odpuszczam i pozwalam jechać towarzyszom dalej a sam przemyślałem sytuację. Na czuja ustaliłem pozycję, na czuja obrałem kierunek i niepewnie pojechałem w - jak mi się wydawało - słusznym kierunku. Po chwili napotkałem pierwszą grupkę, których to chciałem uniknąć. Nie omieszkałem zapytać czy przypadkiem nie widzieli tu gdzieś jakiegoś PK, najlepiej jak by to był PK15 :D. Nie widzieli. Urywam im się szybciutko i jadę dalej w obranym kierunku. Za daleko nie pojechałem bo znalazł się poszukiwany punkt :) Wszystko pięknie, podaję numerek, rozpiera mnie duma bo przecież jestem pierwszy na punkcie, ale jeszcze dla pewności pytam czy ktoś już tu był... ano był, Krzysztof, 4min wcześniej, on jednak jest czarodziejem :) Jak tego dokonał pozostanie dla mnie zagadką.

Teraz czas na PK7. Postanawiam się nie bawić w ważenie punktów i zbierać wszytko jak leci z północnej pętli i zrobić potem, ile się da z południowej. Ruszyłem bystro w kierunku asfaltu na azymut przecinką, która akurat mi się trafiła. W okolice siódemki docieram szybciutko, mijając gościa stojącego przy ubłoconym aucie, powiedział "cześć". Odpowiedziałem nie przyglądając się mu specjalnie, po chwili załapałem, że był to prawdopodobnie budowniczy trasy Karol Kalsztein, który z mozołem do niedawna rozstawiał punkty.

Odszukanie PK7 nie wygląda już tak różowo. Jadę błotnistą drogą, pnąc się pod górę, rozglądam się za przecinką w lewo ale nic nie znalazłem i w końcu wyjechałem z lasu i znalazłem się na górce z fajnym widoczkiem. Ej, no zaraz, ale ja tu miałem punktu szukać, no i zrobiłem sobie sruuuuu z górki na pazurki, super zjazd, trochę techniczny, śliskie błotko... tylko, że rower już zmienił kolor a ja jeszcze drugiego PK nie mam :) Przestałem liczyć na przecinkę (chyba był nią ślad po maszynach leśnych z wodą sięgającą mniej więcej pasa - nie sprawdzałem :D), przeskakuję strumyczek i na przełaj przez las ruszam pod górę w kierunku punktu. Nie trafiam idealnie ale ścieżka wiodąca grzbietem wzniesienia prowadzi mnie bezbłędnie. Uwaga, teraz będzie dziwne zdanie: Po raz pierwszy i ostatni jestem pierwszy :)

Potem PK17 - poszło gładko. Jadąc na PK8 skręcam w Kniewie na zachód... właściwie nie wiem dlaczego, to chyba osławiona przez Dareckiego pomroczność jasna :) Po chwili namysłu szybko wracam na właściwą drogę. W okolicach punktu na chwilę tracę kontrolę nad własnym położeniem. Nie trwało to długo, jednak zafundowałem sobie przedzieranie przez błota i chaszcze.

Teraz na PK5, gdzie znowu błąkam się przez chwilkę po leśnych górkach. Na czternastkę trafiam bez problemów, jednak pokłady błota na rowerze osiągnęły tam poziom maksymalny i od teraz żeby nałożyła się kolejna warstwa to poprzednia musiała odpaść. Zatrzymują mnie ludzie z ekipy relacjonującej i robią mi fotkę, będę sławny :D

Tak się przejąłem tą sławą, że chwilę później popełniam chyba mój największy w życiu błąd nawigacyjny. Po prostu wstyd i hańba, jadąc na PK2 skręcam na południe 3km(!) za wcześnie, szukam punktu nie w tym lesie co potrzeba!!! Miała być prosta droga a tam zatrzęsienie ścieżynek! Kuźwa! Gdzie ja jestem! Co się dzieje! Wkurzam się na siebie solidnie, zmarnowałem godzinę i nakręciłem zbędne kilometry po pagórkowatym terenie, puszczam kolejne wiązanki. Jestem zły, Zły, ZŁY!!!

Przechodzi mi jednak szybko bo przecież na harpaganie przede wszystkim należy się dobrze bawić :) Wracam na założoną trasę i odnajduję PK2 bez żadnego kłopotu.

A teraz.... JEDZIEMY NAD MORZE:D No wreszcie harpagan ma punkty nad morzem. Obejrzałem sobie szybciutko elektrownię szczytowo pompową przy jeziorze Żarnowieckim i dawaj na PK18. Jest pod wiatr. Jadę najpierw asfaltem wzdłuż jeziora a potem bardzo mokrą piaszczystą drogą z masą kałuż i grząskim piaskiem a wiatr wieje w pysk. prędkość to max 22km/h, czasem ledwo 15km/h. Czuję jak błyskawicznie ubywa mi sił i zaczynam wątpić czy jeszcze gdzieś dojadę. Na PK18 wypijam wziętego na tę okazję enrgetyzującego napoja z kofffeinką i ruszam dalej lasem na PK11. Jest wyraźnie lepiej, w lesie nie wieje a teren znośniejszy. Sporo jadę czerwonym szlakiem, czasem po betonowych płytach, z którymi moja dupa wyraźnie się nie polubiła. Na punkt trafiam łatwo a po krótkim wywiadzie z jego obsługą postanawiam jechać plażą.... strzał w dziesiątkę!!!... pod warunkiem, że się jedzie ze wschodu na zachód :D

Na PK19 schodzę z plaży idealnie, trochę dzięki napotkanemu bikerowi, który powiedział mi ile mam jechać tą plażą, ja odwdzięczyłem się namiarami na PK11. Zmykając z dziewiętnastki przebijam się przez piachy, chwilami trzeba uderzać z buta. Tutaj spotykam dość nieoczekiwane zjawisko. W środku lasu idzie sobie ładnie ubrana babeczka w średnim wieku i taszczy walizę (taką na kółeczkach) po tym piachu. Wygląda jakby właśnie z samolotu wysiadła, nie wiem czy mam płakać czy się śmiać. Zagaduje mnie o drogę, szuka kwatery do spania. Ma jakąś pseudoturystyczną mapkę, która szczegółowością nie odbiega od atlasu samochodowego. Zabłądziło biedaczysko. Z trudem powstrzymując śmiech poświęciłem jej cenne 5min i wskazałem słuszny kierunek, być może ratując ją przed spędzeniem nocy w wielkim strasznym, ciemnym lesie z wilkami i innymi potworami :D.

Potem na czwóreczkę skoczyłem nijako w drodze na PK10. Ten się trochę chował, ale odnalezienie go poszło dość szybko. Teraz kolej na PK16, którym to wszyscy po drodze straszyli. Domyślałem się, że prowadząca na niego zaznaczona na mapie przecinka to czysta teoria. Pomocna okazała się informacja o prowadzącej na niego drodze, której na mapie nie ma. Postanowiłem jednak sprawdzić tą zaznaczoną na mapie i przecinkę. Nie znalazłem jej, znalazłem jednak innych bikerów, jadących z przeciwnej strony

- Jedziesz z 16
- Nie, jadę na 16
- To tak jak my, tam go nie ma
- Aha, tam też nie :)

Nie było się co zastanawiać, tylko szukać drogi, której na mapie nie ma. Znalazła się droga, znalazł się i punkt. Kasowanko i pociskam dalej, przecież czeka jeszcze PK20. Szybko jednak weryfikuję plany, nie mam już szans na PK20, więc jadę w kierunku PK9. I te plany też szybko weryfikuję, a właściwie to weryfikuje je wiatr, bezlitośnie wiejący w pysk. Okazuje się, że muszę zrezygnować i z dziewiątki i ostro zapitalać na metę bo są szanse na zaliczenie... spóźnienia!!! Patrzę nerwowo na mapę, na zegar i przeliczam prędkość z jaką muszę jechać, żeby się nie spóźnić. Czas płynie jakoś dziwie szybko, na liczniku niewiele ponad 20km/h i szybciej nie daję rady, wiatr nie daje za wygraną. Wykrzesałem jakoś resztki sił, dotarłem do Godętowa, skręcam na północ w stronę Łęczyc. Teraz wiatr wieje z boku, uff, zdążę. Na mecie melduję się nawet 6 minut przed końcem czasu.





Mapka szczegółowa z zaznaczonymi PK (na zielono zaliczone)


a to optymalny wariant trasy... czyli odległy od mojego :)


powtórka z rozrywki, czyli ponowne pakowanie się do favotitki


Przy okazji pozdrawiam:
Wszystkich spotkanych na trasie
Ekipę z Tarnowskich gór jadących w drodze powrotnej przed/za nami Skodą Fabią przez spory kawałek (póki nie zgłodnieliśmy:))
Współtowarzyszy podróży
Obsługę punktów
I organizatorów, dziękując im równocześnie za kolejną świetną imprezę.

aha... zdobyłem 13PK co dało 41 punktów wagowych i 35 miejsce na 202 sklasyfikowanych

.

Dane wyjazdu:
61.80 km 0.00 km teren
02:40 h 23.18 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

jestem dla siebie pełen podziwu,

Niedziela, 6 kwietnia 2008 · dodano: 07.04.2008 | Komentarze 8

jestem dla siebie pełen podziwu, że po wieczorze kawalerskim udało mi się wstać, wyciągnąć rower z bagażnika, wsiąść na niego i pedalić... Tylko, że był pewien problem, w bagażniku nie było butów SPD i jechałem w normalnych... da się, ale trzeba być czujnym coby się nóżka nie obślizgnęła :).





Dane wyjazdu:
80.34 km 38.00 km teren
04:24 h 18.26 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Z Pyszardem

Niedziela, 30 marca 2008 · dodano: 31.03.2008 | Komentarze 14

Z Pyszardem zrobiliśmy sobie dzisiaj Tour de Jeziorsko. Okazja była przednia bo wolna niedziela, świetna pogoda (no wiało dość mocno ale nie wybrzydzajmy) i nowe rowery, więc dodatkowy powód do pedalenia :)

Umówiliśmy się we Włyniu gdzie jak się okazało Pyszard ma jest jakieś 3km dalej niż ja, biedaczek :P
Po małych zakupach i rozmowach w stylu "Mostek KCNC waży mniej o 17gram od mostka... bla bla bla" ruszyliśmy w Stronę Pątnowa. Początkowo lasami i polami potem nieco asfaltem i świetną szutróweczką. W ogóle to na nowo odkryłem wschodni brzeg zb. Jeziorsko, jest tam naprawdę sporo fajnych terenów na rower, chwilami czuliśmy się jak w górach a chwilami jak w Hiszpanii. W Pątnowie zakupiliśmy sobie po dwie maleńkie bułeczki w nieproporcjonalnie wielkiej cenie 0,8zł/szt. salami, tudzież pasztecik i po browarku. Po zakupach uwaliliśmy się na plaży jak na rasowych bikerów przystało :)
Po dość długawej piwo-pauzie ruszyliśmy w stronę Siedlątkowa przez klifowy brzeg zbiornika.
W Siedlątkowie ku uciesze gapiów postanowiliśmy jechać umocnieniami zbiornika po ich wewnętrznej stronie zastanawiając się czy nam opony utrzymają przyczepność i nie wylądujemy w wodzie... utrzymały do czasu aż nie wjechaliśmy w cień z obślizgłym betonem, no i moje nowiutkie rogi załapały pierwsze szlify.
Potem śmignęliśmy przez tamę, gdzie panował typowy klimat pogodnego niedzielnego "porosola", czyli masa ludzi, dużo hałasu, palenie gum i te sprawy. Zjechaliśmy na progi wodne, strzeliliśmy sobie po pozerskiej fotce i sru w kierunku Warty. Jechaliśmy trochę główną trasą ale nam zbrzydło ze względu na duży ruch i koleiny i pojechaliśmy terenowo-dziurawoasfaltowo. Asfalt na tamtych drogach jest w tak tragicznym stanie, że kilometry przejechane tamtędy można by zaliczyć do przejechanych w terenie. W wiosce o nazwie Socha powiedzieliśmy sobie z Pyszardem "do jutra". Jako, że miałem jeszcze spore zapasy mocy to przydepnąłem dość mocno do domku. W Cielcach wywaliłem do kosza butelki po piwie, wiozłem je jakieś 30km :)

Teraz obiecane fotki

















Dane wyjazdu:
60.00 km 58.00 km teren
03:36 h 16.67 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Fraszka

Niedziela, 9 marca 2008 · dodano: 09.03.2008 | Komentarze 32

Fraszka

Kontynuacja rozpoczętego wczoraj rowerowego weekendu. Na miejsce startu oczywiście przyjechaliśmy spóźnieni i wystartowaliśmy grubo po godzinie Zero. Pierwszy odpoczynek Zrobiliśmy sobie po jakichś 30 metrach, żeby zastanowić się do którego punktu by tu się udać. Doskonałą miejscówą na kolejny odpoczynek było pierwsze napotkane skrzyżowanie, nie można przecież podejmować pochopnych decyzji ;).

Nasz pierwszy PK, czas na dłuższy postój :)


W okolicach kolejnego PK trzeba było powalczyć z garderobą. Spodziewaliśmy się dobrej pogody, ale ona i tak przebiła nasze oczekiwania.



PK przy amfiteatrze (z desek) to dobre miejsce na smarowanko i serwis rowerowy, w czasie całej wycieczki serwisowaliśmy jeszcze takie komponenty jak: korba, suport, hamulce, tylna piasta i pewnie jeszcze jakieś inne o których zapomniałem :) Nie obył się też bez zmiany dętki.



Czy regulamin dopuszcza korzystanie z takich środków transportu? :)


Parking dla klientów... my nimi byliśmy


Przez całą trasę prowadziliśmy "zaciekłą" rywalizację z Błażejem i Asicą

Ostatecznie musieliśmy uznać wyższość naszych "rywali" ale jak widać na załączonym obrazku, jechali na dopingu ;)

Bardzo fajna, terenowa trasa obfitowała w urokliwe mostki





Ktoś tu próbuje udawać blachosmroda ;)


Dirty Dancing w kaskach :D


Cholera, no gdzieś tu powinien być PK :D


Na PK 10 wisiała karteczka żaby nie zrywać ...i tylko na tym punkcie ktoś zerwał kasownik :)


A potem była już tylko kiełbaska... duuuużo kiełbaski :)


Zabawa była przednia, wielkie dzięki dla organizatorów!

Aha, cholernie bolało mnie kolano, jak nigdy, chwilami ledwo jechałem.