Info

Więcej o mnie.

Moje rowery
Nie mam rowerów...Wykres roczny

Tutaj chcę mieć blisko
agenciara asica benasek blase czesiek darecki djk71 dmk77 granicho-bez-4 jpbike kosma100 mavic Młynarz pyszard siwiutki tatanka Vicente Wiola zielak żelekPolecam
BIKEstats Harpagan Sieradzkie Parki Krajobrazowe Puchar Polski w MTBO MTBO w regionie łódzkimArchiwum bloga
- 2014, Wrzesień1 - 1
- 2013, Październik1 - 0
- 2013, Sierpień10 - 3
- 2013, Lipiec4 - 4
- 2013, Kwiecień2 - 1
- 2012, Kwiecień3 - 2
- 2012, Marzec2 - 2
- 2011, Listopad3 - 6
- 2011, Październik1 - 0
- 2011, Czerwiec1 - 10
- 2010, Grudzień1 - 13
- 2010, Maj7 - 19
- 2010, Kwiecień8 - 16
- 2010, Marzec3 - 13
- 2010, Luty1 - 5
- 2010, Styczeń3 - 6
- 2009, Grudzień8 - 39
- 2009, Listopad5 - 4
- 2009, Październik3 - 10
- 2009, Wrzesień18 - 20
- 2009, Sierpień2 - 4
- 2009, Lipiec8 - 24
- 2009, Czerwiec4 - 12
- 2009, Maj6 - 16
- 2009, Kwiecień15 - 28
- 2009, Marzec22 - 38
- 2009, Luty12 - 9
- 2009, Styczeń19 - 37
- 2008, Grudzień10 - 55
- 2008, Listopad5 - 20
- 2008, Październik15 - 91
- 2008, Wrzesień7 - 33
- 2008, Sierpień9 - 16
- 2008, Lipiec26 - 55
- 2008, Czerwiec15 - 40
- 2008, Maj18 - 68
- 2008, Kwiecień11 - 115
- 2008, Marzec8 - 139
- 2008, Luty8 - 106
- 2008, Styczeń2 - 12
- 2007, Grudzień9 - 121
- 2007, Listopad6 - 72
- 2007, Październik9 - 14
- 2007, Wrzesień8 - 0
- 2007, Sierpień27 - 162
- 2007, Lipiec10 - 130
- 2007, Czerwiec20 - 136
- 2007, Maj14 - 113
- 2007, Kwiecień21 - 132
- 2007, Marzec19 - 123
- 2007, Luty19 - 132
- 2007, Styczeń18 - 55
- 2006, Grudzień7 - 3
- 2006, Listopad8 - 16
- 2006, Październik15 - 19
- 2006, Wrzesień7 - 0
- 2006, Sierpień14 - 0
- 2006, Lipiec7 - 0
- 2006, Czerwiec11 - 0
- 2006, Maj11 - 3
- 2006, Kwiecień4 - 0
- 2006, Marzec1 - 0
- 2006, Styczeń2 - 0
- 2005, Wrzesień3 - 0
- 2005, Sierpień5 - 0
- 2005, Lipiec7 - 2
Dane wyjazdu:
17.56 km
0.00 km teren
00:55 h
19.16 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
Dworcowo
Niedziela, 12 lipca 2009 · dodano: 13.07.2009 | Komentarze 0
Na dworzec i z drugiego dworca :)Dane wyjazdu:
44.35 km
0.00 km teren
01:32 h
28.92 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
Po Andrzejka :)
Sobota, 11 lipca 2009 · dodano: 13.07.2009 | Komentarze 0
Wyjechać na przeciw kuzynowi i pogonić Kasię :) (nie udało się)Dane wyjazdu:
83.28 km
15.00 km teren
04:26 h
18.78 km/h
Max prędkość:74.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
Beskid Sądecki dzień 3
Niedziela, 5 lipca 2009 · dodano: 08.07.2009 | Komentarze 7
Trzeciego dnia decydujemy się na wariant asfaltowy i nieco dłuższą wycieczkę, tym razem do obcych krajów czyli na Słowację. Problem w tym, że nie mamy żadnej mapy. Jedziemy do Piwnicznej. Niestety wszystkie miejsca gdzie można by kupić rozsądną mapę są pozamykane, w różnych kioskach, biedronkach i innych takich ciągle trafiamy na te same mapy, kupujemy 3 ale niewiele warte. Zabiera nam to wszystko bardzo dużo czasu (no dobra, lody i gofry też były :)). W końcu po konsultacjach telefonicznych decydujemy się jechać do Jarabińskiego Wąwozu.W Mniszku natrafiamy na kolejną piękną cerkiew.

Potem na żmijkę :)

Kasia z długimi podjazdami radziła sobie bardzo dobrze.

Potem trochę terenowego zjazdu, przyjemniaczy :)

Jeszcze jeden podjazd, trochę błądzenia, Kasia wyrwała do przodu i musieliśmy się szukać :) W końcu jednak dotarliśmy to wąwozu, zjechać się nie dało rowery poczekały na górze. Wąwóz robi wrażenie, szkoda tylko, że taki zarośnięty.


Warto dodać, że okolica jest bardzo malownicza, jesteśmy zauroczeni.

Warto dodać, że okolica jest bardzo malownicza, jesteśmy zauroczeni.
Dane wyjazdu:
54.98 km
40.00 km teren
04:37 h
11.91 km/h
Max prędkość:64.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
Beskid Sądecki dzień 2
Sobota, 4 lipca 2009 · dodano: 06.07.2009 | Komentarze 4
Dziś dla urozmaicenia też postanowiliśmy jechać do Bacówki nad Wierchomlą, jednak ścieżynką inną niż wczoraj i też sporo trudniejszą. No i faktycznie szlak okazał się trudny a po drodze było sporo przeszkód.


Duchota była straszna, na szczęście zawsze można było zaczerpnąć świeżej mineralki :)

Chojraczył, chojraczył aż w końcu wylądował w największym gównie :D


W pewnym momencie nadeszła chwila rozstania, szlak okazał się bardzo trudny i dla mnie, więc Kasia na to: "Dalej to sam se jedź!"
No to pojechałem :) Cel - Jaworzyna Krynicka. Początkowo stromizna straszna, trochę prowadzę rower a trochę jadę (jak już uda mi się ruszyć). Balansuję środkiem ciężkości w wąziutkim przedziale przód - tył, tak żeby tylne koło miało przyczepność a przednim dało się jeszcze jako tako kontrolować kierunek jazdy. W końcu wspinam się na górę i jest już zdecydowanie łatwiej. W okolicach szczytu Runek przypadkiem natrafiłem na trasę maratonu, o którym nie wiedziałem, że jest :) A na maratonie startował Damian i inni znajomi... o czym dowiedziałem się po powrocie do domu :/

Na Jaworzynie pełno stonki, barów, bufetów, wyciągów, czyli wszystkiego co mi się nie podoba, bleee. Nawet dinozaury się trafiają.

Ruszam grzbietowym szlakiem w kierunku Hali Łabowskiej... zachowując przepisową szczególną ostrożność na każdym zakręcie :)

Na szlaku i w jego okolicy przed Schroniskiem na Hali Łabowskiej kolejne rozczarowanie, stado baranów gra w paintball. Ja rozumiem, że można a wręcz trzeba się trochę powydurniać, ale dlaczego na szlaku?!
Z hali uderzam żółtym pieszym w kierunku piwnicznej. Początkowo sielanka, potem jednak robi się stromo, mocno technicznie i cholernie kamieniście, reba to za mało na takie kamory, w tym wypadku przydało by się parę centymetrów skoku więcej. Łapy bolą i trudno utrzymać kierownice i hamulce.
Ale opłacało się, po wyjechaniu z lasu widoczki wynagradzają trud.




Po kawałku łatwiejszego szlaku po polankach zachciewa mi się jeszcze trochę pomyszkować i skrócić asfaltowy powrót. Ruszam w kierunku Wierchomli Wielkiej bardzo malowniczym szlakiem z serii Perły Beskidu Sądeckiego. Szlak znowu okazuje się trudny. Najpierw stromo w górę a potem w dół po kamieniach, ale dzięki niemu poznaję naprawdę malownicze zakątki. Jadąc z mozołem pod górę wąziuchną ścieżynką (po lewo mocno kamienista droga w "wąwozie" a po prawo pastuch elektryczny), nagle słyszę głośne "hrup", rower mi się zatrzymuje, ja balansuję przez chwilę i ląduję na prawo łamiąc kołek od pastucha. Okazało się, że gdzieś o kamień rozpiął mi się zacisk od koła i teraz ono wyskoczyło z ramy. Na szczęście skończyło się na wykrzywieniu zacisku i można jechać dalej.

I mapka jeszcze
Dane wyjazdu:
42.92 km
0.00 km teren
03:27 h
12.44 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
Beskid Sądecki dzień 1
Piątek, 3 lipca 2009 · dodano: 06.07.2009 | Komentarze 10
Na piątek urlop i w góry!!! Dawno nie byłem, a na rowerze to już w ogóle. Radość podwójna bo tym razem udało mi się po jechać z Kasią. Trochę się bałem, że mnie znielubi za to, że kazałem jej rowerem po górach jeździć ale nie było aż tak źle :)Zebraliśmy się w czwartek po pracy jak zwykle później niż planowaliśmy. Efekt? Na miejscu byliśmy o 3 nad ranem i noc spędziliśmy w małym samochodziku. Ja, ona i dwa rowery na jakichś 4m kwadratowych... cóż to była za noc!... Przez pół dnia miałem odciśniętą oponę na ręce :D
Plan na piątek ułożyliśmy dość szybko, postanowiliśmy wjechać do bacówki PTTK nad Wierchomlą. Jako, że po 4km zaczęło lać to skorzystaliśmy z gościnności przydrożnej knajpy :)


Tylko ileż można czekać aż przestanie padać!!! grrrr

W końcu jednak przestało i mogliśmy ruszyć dalej.

Jedziemy wertepem do Szczawnika

Po drodze takie "cuś" spotkaliśmy, nie wiem co to kiedyś napędzało, ale zębatka rowerowa miała swoje drugie 5 minut.


Dawna cerkiew (obecnie kościół) w Szczawniku. Trzeba przyznać, że mają urok takie cerkiewki. W tak zwanym międzyczasie powoli acz systematycznie "przeciro się".

Jak docieramy do bacówki to słoneczko już pięknie świeci. Można sobie powspominać, ew. podzielić się wspomnieniami przez tel. ze znajomymi :)


Jeden z dowodów na to, że góry powoli zatracają swój dawny klimat, wszędzie powstają jakieś wyciągi i inne stalowe szkarady, buduje się trasy zjazdowe dla narciarzy... przykro patrzeć.

Sjesta w błotku

Rura! ;)

Na szczęście takie obrazki też jeszcze się trafiają.

No to sru przez strumyczek...

...i jeszcze jeden

No prawie ;P

Cerkiew w Miliku

Właściwie to pojechaliśmy tam specjalnie dla tego, że cerkiew jest pod wezwaniem znanych bikestatsowiczów :D

Dane wyjazdu:
75.00 km
40.00 km teren
h
km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
BikeOrient 2009
Sobota, 27 czerwca 2009 · dodano: 06.07.2009 | Komentarze 3
Trzecia edycja imprezy.Mój udział w BikeOriencie stał pod znakiem zapytania gdyż tego samego dnia miałem inną imprezę z kategorii "obowiązkowych". W końcu jednak udało się wszystko tak dograć, żeby był wilk syty i owca cała.
Od jakiegoś czasu chodzą słuchy, że trasa będzie trudniejsza, że punkty pochowane, że mostów nie ma... nie przejmując się tym zbytnio przyjechałem do ręczna w piątek wieczorem. W bazie już sporo znajomych i zwalają się kolejni, czas miło płynie na rozmowach i serwisie (wymiana połamanego na Grassorze siodła itp.) i koniec końców spać kładę się stosunkowo późno.
Rano wstaję odpowiednio wcześnie, a i dzięki temu, że wszystko mam już naszykowane (dzięki Kasiu :*) nie spóźniam się na start jak to często bywa :) Pogoda trochę zaskakująca, spodziewałem się konkretnej "lampy" a tu... leje. Nie wziąłem nawet żadnych szmatek na takie warunki.
Na szczęście jest ciepło. Na trasę ruszam razem z Damianem. Jako pierwszy punkt do zdobycia obieramy PK9 – teren poszukiwań węgla brunatnego. Obudził się w nas duch rywalizacji i w drodze na punkt wyprzedzamy wszystkich, skracamy też trasę przez las. Na punkcie okazuje się jednak, że są już 3 rowery... w tym ostre koło Flasha, do dopiero wariat :)
Następny do łyknięcia to PK7, dojazd łatwy jednak zdobywanie punktu od strony bagien zaowocowało brodzeniem po kolana w wodzie i przedzieraniem się przez chaszcze. Pada, więc nie robi nam to większej różnicy, jednak tracimy cenne minuty.
PK4 to brzeg strumienia, oczywiście ten przeciwny :) Przeprawa po tamie bobrowej i przez kolejne chaszcze. Damian marudzi coś o pokrzywach ;). Po raz pierwszy na trasie spotykamy Kitę
Na PK2 prowadzi droga, która znajduje się za zamkniętą bramą, błąkamy się zdezorientowani przez chwilę ale szybko udaje nam się dostać w okolice punktu. No właśnie, w okolice, bo zdobywanie punktu nie idzie już tak gładko jak poprzednich. Znowu spotykamy Kitę i solidarnie wybieramy "alternatywny" w porównaniu do pozostałych uczestników wariant zdobycia punktu. Na szczęście w miarę szybko odkrywamy swoje błędy, w końcu co trzy głowy to nie jedna.
Opis PK6 brzmi: "Prawy brzeg Pilicy" - moim zdaniem powinien brzmieć "Przeciwny brzeg Pilicy". Organizatorzy tak ułożyli trasę, że zawsze lądujemy po tej przeciwnej stronie... i chwała im za to :) W dodatku przegapiłem ośrodek wypoczynkowy i przejechaliśmy trochę za daleko. Do punktu (na właściwy brzeg) można dostać się krypą, ale to wolniejsza opcja niż wpław :)
Na kolejny punk wyrwałem "na skróty" przez las... słabo to wyszło ale chyba dużo nie straciliśmy. Póki co jedzie mi się wyśmienicie. Narzucam dość ostre tempo. Punkt zdobyty szybko i sprawnie.
Od kolejnego punktu dzieli nas kilkaset metrów lasu i rzeka.
Z tym drugim poradziliśmy sobie tak (zdjęcie zrobił Owca):

Z lasem idzie już gorzej, mapa choćby ze względów technicznych nie jest w stanie przedstawić wszystkich dróżek w okolicach punktu... a jest ich multum, szczerze przyznam, że tracę orientację, rozdzielamy się i punkt znajduje Kita
Na kolejny punkt ruszam szybko. Gdzieś w tej plątaninie dróżek zgubiłem Damiana i Kitę. Czekam na nich chwilę ale nic z tego, pewnie na azymut wstrzelili się w inną przecinkę. Trudno jadę zam. Docieram w okolice punktu, jestem już bardzo blisko... problem w tym, że nie ma żadnej drogi od tej strony a nie chce mi się jechać na około. Ruszam na azymut przez pola i nieużytki... to nie był dobry pomysł, męczę się bardzo na miękkim podłożu a potem i tak jadę na drogę. Potem za wcześnie skręcam na szczyt, dzięki temu znowu spotykam Kitę i Damiana :)
Punkt kolejny, kolejny szczyt. A na szczycie Wiki :)
Została nam jedynka, znowu trzeba będzie pokonać Pilicę. Trochę opadam z sił, i dopiero teraz dociera do mnie, że od startu nic jeszcze nie zjadłem. Przed przeprawą to nadrabiam, żeby mnie woda nie porwała :) W czasie przeprawy niemal nie dochodzi do sensacyjnego jak na maraton rowerowy zderzenia kolarza z kajakarzem, czego usilnie chciał dokonać Damian, jednak kajakarze jakoś go wyminęli. Teraz do mety, batonik jeszcze nie "zadziałał", więc nie udzielam się już za mocno na czele :)
Po drodze zastanawiam się czy zakończyć rywalizację czy jechać jeszcze zdobyć parę punktów na drugiej pętli. Skłaniam się raczej ku temu pierwszemu, o 17 przyjedzie Kasia i zmykamy na weselicho, a boję się, że zachce mi się potem powalczyć o jeden punkt więcej niż powinienem i będzie obsuwa. Tym oto sposobem, trochę przez przypadek zostałem zwycięzcą na trasie krótkiej.
Potem jeszcze wybrałem się rekreacyjnie jako towarzysz na jeden z punktów drugiego etapu.
Mapka
I jeszcze ślad naniesiony na mapę pierwszego etapu, niestety coś się przy zgrywaniu na tel posypało i część trasy musiałem edytować ręcznie. W domu mam dobry ślad więc może to poprawię.
MAPA
Kategoria Zawody i rajdy
Dane wyjazdu:
338.05 km
120.00 km teren
16:04 h
21.04 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
Grassor 2009 - pierwszy raz na pudle :)
Niedziela, 21 czerwca 2009 · dodano: 21.06.2009 | Komentarze 9
Grassor - 300km rowerem w 24h połączone z poszukiwaniem "śmiejowych" punktów kontrolnych, również kolejne zawody z cyklu Pucharu Polski w Maratonach Rowerowych na Orientację. Czekałem na ten maraton z niecierpliwością, może dla tego, że jeszcze nigdy nie startowałem na takim długim dystansie, może dla tego, że chciało mi się startować w imprezie, która częściowo będzie w nocy, może dla tego, że zapowiadała się przyjemna kameralna atmosfera, a może po prostu dla tego, że na każdy maraton z PPM czekam z niecierpliwością :D.Małą atrakcję orgi przygotowali uczestnikom już na "dzień dobry" i baza rozgłaszana wcześniej wszem i wobec okazała się fałszywą bazą. Ha, sami se bazy szukajcie! :)

Na miejsce przyjechałem z Wikim, w bazie (tej właściwej) było jeszcze pustawo, gawiedź dopiero się zjeżdżała. Przyjechał Mnowaczy, potem Damian (z którym pokonałem prawie całą trasę) i reszta ferajny. Rano dotarli jeszcze Asica z Młynarzem, Kita i inni.
Przed startem miałem trochę grzebania z mocowaniem oświetlenia, m.in. przez to, że nie wziąłem mocowania od jednej z lampek :), zakładaniem pedałów przywiezionych przez Kitę (stare dogorywały, w dodatku nie chciały się wykręcić), i takim tam innym dłubaniem.
Najmłodszy z orgów ;)

W końcu rzucili mapy, potem wybiło południe i ruszyliśmy. Najpierw na PK8. Przyznam, że byłem dość mocno rozkojarzony (jak zwykle na początku) i chciałem podążać w dziwnych kierunkach, na szczęście Damian kontrolował sytuację. Punkt dość łatwy, a to dzięki drogowskazom do grodziska :)

Nawet spora grupka się spotkał na punkcie. Przerysowanie kolejnych PK na mapę i ruszamy dalej, straszy trochę deszczem, ale przestaje padać dosyć szybko. Jedziemy na PK17, najechaliśmy na punkt od tej gorszej strony przez co przedzieraliśmy się przez krzaki na nasypie.
PK2 - pierwsze błądzenia, takie delikatne, ale zafundowaliśmy sobie przeprawę przez chaszcze i pokrzywy, powrót z punktu już po normalnej drodze

Na PK12 objazd wydaje się długi, trzeba było skrócić trasę uciekając z mapy :) Dojazd na punkt odmierzamy linijeczką po przecinkach.

Na Lisią Górę (PK13) też trafiamy bez problemów, podobnie jest z PK4, idzie całkiem nieźle. Przy PK4 przepadły mi gdzieś okulary, odłożyłem je gdzieś w trawę jak szukaliśmy punktu i już tam ostały... papa okularki.

PK19 to wiadukt... z tym, że po przeczytaniu opisu jakoś zapomniałem, że to miał być wiadukt i szukaliśmy punktu po drzewach... dopiero widok wiaduktu mnie otrzeźwił :) W drodze na punkt trochę zlichłem, siedzę na kole Damianowi.

PK1 - od razu wyglądał groźnie, było trochę nieparlamentarnego słownictwa, duuuużo gapienia się w mapę i niemożności ustalenia własnego położenia, i trochę szczęścia kiedy to punkt spadł nam niczym z nieba :) Tak błądziliśmy w jego okolicach (mapa nie narusza praw autorskich):


PK15 - wielokrotne odliczanie metrów po przecinkach i precyzyjnie lądujemy na punkcie, trochę się podbudowałem po problemach z PK1, tylko, że picie się skończyło :|


W drodze na PK10 wstąpiłem sobie na disco... bynajmniej jednak nie po to, żeby pofalować tylko nabyć drogą kupna ciecz nadającą się do naszych bukłaków. Cóż, wybór napojów bezalkoholowych był skromny, a ceny... 2,5zł za 250ml czyli 10zł za litr wody. Była to najdroższa woda jaką piłem. Robimy sobie przerwę... to znaczy dajemy deszczowej chmurze trochę czasu, żeby sobie poszła. Jak przestaje padać ruszamy i punkt znajdujemy bez problemów. od tej chwili do samej mety mam w butach wodę, często marudzę Damianowi, że zimno mi w nogi :)


Droga na PK11 była długa ale jechało mi się całkiem dobrze, sam punkt sprawił nam trochę figla ale Damian w końcu go znalazł. Spotkaliśmy tam rowerzystę, który szukał go już od godziny i miał się poddać ale ostatecznie wrócił szukać punktu razem z nami. Spotykamy tez Pawła B., niestety zepsuło mu się kolano i odpuszcza rywalizację, pytamy o PK5, Paweł mówi coś o drodze, która jest dziwna.
PK5 - droga na punkt faktycznie dziwna, była tu jakieś 50lat temu i potem zarosła, w terenie zaznacza się wyraźnie, ale jechać po nie raczej się nie da. Na punkcie spory tłumek się spotkał, Wiki, Kita, Mnowaczy, ktoś tam jeszcze, nawet dwóch ciekawskich myśliwych.

PK18 to chyba najłatwiejszy punkt, my jednak nie omieszkaliśmy przy nim trochę pobłądzić z mojej przyczyny.
PK16 - nogi podają jeszcze całkiem nieźle (przynajmniej moje), jadę pierwszy, punkt niby prościutki, na jaz trafiam z palcem w d... kasowniczek ma być na drzewie 10 m na N od jazu, obeszliśmy wszystkie drzewa najpierw w promieniu 10m potem 50 a potem 100m na N i nic. Nawet się zastanawiam czy N rzeczywiście oznacza północ, czy może już jakiś zamroczony jestem ze zmęczenia. W końcu sprawa się wyjaśnia, telefon do budowniczego - "Błąd w opisie, drzewo na SW"... Pozdrowienia dla organizatorów :)
Damian zaczyna coś mówić o mroczkach między nogami (oczami?) i stwierdza, że nie stać go już na nic więcej niż dojazd do mety. Ja ruszam jeszcze na PK9. W drodze na punkt uchodzi ze mnie powietrze. Ledwo się wlokę po pustych o niedzielnym poranku drogach. Podczas szukania punktu po lesie prowadzę rower. Nie mam siły jechać. Picie skończyło się parę godzin temu, jedzenie też. lustruję zawartość plecaka, na szczęście znajduję tam trochę suszonych moreli i parę łyków napoju energetyzującego. Dość długo odpoczywam, trochę mi się polepszyło, można jechać. Do bazy około 25km. Górka dołek górka dołek... i tak cały czas, mam dość, gadam już do siebie nie szczędząc mięsa. Jakoś dojechałem do Białego Boru i wychodzi na to że zdążę jeszcze na PK9. Podbudowało mnie to psychicznie, siły wracają, punkt odnajdują bez kłopotów, a że czasu mam jeszcze sporo urządzam sobie kolejną dłuższą sjestę...
Można się zmęczyć na takim grassorze

Na mecie dowiaduję się, że jestem drugi, przegrałem o 2 minuty, cóż sjesta słono mnie kosztowała, za błędy trzeba płacić. Gratuluję zwycięzcy!

I traska na koniec
Kategoria Maxi 100km i więcej, W towarzystwie, Zawody i rajdy
Dane wyjazdu:
29.00 km
2.00 km teren
03:00 h
9.67 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
do pracy
Środa, 17 czerwca 2009 · dodano: 24.06.2009 | Komentarze 0
Po pracy pojeździliśmy sobie z Kasią po Parku Żródliska, jest pikny :)Dane wyjazdu:
55.00 km
20.00 km teren
02:24 h
22.92 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
Testowanie nowego koła przed grassorem
Wtorek, 16 czerwca 2009 · dodano: 24.06.2009 | Komentarze 0
Od masy krytycznej bez roweru... to był trudny czas tęsknoty ;) Jak dopadłem rower to i poczułem ten wiaterek pod kaskiem... ehhh miód malina :) Do Koluszek i z powrotem, bardzo fajne traski.Dane wyjazdu:
50.00 km
20.00 km teren
03:46 h
13.27 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower: