Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi tomalos osady Chlewo, Łódź. Przekręciłem już z BIKEstats 29758.89 kilometrów w tym 9317.12 po wertepach Jeżdżę z prędkością średnią 20.62 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Nie mam rowerów...

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy tomalos.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2007

Dystans całkowity:1389.39 km (w terenie 470.20 km; 33.84%)
Czas w ruchu:67:24
Średnia prędkość:20.61 km/h
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:69.47 km i 3h 22m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
58.14 km 13.00 km teren
02:22 h 24.57 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

praca, powrót przez las po burzy,

Czwartek, 14 czerwca 2007 · dodano: 14.06.2007 | Komentarze 1

praca, powrót przez las po burzy, więc cały się zachlepałem

Dane wyjazdu:
58.30 km 13.00 km teren
02:07 h 27.54 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

REKORD TRASY!!!

Wtorek, 12 czerwca 2007 · dodano: 12.06.2007 | Komentarze 2

REKORD TRASY!!!

Pobiłem dziś mój rekord na trasie Sieradz-dom. Miało to miejsce w drodze powrotnej z pracy. Okazało się, że muszę pilnie być w domu, więc deptałem ostro. Początkowo nie planowałem bić rekordu, jednak szło ładnie, więc czemu by nie :)
Dane powrotu

Dystans 28,9km
Średnia = 31,26km/h
Czas 00:55:29
Teren 6.5km

Jestem z siebie zadowolony bo jechałem na typowo terenowych kapciach, byłem przemęczony i niewyspany (BARDZO), a od Warty zrobiło się pod wiatr.

niestety nie ma opisu wyprawy jeszcze, nie wyrobiłem sie:(

Dane wyjazdu:
58.08 km 13.00 km teren
02:31 h 23.08 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

do pracy

Poniedziałek, 11 czerwca 2007 · dodano: 11.06.2007 | Komentarze 0

do pracy

Dane wyjazdu:
68.23 km 19.00 km teren
03:41 h 18.52 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Sudety - dzień 4 - powrót.

Niedziela, 10 czerwca 2007 · dodano: 10.06.2007 | Komentarze 9

Sudety - dzień 4 - powrót. Zobacz też: dzień 0 - dojazd, dzień 1, dzień 2, dzień 3
Niestety Canon pojechał w inne góry a ja musiałem pstrykać starym pożyczonym kompakcikiem :/

Żabie Oczko, prawda że interesujące? :)


Rano zjechałem do Pokrzywnej i potem do Wieszczyny, gdzie wsiadłem na czerwony szlak pieszy. Dojechałem nim do Dębowca, za którym gubię gdzieś szlak. Obieram kierunek mniej więcej właściwy i do Sanktuarium św. Józefa gdzie odnajduję czerwonego.

Przy sanktuarium. No to w końcu jak? Jechać czy nie jechać, oto jest pytanie, w końcu jazda na rowerze to prawie jak modlitwa :) O, a tam na dole jest jeszcze stojak na rowery :)


Cofam się trochę czerwonym do pierwszego potoku z zamiarem wzięcia porządnej kąpieli przez wjazdem do Prudnika, znalazłem odpowiednie miejsce, wypluskałem się, wskoczyłem w świeże szmatki i dalej czerwonym do Prudnika. Dojechałem do sanktuarium... a tu MSZA!!! Przedzieram się ostrożnie przez tłum, ludziska muszą mieć niezły ubaw :) Dobrze, że jestem po kąpieli bo była by siara :)

Z sanktuarium do Prudnika już z górki i to blisko. Pokręciłem się jeszcze po mieście, spiłem piwko i udałem się na dworzec (szumna nazwa) gdzie oprócz zakupu biletu podładowałem telefon. Pani w okienku musiała się strasznie nudzić bo bardzo przedłużała rozmowę ze mną. Z Prudnika pociągami do Kalisza i z Kalisza do domu rowerkiem. I po wyprawie.

Dane wyjazdu:
109.43 km 26.00 km teren
06:45 h 16.21 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Sudety - dzień 3. Zobacz

Sobota, 9 czerwca 2007 · dodano: 09.06.2007 | Komentarze 12

Sudety - dzień 3. Zobacz też: dzień 0 - dojazd, dzień 1, dzień 2, dzień 4 - powrót
Niestety Canon pojechał w inne góry a ja musiałem pstrykać starym pożyczonym kompakcikiem :/

Lipova-Lazne, Jesenik, Karlova Studanka, Pradziad, Karlova Studanka, Vbrno pod Pradedem, Hermanowice, Zlate Hory, granica, Jarnołtówek, Biskupia Kopa, Jarnołtówek, Żabie Oczko.

Ze względu na moją nieporadność w odnajdywaniu się na czeskich szlakach postanawiam, że dziś nie pcham się w teren tylko jadę asfaltami.

Od noclegowni ruszam przez Lipową, Jesenik i Vidly do Karlovej Studanki. Dzień zaczyna się łagodnym podjazdem do miejscowości Bela, potem z łagodnego robi się 11% na przełęcz. z przełęczy szybki zjazd do miejscowości Vidly i do Karlovej znowu kilkukilometrowy podjazd, tym razem 12%. Po drodze (Bala pod Pradedem) zatrzymuję się przy sklepie na mały śniadaniowy popasik, po chwili podjeżdża grupka szosowców. A z Karlowej to już wiadomo, 6km ostro pod górę na Pradziada. Postanowiłem, że wjadę na górę bez zatrzymania i że jak przejadę kilkaset metrów to ocenię ile mam jeszcze sił po dotychczasowych podjazdach i określę sobie prędkość minimalną. Tak też zrobiłem i wyszło, że będzie to 9km/h. Okazało się, że z taką prędkością łykam kolejne grupki jak i pojedynczych rowerzystów, zarówno na trekkingach jak i na MTB. Czekam jedynie kiedy wyprzedzi mnie jakiś szosowiec. Chyba mało ich akurat wjeżdżało bo wyprzedził mnie tylko jeden, oddech drugiego przez długi odcinek czułem na plecach ale gdzieś po drodze mi przepadł. Podjazd nie okazał się jakiś straszny, ten przed Karlovą wydawał mi się cięższy. Na szczycie masa bikerów (na oko 100).



Zrobiłem dwie honorowe rundki dookoła wieży TV, przegryzłem nieco i.... 6km zjazdu z minimalną prędkością 50km/h :) SUUUUUUUUUUPER!!!!! :D Potem kolejne kilometry zjazdu do Vbrna pod Pradedem, było akurat po burzy, więc koła zrobiły mi niezły prysznic :)

Z Vbrna do Zlatych Hor przez Hermanowice w których poszukując obiadu zafundowałem sobie stromiasty podjazd przez wieś i nic nie znalazłem. No ale przynajmniej przejechałem sobie przez bardzo uroczą miejscowość. Po drodze bardzo fajne widoczki, do prawdy przesympatyczny krajobraz.



Po czeskich asfaltach jeździło mi się świetnie, nie ma dziur, ruch bardzo mały, w takich warunkach to można by szosówką śmigać z wielką frajdą.

W Zlatych Horach wybieram sobie knajpę tuż przy ratuszu i zamawiam obiadek z browarkiem :)



Napełniam jeszcze bukłak i ruszam w kierunku granicy kupując za ostatnie korony Staropramena na wieczorne posiedzenie :)
ZA granicą skręcam w prawo do Jarnołtówka gdzie kupuję lada i pierwszą od kilku lat Coca Colę :) Nie wiedziałem, że to cholerstwo takie drogie jest :) Zakupuję też mapę gór opawskich i ruszam w kierunku Biskupiej Kopy. Straszy burzą, więc zatrzymuję się w schronie w celu przeczekania, po chwili podjeżdża biker. Rozmawiamy przez chwilę, wypytuję go możliwość podjazdu na Biskupią. On stwierdza, że nie będzie już padać i pojechał - też na Biskupią, ale mocnym technicznym podjazdem na który nie chciałem się pchać z cieżkawym plecakiem bo pewnie by się skończyło na wnoszeniu roweru. Ja postanowiłem jeszcze poczekać, ale rzeczywiście burza się oddaliła i pojechałem. Ostatni odcinek podjazdu (po granicy) też okazuje się trudny technicznie i stromy, przynajmniej dla mnie i parę razy muszę zejść z rowerka. Wchodzę na wieżę widokową (2.50zł lub 16KC). Potem gadam z Czechem z kasy o mojej ramie i plusach i minusach różnych hamulców.

W dole Zlate Hory



Planowałem spać gdzieś tu w pobliżu ale zjazd do Jarnołtówka mi się spodobał i nie chciało mi się zatrzymywać (byłem tam w kilka min:D) :) poza tym było jeszcze całkiem wcześnie a ja nie miałem jeszcze dosyć gór :) Postanowiłem, że wjadę na przeciwną stronę doliny i tam się prześpię przy Żabim Oczku. Długo szukałem prowadzącego tam szlaku ale się udało (było trochę przedzierania się przez pokrzywy) i rozpocząłem zmagania ze stromym podjazdem. Po drodze poganiały mnie odgłosy nadciągającej burzy.

Góra w tle to Biskupia Kopa, byłem tam całkiem niedawno :)


Noclegownia


Dane wyjazdu:
87.75 km 58.00 km teren
06:45 h 13.00 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Sudety - dzień 2. Zobacz

Piątek, 8 czerwca 2007 · dodano: 08.06.2007 | Komentarze 9

Sudety - dzień 2. Zobacz też: dzień 0 - dojazd, dzień 1, dzień 3, dzień 4 - powrót
Niestety Canon pojechał w inne góry a ja musiałem pstrykać starym pożyczonym kompakcikiem :/

Bardo źródełko, G. Kalwaria (Bardzka), G. Jodłowa, Bardo źródełko (wrrr), Laskówka, Mąkolna, Złoty Stok, Orłowiec, Lądek Zdrój, Stojków, Stary Gierałtów, Przełęcz Gierałtowska, Vojtovice, Zulowa, Cerna Voda, Zulowa (wrrr), Lipova-Laze (okolice).

Wstałem około 5:00, pozbierałem zabawki i ruszyłem niebieskim (i zielonym) szlakiem pod górę, najpierw na punkt widokowy na Bardo, gdzie zastałem piękny spektakl wyłaniającego się z chmur miasta...


...a potem na G. Kalwarię z kapliczką M.B. Płaczącej. Oj ciężkim podjazdem dzień mi się zaczął. Podczas zjazdu napotkałem żółty szlak rowerowy i pomyślałem sobie, że pojadę nim i że może doprowadzi mnie do Złotego Stoku a miałem lichą mapę tych rejonów, bez szlaków rowerowych. I co? I doprowadził mnie do źródła przy którym spałem. Nie pozostało mi nic innego jak ponownie wspinać się na górę, tym razem jednak wybrałem szlak zielony, na którym deniwelacje wydawały się mniejsze. Zielonym przez Laskówkę i Monkolno odjechałem do Złotego Stoku.

Po drodze znalazłem oponkę na trudniejszy teren.


Ominąłem boczkiem Złoty Stok i skierowałem się na Lądek Zdr. Początkowo asfaltem a potem dobiłem do zielonego szlaku, by na Przełęczy Jaworowej przerzucić się na czerwony, którym zjechałem do Orłowca. Cóż to był za zjazd! Stromo jak cholera, krzaki jak diabli i jeszcze szlakiem płynął potok, dobrze, że nie przyszło mi do głowy tam podjeżdżać :) Do tego już w Orłowcu szlak prowadził przez podwórko :) Od Orłowca poszło już gładko.
Lądek


W Lądku zaopatrzyłem się w mapę Jeseników, napełniłem źródełko i obrałem kurs na granicę. Główną drogą do Stojkowa i tam pod górę do niebieskiego szlaku by potem zjechać razem z nim do Starego Gierałtowa. Jest to miejscowość, która bardzo mi się spodobała, taki koniec świata, gdzie życie toczy się leniwie, bez pośpiechu, Mógł bym tam zamieszkać :)

W Gierałtowie wskoczyłem na czerwony i nim wspinałem się na przełęcz. Przy wiacie na szlaku było rozdroże na szlakowskazie do przełączy 15min (chyba), ale widziałem, że poziomice gęsto i pomyślałem sobie, że przecież ta druga droga nie może prowadzić nigdzie indziej niż na przełęcz, więc pojechałem "tą drugą drogą". Początkowo szło super, ostro pod górę ale mniej więcej we właściwym kierunku, z czasem kierunek był coraz mniej właściwy a droga coraz mniej widoczna, aż zniknęła. Niewiele myśląc zarzuciłem rower na ramię i sru przez krzaki w kierunku granicy, bo nie mam w zwyczaju zawracać :) Tym sposobem po pierwsze i tak musiałem wnosić rower (co czekało mnie też na czerwonym) po drugie miałem sporo dalej, a po trzecie dużo wyżej bo wylądowałem niemal dokładnie na pobliskim szczycie (Hranicni Vrch). Nie pozostało mi nic innego jak zjechać do przełęczy wymijając tablice "Granica państwa przekraczanie zabronione" i krzaczory bo dość mocno granica tu zarosła. Na przełęczy robię popasik i gdy tak sobie zajadam bułkę ze zwierzakiem nagle w tym odludnym miejscu zjawia się para młodych wyperfumowanych eleganckich zakochanych żwawym krokiem maszerujących z Czech do Polski. Ja popedałowałem w kierunku przeciwnym



Super polanki zaraz za granicą




Po przekroczeniu granicy od razu pogubiłem się w zawiłościach Czeskich szkaków, ścieżek i tras rowerowych, te co miałem na mapie wcale nie zgadzały mi się z tymi co widziałem w terenie, zresztą moja mapa nie raz wyprowadziła mnie w czeskie maliny. Nie mogąc się połapać o co w tym chodzi olałem szlaki i zjechałem do Vojtovic, zjazd był suuuper, na liczniku cały czas koło 50km/h, ni to asfalt ni to szuter, co kilkadziesiąt metrów hopka nad kanalikiem odprowadzającym wodę, i życie jest piękne :D

Z Vojtovic przez Petrovice do Zulovej bardzo malowniczymi drogami. Przez Zulovą chciałem zrobić sobie skrót i w jechałem w drogę gdzie był zakaz wjazdu, pedałuję ostro pod górę, potem zjazd (miała ta droga jakieś 2km) i... dojechałem do bramy jakiegoś zakładu, w tył zwrot i najpierw podjazd a potem zjazd. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo zjazd był super (65.4km/h) :) W Zulowej stwierdziłem, że dam szansę mojej mapie i postanowiłem pojechać do Jesenika szlakiem czerwonym pieszym i zarazem trasą rowerową. I co? I dupa blada. Dwie godziny przedzierania się przez totalne krzaki (na mapie widniały drogi), prywatne działki, po nieustannych stromiznach i przeczesywania zarośli w poszukiwaniu oznaczeń. Skończyło się na tym, że ponownie wylądowałem z Zulovej. Ale nie ma tego złego... :) Do Zulovej zjechałem leśną drogą z dziurawym brukiem, wyciskając Vmax wycieczki, 68,6km/h po sporych wyrwach... była adrenalinka :)

Wstępuję jeszcze do baru po piwo na wieczór (nie mogę znaleźć otwartego sklepu) i uzupełniam źródełko. Teraz już bez bawienia się w szlaki ruszam asfaltem na Lipova-Laze. Myślałem że dojadę do Jesenika, ale jeszcze przed Lipovą skręcam w boczną drużkę i rozbijam się pod świerkiem ze względu na niespodziewany i silny ból w lewej nodze. Jak leżałem sobie już w śpiworku i spijałem piwko to bardzo blisko przeszła sarna a kilka minut potem kuna.





Dane wyjazdu:
74.64 km 55.00 km teren
05:24 h 13.82 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Sudety - dzień 1. Zobacz

Czwartek, 7 czerwca 2007 · dodano: 07.06.2007 | Komentarze 11

Sudety - dzień 1. Zobacz też: dzień 0 - dojazd, dzień 2, dzień 3, dzień 4 - powrót
Niestety Canon pojechał w inne góry a ja musiałem pstrykać starym pożyczonym kompakcikiem :/

Dzierżoniów, Przełęcz Walimska, Wielka Sowa, Przełęcz Jugowska, Przełęcz Wolbirska, Srebrna Góra, Góry Bardzkie, Bardo.

Z Laskowic do Dzierżoniowa pociągiem.


Przesiadka we Wrocławiu, gdzie do pociągu ładowało się mnóstwo rowerzystów ze swoimi maszynami. Efektem tego było zawalenie rowerami każdego przejścia, do czego przyczyniłem się również ja :)


Dlaczego PKP nie podstawia wagonu bagażowego skoro z góry wiadomo, że pociąg będzie zawalony rowerami?

W przedziale jechałem z dwoma rowerzystami z Poznania, którzy wybierali się rowerami do Pragi.

W Jaworzynie przesiadka do szynobusa, tu też sporo bikerów, ale są i miejsca na rowerki :)


Z Dzierżoniowa ruszam atakować Wielką Sowę ale najpierw na Przełęcz Walimską.




Podjeżdżałem pod nią nieco ponad miesiąc temu od strony Walimia. Podjazd idzie mi zaskakująco sprawnie. Na przełęczy uzupełniam źródełko (upał sprawił, że już wyżłopałem 2l bukłak). Dalej na Wielką Sowę też jedzie mi się gładko.



po drodze spotykam pacjenta z wężem w tylnym kole. Zmienił dętkę, ale miał nową pompkę, która jak się okazało nie była sprawna. Pompuję mu koło, pogadaliśmy i pojechaliśmy (on w dół, ja w górę). Na Wielkiej Sowie istny piknik, grille, koniki, pieski, cuda wianki.



Z Sowy czerwonym pieszym i rowerowym zarazem sru po kamieniach i korzeniach na Kozie Siodło.



A potem na przełęcz Jugowską. Trochę mi się spieszyło w Jeseniki, więc widząc, że dalej na czerwonym są duże deniwelacje ruszam zielonym rowerowym przy rezerwacie Bukowa Kalenica a od Bieławskiej Polany Niebieskim rowerowym na Przełęcz Wolbirską. Na przełęczy spotykam rowerzystę ze złamanym hakiem, współczuję mu ale cieszę się że mój hak jest cały :) Był o tyle dobrej sytuacji, że już jechał po niego znajomy samochodem a dla mnie taka przygoda oznaczała by koniec wyprawy.
Nawet XTR nie pośmiga ze złamanym hakiem :)


Ucinam sobie z łamaczem haków przyjemną pogawędkę i ruszam dalej według jego wytycznych, co okazuje się strzałem w dziesiątkę :) Jadę niebieskim pieszym do Srebrnej Góry. Już w Srebrnej całkiem srogi zjazd, sprowadzam rower w najcięższym miejscu.


Potem dalej jadę niebieskim szlakiem. Z przełęczy Wilczej na Wilczek pierwszy podjazd masakra, połowę wjeżdżam z prędkością 3-4km/g a połowę wnoszę rower. Wysiłek się jednak opłacił, na szczycie super widoczki i jakoś tak mi się bardzo podobało :)


Potem przez góry dalej jadę niebieskim, trochę było błądzenia, trochę przedzierania się przez krzaczory ale potem do Barda był już fajny zjazd :)

Zaraz za Bardem pierwszy nocleg w terenie, przespałem się przy źródełku, bo było zadaszone i w razie deszczu było się gdzie schować.
Jak widać było super :) (przy okazji coś dla wielbicieli/wielbicielek łydek)


Noclegownia.



Dane wyjazdu:
175.42 km 28.00 km teren
06:50 h 25.67 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Sudety - dzień 0 - dojazd.

Środa, 6 czerwca 2007 · dodano: 06.06.2007 | Komentarze 10

Sudety - dzień 0 - dojazd. Zobacz też: dzień 1, dzień 2, dzień 3, dzień 4 - powrót

Niestety Canon pojechał w inne góry a ja musiałem pstrykać starym pożyczonym kompakcikiem :/

Rano jak przystało na człowieka w szponach cywilizacji pojechałem do pracy (rowerem oczywiście - jak przystało na rowerowego odchyleńca :)). Urwałem się z pracy wcześniej bo koło 13:00 i planowałem śmignąć do Jelcza-Laskowic do kuzyna na nocleg... ale jak się okazało moja wczorajsza próba naprawienia opony zakończyła się fiaskiem, więc podjechałem do chłopaków na sklep po nową oponkę. Nie było akurat na za bardzo z czego wybierać i kupiłem hutchinson rock.


W sklepie zmieniłem oponkę i dokułem dwa ogniwka łańcucha bo w domu skróciłem na oko a oko się pomyliło :) Wyjechałem więc dopiero około 14:20. Pojechałęm przez Charłupię W., Kliczków, Chajew, Brąszewice, Kuźnicę Zagrzebską, Kraszkowice do Grabowa n. Prosną. Od Grabowa już standardowo przez Ostrzeszów, Kobylą G., Syców, Bierutów do Posadowic. W Posadowicach krótka wizyta u babci i szybko przez Sątok i lasy do Jelcza Laskowic, żeby zdążyć przez nocą (po drodze zgubiłem gdzieś tylną lampkę) i przed burzą, która rozwijała się po mojej lewej już od Sycowa.

coś specjalnie dla Kosmy :)


Oj będzie się działo.


Zdążyłem i przed burzą i przed zmierzchem.

Mapka trasy

opisy pozostałych dni wieczorem (mam nadzieję, że się wyrobię)

Dane wyjazdu:
88.79 km 45.00 km teren
04:02 h 22.01 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Długo kombinowałem gdzie by

Niedziela, 3 czerwca 2007 · dodano: 03.06.2007 | Komentarze 12

Długo kombinowałem gdzie by tu jechać, żeby pośmigać po terenach gdzie mnie jeszcze nie było i udało się, przynajmniej częściowo :)

Najpierw pojechałem przez Goszczanów do lasu wroniawaskiego, potem lasem do Kaszewa, wertepami przez Lipicze do Żdżar. Tam zaczęły się nowe dla mnie tereny, dojechałem do Marcjanowa i... zgubiłem się kompletnie. Nie miałem dobrej mapy (tylko wydruk z neta) a okazało się, że to totalne odludzia, przez jakieś 30km nie wiedziałem gdzie jestem i jechałem w kierunku mniej więcej właściwym, a raczej mniej niż więcej ale w końcu dojechałem do znanych mi Kowali Księżych. Potem przez Kaczki Średnie, Wietchilin i Mikulice do Dobrej. Z Dobrej już najkrótszą drogą do domu bo pogoda zaczynała się psuć, nie potrzebnie się jednak jej przestraszyłem bo w końcu nie padało i mogłem jeszcze spokojnie wydłużyć wycieczkę.

Chciał się pościgać :)


Leśny popas




Hmmm gdzie ja jestem!





Dane wyjazdu:
8.00 km 7.00 km teren
00:20 h 24.00 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Sprawdziłem jak wyszedł mi serwis

Piątek, 1 czerwca 2007 · dodano: 01.06.2007 | Komentarze 4

Sprawdziłem jak wyszedł mi serwis amorka :)

nowa część - uszczelki do amorka (Enduro - fajne niebieskie :))